Lavender w końcu wykonała pierwszy ruch, co stało się, jak przypuszczała Hermiona, jakoś przez ostatnie dwa dni, kiedy ona zajmowała się profesorem Snape'm. Całe szczęście, szczególnie że Ron nie interesował się za bardzo gdzie była albo co robiła przez ten weekend. Tak naprawdę, chyba nie interesował się za bardzo niczym, oprócz badania migdałków Lavender, co wywnioskowała po tym jak spotkała ich w drodze powrotnej do wieży Gryffindoru. Hermiona poczuła ostre ukłucie zazdrości na ich widok, jednak szybko zamieniło się ono w uczucie ulgi. Po prostu miała jedną rzecz, o którą musiała się martwić, z głowy.
Harry pokazał trochę więcej zainteresowania jej obecnością niż Ron. Złapał ją za ręce, kierując na kanapę, kiedy tylko się pojawiła. Wydawał się nie zauważać bladości jej skóry, podkrążonych oczu czy cienkiej blizny przecinającej je prawą brew. Dumbledore usunął siniaki i zaleczył rozcięcie nad jej okiem. Pomyślał nawet o odświeżeniu jej ubrania i uporządkowaniu włosów zaklęciem, zanim wróciła, ale nie mógł usunąć bólu kości, który czuła, kiedy jej przyjaciel przygotowywał się do zwierzeń.
-Hermiono! Gdzie byłaś? Spotkałem dzisiaj rano Dumbledora!
Zebrała ostatnie rezerwy siły- to zabawne, sądziła że już ich nie ma- i zaczęła słuchać.
-Tak? Co się stało?
-Pokazał mi Voldemorta? Jako dziecko!
-W myślodsiewni?
-Tak! Był sierotą. Dumbledore poszedł do sierocińca, żeby dać mu list?
Kiedy Harry opowiadał szczegóły wspomnienia Dumbledora, Hermiona zmusiła się do uwagi. To były informacje, które powinna zapamiętać i chronić tak, jak powinna chronić sekret profesora Snape'a. Nagle poczuła się bardzo młoda i mała, bezbronna w starciu z Czarnym Panem, który kontrolował ich życia i wzbudzał przerażenie.
Więc on, również, był kiedyś dzieckiem, podobnie jak Harry sierotą, i dorastał w miejscu pozbawionym miłości. Wydawało się nie możliwe, że młody mężczyzna którego opisywał Harry, nie ważne jak okrutny i zimny, mógł wyrosnąć na coś tak nieludzkiego. Jak mogli w ogóle go pokonać? Wydawało się szaleństwem nawet próbować. Jakaś jej część chciała wyrzucić różdżkę i wrócić do domu, udając że to był długi i chwilami cudowny sen. Ale patrzyła na poważną twarz Harry'ego, tak kochaną i znajomą, ale noszącą znak tego nienawistnego drania. Pomyślała o profesorze Snapie, torturowanym, bitym ale wciąż ludzkim, wciąż walczącym.
Nigdy się nie poddam, pomyślała gwałtownie.Chociaż mnie to zabija, zobaczę jego klęskę. I wyciągnę z tego was obu żywych.
-Hermiono? Wyglądasz, jakbyś była milion mil stąd.
-W porządku- odpowiedziała.- Po prostu myślę o tobie. Też byłeś sierotą. Nikt nie pokazał ci, jak być skromnym, prawdomównym czy miłym. A jednak taki jesteś.
-Nie lubię myśleć o tym tak, że jesteśmy tacy sami.
-Nie jesteście tacy sami. Nie moglibyście się bardziej różnić.- I wtedy, chyba z powodu zmęczenia, zaczęła lekko płakać.
-Hermiono!- zawołał z niepokojem Harry.
-Wszystko w porządku, Harry- odparła, wycierając oczy.- Myślę, że po prostu muszę się położyć. Mam sporo do przemyślenia.
-Czy to? Jest ci przykro przez Rona?
-Przez Rona?
-No wiesz? Eee? Ron chyba myśli, że możesz się przejmować nim i Lavender.
-Czy jest coś co powinnam wiedzieć o Ronie i Lavender?- zapytała, udając nieświadomość.
-Chyba? Po meczu.. Cóż, chyba coś z tego będzie.
Starała się wyglądać na zamyśloną.
-Ron i Lavender? Chyba do siebie pasują.
-Ale nie jest ci przykro?
-Dlaczego miałoby mi być przykro?
-No po prostu? Ron powiedział, że jesteś w nim trochę zadurzona.
-Ron powiedział, że jestem w nim trochę zadurzona?- To było po prostu upokarzające. Od jak dawna wiedział?
-Słuchaj, nie wściekaj się Hermiono. On się po prostu martwił, że?
-Ron powiedział, że jestem w nim trochę zadurzona?- a teraz temu dupkowi było przykro z jej powodu? Niewiarygodne. Poderwała się z kanapy.
-Cholera. Hermiono. Najwyraźniej niechcący się w to wtrąciłem. Po prostu zapomnij, że to powiedziałem.
-Myślał, że się w nim zadurzyłam, tak? Nie mógł się bardziej mylić. I tylko po to, żeby pokazać mu, że totalnie nie przeszkadza mi jeśli chce wysysać twarz Lavender Brown, chyba zaproszę Cormaca McLaggena na imprezę gwiazdkową.
-Nie. Przestań? Hermiona!- krzyknął Harry kiedy odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku dormitorium.
To był oczywiście beznadziejny pomysł. Nic nie mogło bardziej upewnić Rona w tym, że ona usycha z tęsknoty za nim, niż to, że wpadała w szał za każdym razem kiedy go widziała. A teraz musiała uciekać przed McLaggenem co kilka minut. Nie mogłaś po prostu powiedzieć ?Dlaczego, na Merlina, miałby tak myśleć"? zapytała się z wściekłością, szarpiąc loki grzebieniem. Kiedy przelała wystarczająco dużo frustracji na włosy, wzięła do ręki różdżkę i za jej pomocą wygładziła je i zwinęła w luźny kok.
Ubrała się w zieloną, jedwabną sukienkę, którą przysłali jej rodzice na urodziny i z zadowoleniem przejrzała się w lustrze. Zzieleniejesz z zazdrości Ronie Weasley. Pomyślała. Wtedy przypomniała sobie o McLaggenie, który pewnie czekał już na nią u stóp schodów i westchnęła. Może powinna włożyć trochę mniej wysiłku w swój wygląd tej nocy. Nie potrzebowała nikogo o ?romantycznych intencjach".
McLaggen faktycznie czekał na nią w pokoju wspólnym, kiedy wyszła z dormitorium. Powitał ją pożądliwym spojrzeniem. Musiała walczyć ze sobą, żeby nie odwrócić się i nie uciec do pokoju. Na Merlina, coś ty zrobiła Hermiono? Pomyślała.
-Cormac- powiedziała serdecznie
-Wyglądasz olśniewająco- powiedział i ciężko jej było nie czuć zadowolenia. Zaoferował jej ramię, ale wiedziała, że nie może go dotknąć.
-Nie bądź głupi- powiedziała. ? Czarownica dzisiaj może chodzić bez pomocy.- Wyglądał jakby poczuł się trochę odepchnięty, ale szedł obok niej bez dalszych komentarzy.
To było dziwne; spędziła tyle czasu w ostatnich latach myśląc o Ronie, a kiedy zaczęła się obawiać że on nie odwzajemnia jej uczuć, wyrobiła w sobie nawyk oceniania różnych czarodziejów z jej roku jako potencjalnych partnerów. Teraz szła z McLaggenem marząc jedynie, żeby w jakiś sposób niezauważalnie zniknął. Próbowała wmówić sobie, że to przez to, że był tak arogancki? kiedy zwróciła na niego uwagę na chwilę, zorientowała się, że opowiada różne wygrane w Quidditcha, więc szybko powróciła do własnych myśli. Ale, tak naprawdę, nie była za bardzo zainteresowana żadnym czarodziejem od początku roku. To też jest pozytywne pomyślała ostro. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujesz, to wywołanie jakiegoś idiotycznego zauroczenia. Jesteś mężatką!
Mężatka. Ta myśl była wciąż dla niej tak obca jak jedzenie ślimaków. Starała się o tym nie myśleć, bo każda wzmianka sprawiała, że czuła się jakby się dusiła.
-Więc złapałem jego pałkę i uderzyłem tłuczek najmocniej jak mogłem. Oczywiście nadal wisiałem do góry nogami na miotle, ale?
Westchnęła. Ta noc nie skończy się zbyt szybko.
***
Gabinet profesora Slughorna jakimś cudem powiększył się trzykrotnie od kiedy ostatnio go widziała i był całkowicie zapełniony dorosłymi i uczniami w bożonarodzeniowych szatach.
-Mógłbyś przynieść mi coś do picia?- zapytała McLaggena, rozglądając się w poszukiwaniu Harry'ego i Luny. Kiedy zniknął w tłumie, zaczęła iść przy ścianie, mając nadzieję że wpadnie na kogoś kogo zna.
-Panna Granger!- zagrzmiał profesor Slughorn, chwytając jej ramię i wciągając do kółka, które zawierało Gwenog Jones, kapitankę Harpii z Hollyhead, Arsiniusa Jiggera, sławnego twórcę eliksirów i, raczej niespodziewanie, profesor Trelawney. ? To jest Hermiona Granger- powiedział.- Droga przyjaciółka Harry'ego Pottera, wiecie, i świetna uczennica! Mówią, że jest najbystrzejszą uczennicą, która pojawiła się w Hogwarcie od dwóch dekad!
Hermiona zaczerwieniła się i zastygła, nie mając pojęcia jak zacząć rozmowę po takim wstępie.
-Jak się macie?- zapytała grzecznie, ale wtedy Slughorn powrócił do kółka ciągnąc za sobą Harry'ego. Ściskał dłoń Luny i uśmiechał się sztucznie.
-A tu jest czarodziej o którym wszyscy rozmawiamy!- zawołał.- Harry Potter! Tak się cieszę, że do nas dołączyłeś, mój chłopcze!- Harry podawał ręce wszystkim dookoła, aż w końcu pochylił się do Hermiony.
-Gdzie byłaś?- wyszeptał.- Slughorn oprowadza mnie jak jakieś zwierzę w cyrku. Już dwa razy zgubiłem Lunę!
-Unikałam McLaggena- odparła.- Próbował zaciągnąć mnie pod jemiołę przez całą noc. To znaczy, kiedy nie mówił o Quidditchu.
-Dalej nie rozumiem, dlaczego go zaprosiłaś?- zaczął Harry, ale Hermiona już przeciskała się przez tłum, wciskając się między dwie, ogromne czarownice, które krzyczały radośnie. Widziała McLaggena kierującego się w stronę Harry'ego, więc poszła w kierunku drzwi, żeby wpaść na Argusa Filcha ciągnącego za ucho Draco Malfoya.
Prawie wszyscy w okolicy zatrzymali się, obserwując jak Filch prowadzi Draco do profesora Slughorna.
-Znalazłem go piętro wyżej. Mówił, że był zaproszony na twoje przyjęcie, ale jest odrobinę źle ubrany.
-W porządku, nie byłem zaproszony!- warknął Draco.- Próbowałem się jakoś wbić, szczęśliwy?
Hermiona uznała, że zamieszanie jest świetną okazją do wyjścia i wyśliznęła się z Sali. Wątpiła, żeby mogła uciec wracając do wieży; to wymagałoby zbyt wielu przeprosin i wyjaśnień. Gdyby tylko mogła znaleźć jakieś miejsce do ukrycia się na chwilę? Klasy na pewno były zamknięte o tej porze. Nagle sobie przypomniała. Mój dom twoim domem. Gabinet Snape'a był zaledwie kilka drzwi dalej. Jeśli osłony zaakceptują jej?
Zaakceptowały. Wśliznęła się do jego gabinetu, zamykając za sobą drzwi i zorientowała się, że nie wie co ze sobą zrobić. Nie mogła siedzieć na jego krześle, chociaż myśl o siedzeniu za biurkiem rozbawiła ją. Przeszła przez pokój, żeby obejrzeć półkę z książkami. Mężczyzna nie wypowiedział do niej ani jednego, cywilizowanego słowa od tego popołudnia, kiedy Dumbledore zwolnił ją z obowiązku opiekowania się nim, chociaż nie przydzielał jej już szlabanów. Gdyby tylko dał jej pozwolenie na korzystanie z tych książek? Co wydawało się być ostatnią rzeczą, którą mógłby zrobić? Tam było tyle ciekawych książek, których nie widziała w bibliotece? Przejechała dłonią po okładkach, ciesząc się dotykiem wytartej skóry. Wtedy usłyszała odgłos kroków i spanikowana, schowała się za biurkiem Snape'a.
Jej serce starało się wyrwać z jej klatki piersiowej. Była tylko jedna osoba na całym świecie, która mogła przejść przez te drzwi. Pytanie, czy powinna się natychmiast ujawnić i modlić żeby jej nie zabił, czy?
-?Nie możesz popełniać błędów, Draco, bo jeśli zostaniesz wyrzucony?
Cholera! Pomyślała. To była wystarczająca odpowiedź. Utknęła schowana za jego biurkiem. Nie mogła się pokazać Malfoyowi. Wiedziałby, że jakoś przełamała osłony Snape'a. Tak cicho jak mogła rzuciła na siebie zaklęcie kameleona. Całe szczęście opanowała zaklęcia niewerbalne.
Krew pulsowała jej w uszach tak silnie, że z trudem słyszała. Snape i Malfoy najwyraźniej się kłócili, chociaż nie rozumiała sensu ich słów.
-Jakie myśli próbujesz ukryć przed twoim panem, Draco?
-Nic nie próbuję przed nim ukryć! Po prostu nie chcę żebyś się w to mieszał!
Przed nim. Harry od miesięcy naciskał, że Malfoy dołączył do Śmierciożerców. Pewnie teraz musiała przyznać że miał rację, jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmiało. Jak ktoś kogo znała, z kim chodziła na zajęcia i posiłki, mógł przyjąć Mroczny Znak? Nie miało znaczenia że nie lubi Draco; nie lubiła wielu ludzi? Włączając Cormaca McLaggena? Ale nie oczekiwałaby, że dołączą do Voldemorta. Mimo że wiedziała, że powinien ją obrzydzać, w tej chwili było jej go żal. Biedny Draco? Ile czasu minie zanim się zorientuje co zrobił?
-Słuchaj mnie- powiedział Snape.- Staram ci się pomóc. Przysiągłem twojej matce że będę cię chronił. Złożyłem Wieczystą Przysięgę, Draco?
Kiedy to usłyszała, wszystko w niej ogarnął mrok. Przysięga wieczysta. Spojrzała w dół, jakby sprawdzając czy wciąż istnieje i nie zdziwiła się, kiedy zobaczyła jedynie podłogę. Snape złożył wieczystą przysięgę Narcyzie Malfoy. Sztywna postawa jaką zachowywała zniknęła, a ona opadła na podłogę, zamykając oczy. Nie.
Usłyszała w myślach głos Dumbledore'a. Muszę być pewien, że twoja wiara w niego nie złamie się, bez względu na to co będzie musiał zrobić opuszczając Zakon. Muszę być pewien, że doskonale rozumiesz, że wszystko, co zrobił profesor Snape, zrobił dla jasnej strony. Ale czy on wiedział? Cokolwiek Snape obiecał? a wyraźnie miało to związek z tym co Voldemort rozkazał Draco? czy Dumbledore wiedział? Czy on ich zdradzał? Co ona poślubiła?
-Jakie to ma znaczenie?- mówił Draco.- Obrona przed czarną magią? To jest tylko żart, czyż nie? Gra. Jakby ktokolwiek z nas potrzebował ochrony przed czarną magią?
-To gra kluczowa dla sukcesu, Draco!- powiedział Snape.- Gdzie według ciebie byłbym przez te lata gdybym nie potrafił udawać?
Jej serce przewróciło się i zapiekło. Nie uświadamiała sobie jak bardzo zaczęła polegać na Snapie, jak jej umysł zaczął przyzwyczajać się do ich więzi, bez względu na to jak dziwna była. Poczuła się jak latawiec spychany od rzeczy, których się naprawdę trzymała.
Nie wiesz powiedziała cicho do siebie. Nie wiesz. Sam powiedział, że jest aktorem; może tylko udaje! Pewnie Dumbledore wysłał go, żeby odkrył plan Draco? Ale dlaczego miałby nie znać tego planu skoro szpieguje wśród Śmierciożerców?
Usłyszała stuk zamykanych drzwi kiedy Draco i Snape opuścili gabinet, zapewne aby powrócić na przyjęcie. Ona też musiała tam iść. Nie mogła się tu chować. Co powiedział jej Snape?
Reszta naszego życia będzie oparta na tej farsie i musi pani współpracować.
Hermiona wstała chwiejnie i usunęła zaklęcie kameleona. Wygładziła sukienkę i wyszła z gabinetu z głową uniesioną tak wysoko, jak tylko zdołała, biorąc pod uwagę okoliczności.
Kiedy ponownie weszła do gabinetu Slughorna zaczynały się tańce. McLaggen stał obok drzwi, najwyraźniej czekając na jej powrót.
-Tu jesteś! Już zaczynałem myśleć, że uciekłaś!
-Och nie. Wiesz.. Łazienka?- powiedziała niejasno.
-Zatańczysz?
Wiedziała, że nie mogła pozwolić mu żeby ją dotknął, ale nie miała więcej energii na wykręcanie się. A po za tym czuła się trochę buntowniczo. Kim był Snape, żeby ustalać zasady? Najwyraźniej nie potrafił zmusić Malfoya do przestrzegania jakichkolwiek.
-Oczywiście- powiedziała, podając mu rękę.
McLaggen zaprowadził ją na parkiet i otoczył ją rękami. Zespół zagrał foxtrota i Hermiona zorientowała się że trafiła na raczej niepozbieranego choć entuzjastycznego partnera. Kiedy wirowali po parkiecie jej myśli popłynęły w kierunku gabinetu Snape'a. Co, na Merlina, planował Malfoy? Zaczęła się zastanawiać, czy to roztropne mówić Harry'emu o całej sprawie. Nie chodziło tylko o to, że on zawsze doszukiwał się najgorszych rzeczy w kontaktach Malfoya ze Snapem, ale również o to, że musiałaby wytłumaczyć jak dostała się do gabinetu. A po za tym? Co jeśli poinformowanie Harry'ego (a więc także Dumbledore'a) w jakiś sposób zagroziłoby Snape'owi? Westchnęła i zamknęła oczy.
Kiedy McLaggen zrobił chwiejny krok w lewo i zatrzymał się, otworzyła oczy napotykając czarne tęczówki Profesora Snape'a.
-Mogę?- zapytał, wyciągając prawą rękę. Lewa chował w rękawie.
-Profesor Snape- powiedział niepewnie McLaggen.
-W rzeczy samej- odparł Snape.- Panno Granger?
-Eee? Tak, oczywiście- drżąc lekko złapała rękę Snape'a i z zaskoczeniem poczuła, że z łatwością zamyka ją w ramionach i prowadzi do walca.
-Powinienem założyć, że pozwoliłaś się dotykać temu bełkoczącemu idiocie, bo martwisz się tym co przed chwilą usłyszałaś w moim gabinecie?- powiedział zniżając głos.
-Co? Ja?
-Nie trudź się zaprzeczaniem. A jeśli już decydujesz się, żeby wypróbować moją cierpliwość przez uwidacznianie mojego pierścienia, zrób to, z czystej uprzejmości, kiedy nie będziemy w pokoju pełnym ludzi.
-Dobrze, proszę pana. Chociaż, jeśli chce pan pozostać niezauważony, nie polecałabym tańca. Ludzie się gapią.
-Niech się gapią. Są rzeczy o których najwyraźniej musimy porozmawiać. Później zatańczę z profesor McGonagall, później z profesor Sprout, a później, zapewne, z tą dziwaczną panną Lovegood. Nikt nie zapamięta nic po za faktem, że tańczyłem.
-Pańscy koledzy może nie zauważą nic szczególnego, ale mogę pana zapewnić, Harry zauważy.
-Może to pani uznać za małą zemstę, panno Granger. Sprawiła mi pani kłopot, więc teraz też będzie pani miała kłopot. A skoro już jesteśmy w temacie niedyskrecji, twoje węszenie doprowadziło cię do niezłej zagadki, czyż nie? Albo mi zaufasz i nie powiesz nic o tym co słyszałaś, uznając że to prawdopodobnie miało związek z moim nauczaniem, albo pobiegniesz do Dumbledore'a, udowadniając mu, że już zawaliłaś to o co cię prosił.
Hermiona nie mogła wymyślić żadnej odpowiedzi, bo całkiem treściwie nakreślił problem tak, jak go widziała.
-Nie węszyłam- powiedziała, patrząc na niego z gniewem.
Ostro zakręcił, a ona podążyła za nim z sukienką powiewającą za nią.
-Nie? Jak nazwałabyś naruszanie czyjegoś prywatnego gabinetu bez jego wiedzy lub zgody?
-Próbowałam uciec McLaggenowi. Tak, żeby nie sprawić panu kłopotu.
-A zastanawiałaś się nad tym jak niegodziwie traktujesz biednego pana McLaggena? Najpierw zapraszasz go na przyjęcie, jak przypuszczam żeby wzbudzić zazdrość Weasleya; później spędzasz wieczór na uciekaniu przed nim, żeby w końcu wpaść mu w ramiona w chwili niepewności? Jak bardzo? ślizgońsko? z pani strony, panno Granger.
Poczuła, że się czerwieni. Nie pomyślała o tym w ten sposób.
-Och, przykro mi że skrzywdziłam jego uczucia- odparła.- Powinnam iść go przytulić, żeby naprawić moje okropne zachowanie?
-Nie sądzę- powiedział Snape.- W tej chwili zamierzam się upewnić, że nasz? Kontrakt? dalej obowiązuje.
-Cóż, gdyby pan zechciał po prostu wyjaśnić?
-Dlaczego miałbym się przed panią tłumaczyć? Usłyszała pani coś, co nie jest pani sprawą, a teraz się pani tym martwi. Nie widzę potrzeby uspokajać osoby, która?
-Ne potrzebuję być uspokojona, muszę tylko wierzyć, że?
-Nie obchodzi mnie w co pani wierzy. Obchodzi mnie natomiast co pani zamierza zatrzymać dla siebie.
-Daj mi powód dla którego powinnam to zrobić.
-Och, mogę dać pani nawet trzy powody, panno Granger. Po pierwsze- pochylił ją lekko, odwracając się na obcasie- i chyba najważniejsze? bo złożyła pani obietnicę. Po drugie, ponieważ nie rozumie pani tego co usłyszała. I po trzecie- szepnął, pochylając się do jej ucha.- ponieważ jestem po twojej stronie ty nieznośna mała gąsko.
Pomimo jego słów jej ręka zacisnęła się na jego ręce. Muzyka przyśpieszała, a on prowadził ją coraz szybciej i szybciej dookoła pokoju. Próbowała przejąć kontrolę nad sytuacją, ale było to tak ciężkie przez muzykę, taniec i jego oddech na szyi? Pewnie o to mu chodziło. Miała wrażenie, że zauważyła niedowierzanie na twarzy stojącego przy ścianie Harry'ego. Snape miał rację, oczywiście. Obiecała. A Dumbledore mu wierzył, była tego pewna, inaczej nigdy nie poprosiłby jej?
-Mogę potraktować pani milczenie jako zgodę?
-Tak, profesorze- powiedziała cicho, chociaż pomyślała póki co?
-Świetnie. Profesor Dumbledore prosił mnie, żebym dowiedział się jakie ma pani plany na ferie.
-Plany na ferie?
-Jakie to urocze, kiedy powtarza pani wszystko co powiem.
Popatrzyła na niego ostro, ale nie poluźniła uchwytu na jego ręce.
-Zamierzałam wrócić do domu, do rodziny.
-Więc nie zrobi pani tego.
-Słucham?
-Jestem pewien, że rozumie pani, że ze względu na pani mugolskie pochodzenie i pani przyjaźń z Potterem, Czarny Pan jest panią specjalnie zainteresowany.
Zbladła lekko, ale czekała aż będzie mówił dalej.
-Dumbledore sądzi, że najlepiej byłoby, gdyby została pani na święta w Hogwarcie, co zapewni pani bezpieczeństwo i stworzy dystans między panią i pani rodziną.
-Ale dlaczego miałabym?
-Pierwsza lekcja dwulicowości, dla pani, panno Granger, jest taka: musi pani udawać nienawiść do wszystkiego na czym pani najbardziej zależy. To jedyny sposób na zabezpieczenie tego.
Muzyka umilkła, a ona odsunęła się od Snape'a.
-Co mam powiedzieć dyrektorowi?
-Proszę mu powiedzieć, że zostanę.
-Świetnie. W takim razie porozmawiamy później- powiedział i zostawił ją zaskoczoną na środku parkietu.
-Minerwo- powiedział gładko- zechcesz zatańczyć?
Musi pani udawać nienawiść do wszystkiego na czym pani najbardziej zależy. Słowa Snape'a wciąż brzmiały w jej głowie, kiedy podszedł do niej Harry.
-Hermiono- syknął.- Co to, do cholery, miało być?
CZYTASZ
Drugie życie
FanfictionSEVMIONE Hermiona staje przed trudną decyzją, z którą nie chciała musieć sobie radzić zaledwie w wieku 17 lat. Jednak jej siła i moralność nakazują jej zgodzić się na prośbę dyrektora Hogwartu i zostaje żoną profesora Snape'a, aby po wojnie móc świa...