Gdy walka dobiegła końca i wszyscy rozeszli się w swoje strony, Chris nadal rozpamiętywał pocałunek z Evą w autobusie.
Po dzisiejszym wieczorze śmiało mógł stwierdzić, że ją lubił. Jednak biorąc pod uwagę jej wcześniejsze przeżycia z Jonasem, obawiał się, że za bardzo weźmie sobie do siebie to, co wydarzyło się między nimi na imprezie. Normalnie Chris nie przejmował się uczuciami innych dziewczyn, ale fakt, że ich najlepsi przyjaciele się ze sobą spotykali, a Chris mógłby złamać serce Evy, stawiał go w trochę niezręcznej sytuacji.
Jęknął i oparł głowę o kierownicę swojego samochodu. Dlatego właśnie nie powinno się całować dwa razy tej samej dziewczyny. Uczucia były beznadziejne.
Z jego łuku brwiowego sączyła się jeszcze strużka krwi i czuł, że pod okiem tworzył mu się siniak, ale to nie powstrzymało go, aby przyjechać o północy pod dom Evy i rozmyślać nad czymś, co w ogóle nie powinno go obchodzić. Uniósł wzrok i jeszcze raz spojrzał na budynek, w którym mieszkała. Rozważał już setki razy czy pomysł z przyjazdem tu był na pewno dobry, ale ostatecznie postanowił, że nie zostawi tak tej sprawy.
Wyszedł z auta i skierował się wzdłuż chodnika do drewnianych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem i natychmiast skarcił się w myślach. Przecież mógł obudzić jej rodziców... Jeszcze tego mu brakowało, żeby wzięli go za chłopaka Evy albo (biorąc pod uwagę jego obecny wygląd) jakiegoś bandytę.
Stał tam cały w nerwach, co parę sekund sprawdzając godzinę na telefonie. Miał cholerną ochotę odpalić papierosa, ale zostawił całą paczkę w samochodzie. Chyba pierwszy raz w życiu był zestresowany i to jeszcze przez dziewczynę, przez Evę. Dużo rzeczy odczuwał przez nią po raz pierwszy i to go jednocześnie dziwiło i cholernie irytowało.
W końcu usłyszał przekręcający się w zamku klucz i szczęk klamki.
- O co chodzi... - Usłyszał zaspany głos Evy. Otwarła całkowicie drzwi i dopiero wtedy na niego spojrzała. - O mój Boże, Chris! - Krzyknęła, nie dowierzając. - Co ty tu robisz, do cholery?! I co ci się stało?!
- Cześć, skarbie. Też miło cię widzieć. - Odpowiedział sarkastycznie tak, jak to zawsze miał w zwyczaju. - Mogę...? - Spojrzał na nią znacząco, a następnie kiwnął głową w kierunku wnętrza jej domu.
- Um, okej... Wchodź. - Eva zostawiła otwarte drzwi i ruszyła w głąb korytarza, a Chris poszedł w jej ślady.
Nie fatygował się nawet, żeby zdjąć buty. Chyba zbyt mocno zapatrzył się w jej odkryte nogi i tyłek odziany jedynie w krótkie spodenki.
Zmarszczył brwi, gdy skręciła w kierunku schodów prowadzących na dół, ale nadal za nią szedł.
- Zaraz, co... Woah. - Westchnął z uznaniem, gdy weszli do jej pokoju. - Już myślałem, że prowadzisz mnie do jakiegoś więzienia, żeby mnie przetrzymywać. - Mrugnął do niej znacząco, na co wywróciła oczami.
- Poczekaj tutaj.
Chris wykonał polecenie i położył się na jej łóżku. Starał się zignorować jej brzoskwiniowy zapach, którym przesiąknięta była pościel. Zamknął oczy i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo był obolały. Walka z chłopakami z Yakuzy kosztowała go dużo wysiłku, na czym teraz cierpiały wszystkie jego mięśnie.
Po chwili do pokoju wróciła Eva, niosąc w dłoni przenośną apteczkę. Usiadła na materacu obok Chrisa i zdjęła jego rękę z jego twarzy.
- Usiądź. - Powiedziała, wiążąc swoje truskawkowo blond włosy w koka.
Chris podniósł się i oparł plecami o poduszki. Pomyślał, że dopiero teraz mógł tak naprawdę przyjrzeć się Evie. Była bez makijażu, więc dostrzegł kilka pojedynczych piegów na jej policzkach. Usta jak zwykle miała pełne i spierzchnięte, jakby dopiero co skończyła się całować, a oczy, mimo że zaspane, emanowały żywą zielenią.
CZYTASZ
I'm yours || Chris Schistad
ФанфикEva należy do Chrisa. Chris należy do Evy. To wszystko?... Czyli "Skam" z punktu widzenia Chrisa Schistada. * * * Nie jestem właścicielką postaci pojawiających się w tym fanfiction. Wykorzystuję je jedynie do przedstawienia mojej interpretacji rela...