|| Rozdział 51 ||

450 36 2
                                    

Josephine

  Przetarłam mokre oczy rękawem i znów patrzyłam w ciemność. Ale ja głupia... Uwierzyłam, że istnieje miejsce z dobrymi ludźmi którzy nam pomogą. Dobrych ludzi już nie ma. Każdy stał się zły, każdy zabija. Ale dlaczego oni mnie jeszcze nie zabili? Nie mam siły już o tym myśleć. Obróciłam się na bok i zamknęłam oczy. Gdy prawie zasypiałam, usłyszałam dźwięk otwierania wagonu. Przeszłam do pozycji siedzącej, a do środka zaczęli wchodzić jacyś ludzie. I... Abigail? Glenn? Sophia? Beth? James? Od razu wstałam i mocno ich przytuliłam.

- Wiedziałam, że żyjecie! - krzyknęłam puszczając ich z uścisku.

- Skąd się tu wzięłaś?!

- To długa historia. Jest z wami ktoś jeszcze? - spytałam z nadzieją, że tak.

- Niestety. A z tobą?

- Byłam z Daryl'em, ale nie trwało to długo. Rozdzieliliśmy się - powiedziałam, a Abi posmutniała. Czwórka ludzi których nie znałam zaczęła uderzać o ściany wagonu.

- To nic nie da. Robiłam tak pół nocy... Jestem Jo - podałam rękę wysokiemu, rudemu mężczyźnie, a on ją uścisnął.

- Abraham Ford, Rosita Espinosa i Eugene Porter - spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę stojącą w kącie.

- Tara - powiedziała i się uśmiechnęła. 

- To Noah - powiedziała Beth wskazując na czarnoskórego.Uśmiechnęłam się, a Abigail pociągnęła mnie za ramię i odeszłyśmy na bok.

- Wiesz co może się dziać z moim bratem?

- Wydaję mi się, że żyje.

- Właściwie to dlaczego się rozdzieliliście.

- Zatrzymaliśmy się na stacji. Kiedy poszłam się przejść, straciłam przytomność. Obudziłam się w aucie w którym było dwóch mężczyzn. Udało mi się uciec. Potem spotkałam dwóch braci, którzy zginęli w hordzie. Znaleźliśmy znak jak tu dojść. Liczyłam, że tu będzie - dziewczyna nerwowo przegryzła wargę - Co się z wami działo?

- No uciekliśmy, spotkaliśmy Abrahama, Rositę, Tarę i Eugena. Przeszliśmy przez hordę, a wtedy ja, Glenn i Sophie trafiliśmy do szpitala gdzie była Beth i Noah. W nocy uciekliśmy i spotkaliśmy resztę. Potem przyszliśmy tutaj - czyli nikt z nas nie miał za ciekawie. 

- Powinniśmy stworzyć jakiś plan! - krzyknął Glenn, a wszyscy zebrali się w okręgu.

- Musimy bezpiecznie wyprowadzić stąd Eugena - powiedział pewnie Abraham, a ja posłałam mu pytające spojrzenie - Musimy zawieść go do Waszyngtonu.

- Po co?

- On zna lek na to gówno. W Waszyngtonie są inni naukowcy. Uratujemy świat - powiedział dumnie.

- Wątpię - mruknęłam pod nosem.

- Jesteś tu dłużej od nas. Co tu się w ogóle dzieje? - spytał mnie James, a ja wzruszyłam ramionami.

- Sama chciałabym to wiedzieć. Byłam w jednym z pomieszczeń w środku, ale jedyne co tam zobaczyłam to pełno świeczek. Potem mnie złapali - usłyszeliśmy kroki z zewnątrz. Do środka weszło dwóch ludzi z karabinami. Jeden złapał mnie i Abi, drugi Glenn'a i Noah. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja ugryzłam faceta w rękę. Kiedy chciałam uciekać, złapał mnie za włosy i pociągnął z powrotem.

- Drugi raz nie uciekniesz suko...

  Hej! Większość już razem ale co z resztą? Mam nadzieję że rozdział sie podobał  :)
#MrsRhee

✔ || Just Hold On || The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz