Rozdział Ósmy

261 32 5
                                    

Harry przeciągnął ją przez dziurę za portretem. Szedł w ciszy, z zaciśniętymi ustami przez korytarz i schody, trzymając ciasno jej rękę. Zdążyła jedynie popatrzeć przepraszająco na McLaggena, zanim Harry wyciągnął ją z pokoju.
-Harry, to boli!- Powiedziała próbując nadążyć za nim na swoich absurdalnie wysokich obcasach, ale on nie zwrócił na nią uwagi. Kiedy bezpiecznie dotarli do pokoju wspólnego Gryffindoru, wybuchnął.
-Byłabyś łaskawa powiedzieć mi dlaczego tańczyłaś ze Snapem?
-Profesorem Snapem- poprawiła go automatycznie. Jego twarz, która już miała niebezpieczny odcień zdawała się jeszcze silniej poczerwienieć.
-Niech będzie profesor Snape.
-Miał dla mnie wiadomość od Dumbledore'a- odpowiedziała.- Powiedział, że Dumbledore chce, żebym została na święta w zamku.
-Nie mógł ci tego powiedzieć osobiście?
-Nie było go tam, jakbyś nie zauważył- warknęła, czując że buzuje w niej złość.- A ostatni dzień żeby wpisać się na listę osób które zostają jest jutro.
-Mógł ci przysłać sowę? Jak robił często w tym semestrze!
-O co ci dokładnie chodzi Harry Potterze? Myślisz, że podobał mi się taniec z profesorem Snapem? Myślisz, że po prostu marzyłam o tym, żeby mnie poprosił do tańca? Dobrze wiesz, że zrobił to tylko po to, żeby mnie upokorzyć. Bo wiedział, że nikt nie da mi tego zapomnieć? A już na pewno nie ty!
Odwróciła się i wbiegła po schodach do dormitorium dziewcząt.
Parvati siedziała na swoim łóżku. Lavender, jak sądziła, migdaliła się z Ronem w jakimś zacisznym korytarzu.
-Wszystko w porządku?- zapytała Parvati.
-W porządku- warknęła Hermiona, niepotrzebnie silnym szarpnięciem rozpinając suknię.
-A McLaggen jest tak samo ?w porządku" jak ty?
-Cholerny McLaggen.
-Potraktuję to jako tak.
-Słuchaj, jeśli musisz wiedzieć, a jestem pewna, że i tak do jutra się dowiesz, profesor Snape poprosił mnie do tańca.
-Profesor Snape!- wykrzyknęła Parvati.- Co powiedziałaś?
-A co mogłam powiedzieć?
-Więc tańczyłaś z nim?
-Musiałam.
-Cóż, w takim razie miałaś całkiem niezłą noc.
-Całkiem.
-A jak Harry to przyjął?
-Tak dobrze jak mogłabyś się spodziewać.
-Przykro mi.
-Cóż. Po prostu chcę, żeby ten wieczór już się skończył- powiedziała Hermiona.- Muszę napisać do rodziców, a później idę spać.
Parvati wróciła do nauki, podczas gdy Hermiona siadła z pergaminem w ręce i starała się wymyślić jak wytłumaczyć rodzicom, że mimo wszystko nie wróci na święta do domu.
***
Snape z wściekłością szedł przez korytarze i tylko Bóg mógł pomóc uczniom, których przyłapał na przebywaniu w miejscu w którym nie powinni być. Zabrał 20 punktów przerażonemu puchonowi, który wyraźnie wracał do dormitorium z imprezy Slughorna, za bycie na korytarzu po godzinach.
Co Granger chciała osiągnąć przez chowanie się w jego biurze? Co chciała znaleźć? Od razu wiedział że tam jest, chociaż nie widział jej. Ale czuł ją tam, czuł charakterystyczną mieszankę zapachów miodu i strachu, którą skojarzył z jej obecnością. Dzięki Merlinowi miała na tyle rozumu żeby się nie pokazać.
Od dawna zamierzał wziąć Draco na rozmowę i nie mógł z tego zrezygnować mimo głupiej dziewczyny, która chowała się pod jego biurkiem. Jakby potrzebował więcej problemów, niż prosty fakt, że Draco Malfoy biegał po zamku w amoku i knuł, bez względu na to co mówił, głupie i nierealne plany.
-Wata cukrowa- powiedział ze złością, kiedy dotarł do gargulca. Szybko wszedł po schodach i zapukał do drzwi Dumbledore'a, wchodząc natychmiast kiedy usłyszał odpowiedź.
-Draco twierdzi że nie ma nic wspólnego z naszyjnikiem, chociaż z pewnością kłamie- powiedział Snape bez wstępu.
Stary głupiec usiadł wygodniej w fotelu i złożył dłonie, czekając na dalszy ciąg.
-Dalej odmawia ujawnienia planu. Chyba sądzi, że próbuję ukraść jego chwałę.
-Próbuj dalej Severusie- powiedział łagodnie Dumbledore.
-Jakbym miał jakiś wybór. Ale, co trochę komplikuje sprawy, niezrównana panna Granger jakoś dostała się do mojego gabinetu zanim tam wszedłem z Draco i schowała się. Słyszała wystarczająco żeby zacząć się tym martwić.
-Załagodziłeś jej obawy jak sądzę?
-Dlaczego miałbym to robić? Gdyby nie węszyła, nie usłyszałaby ani słowa. Zostaw ją, niech się martwi.
-Przyznaję, że panna Granger nie powinna być w twoim gabinecie. Ale, tak czy inaczej, zmartwiony uczeń może być niebezpieczny, jak się okazuje. A ty nie możesz pozwolić żeby Harry wtrącił się w obowiązki Draco. Ryzyko, że zostanie ukarany przez Voldemorta i tak jest już ogromne.
-Ale Albusie?
-Nie. Jeśli nie dla spokoju ducha panny Granger, to dla Draco. To musi być zrobione.
Snape potaknął mimo że wewnątrz był wściekły. Dumbledore zawsze potrafił tak poprzekręcać sprawy, że przyciskał go do muru.
-Rozmawiałeś z nią o feriach?
-To jest załatwione.
-Doskonale. Możesz więc z nią porozmawiać. Ale, Severusie, zadbaj żeby nie zdradzić nic na temat planów Draco.
-Dajesz mi takie proste polecenia, Albusie? Uspokój ją, ale nic jej nie mów.
-Jestem pewien że podołasz temu zadaniu. Oczywiście zajmiesz się uczeniem jej?
-W moim wolnym czasie- odparł Snape kwaśno.
-Przestań, musisz przyznać, że to nie było takie straszne. Świetnie się tobą zajęła, kiedy mnie nie było. Sam powiedziałeś, że rzadko tak szybko dochodzisz do siebie. Chociaż pewnie nie musiałaby pracować tak ciężko, gdybyś nie?
Jakby tortura nie wystarczała, miał świadomość, że ją naraził? Naraził wszystkich.
-Panna Granger jest nad wiek dojrzała- powiedział.
-Tak, jest świetną młodą kobietą- odpowiedział Dumbledore, świadomie źle interpretując jego słowa.
-Czego mam ją nauczyć?- Nie było sensu unikać tego. Kiedy stary człowiek wpadł na jakiś pomysł, było niemal niemożliwe odmówić.
-Zaklęcia ukrywające, oklumencja, zaklęcia tarczy, zaklęcia rozszerzające, powtórkę z najpowszechniejszych eliksirów, trochę lecznictwa, może ludzką transmutację, ze szczególnym uwzględnieniem maskowania?
-Jest cokolwiek, o czym nie koniecznie muszę mówić?
-Nie widzę potrzeby wprowadzania wróżbiarstwa i mugoloznawstwa, jako że panna Granger nie cierpi pierwszego i jest świetnie zorientowana w drugim.
Snape prychnął.
-Zdajesz sobie sprawę, że twoja niewielka lista dodatkowego programu nauczania, może podsunąć mi pomysł co do tego czym ona będzie się zajmować?
-Proponuję żebyś się nad tym za dużo nie zastanawiał. Twoją pracą jest jedynie przygotować ją.
-Jak mam ją przygotować skoro nie wiem do czego ją przygotowuję?- warknął niecierpliwie.
-Im mniej wiesz, tym lepiej, drogi chłopcze. Jestem pewien, że to jest całkiem jasne. A teraz robię się zmęczony. Skontaktujesz się z panną Granger, gdy uczniowie wyjadą?
-Nie poinformowano mnie że mam wybór.
-Racja, oczywiście. Nie masz. Dobranoc, Severusie.
***
Wielka sala była cicha podczas obiadu po tym jak uczniowie wyjechali na ferie. Snape zajął swoje zwykłe miejsce przy stole nauczycielskim, pomiędzy Albusem a Minervą. Kiedy nałożył sobie jedzenie, rozejrzał się po czterech stołach, wyjątkowo pustych w tym roku. Jedynie kilku uczniów zdecydowało się zostać na święta. W obliczu nadchodzącej wojny, rodziny najwyraźniej chciały trzymać dzieci blisko siebie.
Stół Gryffindoru był pusty, jeśli nie liczyć Granger. Siedziała i jadła z cichą determinacją, nie dołączając do uczniów przy innych stołach, chociaż z pewnością nikt nie uznałby tego za coś dziwnego. Zwyczaje domów były znacznie mniej przestrzegane w czasie ferii. Zrobiło mu się prawie przykro, kiedy spojrzał na nakryty stół gryfonów. Dziewczyna nałożyła sobie chociaż odrobinkę wszystkiego, a reszta stała na stole, jak oczywiste przypomnienie nieobecnych.
Odprowadzał uczniów na stację tego ranka. Potter i Weasley nie podeszli do niej, chociaż pojawiła się, żeby ich pożegnać. Poczuł leciutkie ukłucie wyrzutów sumienia, że spowodował takie spięcie między nią a Potterem. Myślał jedynie o tym, żeby zawstydzić ją, tak jak ona zawstydziła jego i żeby ukarać ją za włamanie do jego gabinetu; powinien sobie uświadomić, że nienawiść Pottera przejdzie na wszystko czego dotknął. Chociaż, zastanowił się szpieg w nim, chociaż był to niewątpliwie pechowe, sytuacja miała sporo zalet. Jak inaczej mógłby odizolować ją tak całkowicie? Będzie odkryta, podatna, samotna. Jeśli okaże najmniejszą uprzejmość, złapie się na to, jej głupie, gryfońskie serce nie przywykło do własnego towarzystwa. Lekcje pozwolą mu na ukształtowanie jej w coś, co będzie odpowiadać jego potrzebom.
Kilka razy pomyślał, że zobaczył jak ze złością zerka na niego. Za ostatnim razem złapał jej wzrok i rzucił jej tak wściekłe spojrzenie, że zmusił ją do spuszczenia oczu i wpatrzenia się w talerz. Będzie musiał ją tego oduczyć. Będzie musiała się nauczyć być świadomą jego obecności, tak jak on był świadomy jej, pomyślał, przypominając sobie, jak jego zmysły zamrowiły kiedy wszedł do gabinetu z Draco.
Kiedy wrócił do biura dotknął różdżką pierścienia i wezwał ją, rzucając na siebie zaklęcie kameleona i muffliato, tak, żeby nie mogła usłyszeć jego kroków. Usłyszał pukanie do drzwi, ale nic nie powiedział. Po chwili drzwi się otworzyły, tak jak sądził. Panna Granger najwyraźniej miała problemy z trzymaniem się z daleka od pokojów innych ludzi. Jej twarz była spięta i ostrożnie rozejrzała się po pokoju. Przypomniał sobie jedyne okoliczności w jakich była wezwana przez pierścień i poczuł się winny. Co spodziewała się tu znaleźć? Zganił się za swoją idiotyczną sympatię. Nie potrzebowała sympatii. Potrzebowała nacisku, treningu.
Oczekiwał, że okrąży pomieszczenie? dotykając rzeczy, bez wątpienia? albo przynajmniej zajrzy do drugiego pomieszczenia, więc był bardzo zaskoczony kiedy usiadła na krześle przed jego biurkiem i spokojnie skrzyżowała nogi. Przesunął się w stronę kominka, skąd mógł obserwować jej twarz. Ciągle wyglądała na przestraszoną, co było zadowalające, ale nie ruszyła się, żeby go szukać. Po kilku chwilach, powiedziała konwersacyjnym tonem:
-Cóż, jeśli nie zamierza się pan pokazać, chyba wrócę do dormitorium.
Zdjął zaklęcia, czując się niepewnie. Zamierzał ją zaskoczyć, nauczyć ciągłej czujności. Skąd wiedziała że tam był?
-Ach, tu pan jest. Ależ ma pan czuły wyraz twarzy.
Popatrzył na nią ze złością.
-Świetnie, panno Granger. Skąd pani wiedziała, że tu byłem?
-Nie wiem. Jakoś pana poczułam? Może pański zapach? Nie potrafię dokładnie powiedzieć. Dlaczego się pan ukrywał?
-Żeby pokazać pani, że nie może pani ryzykować plotek albo wykrycia przez gapienie się na mnie jak bezmyślna uczennica w czasie posiłków. Zamierzałem pokazać pani jak po prostu być świadomą mojej obecności. Ale wygląda na to, że już się pani zestroiła z moją? naturą. Proszę opisać co pani czuła, kiedy weszła pani do pokoju.
-Eee? Najpierw po prostu wiedziałam że ktoś tu jest. Myślałam, że gdzieś tu jest Dumbledore, jak ostatnio. Ale pomyślałam, że nie, on by się pokazał. Wtedy poczułam coś w rodzaju swędzenia? i wyczułam zioła i wełnę i wiedziałam że to musi być pan.
-Rozumiem. Może pani wyczuć obecność innych?
-Nie wiem. Większość ludzi nie chowa się kiedy zaproszą mnie do siebie.
-Zaskakujące- powiedział. Zjeżyła się.
-Jest jakiś cel tej wizyty, czy po prostu zamierzał mnie pan tu ściągnąć i niemal śmiertelnie wystraszyć, obrazić i odesłać?
-Zacznie pani dodatkowe lekcje ze mną od jutra. Dumbledore zasugerował plan nauczania i polecił mi poinstruowanie pani. Czy dziewiąta pani pasuje?
-Więc daje mi pan wybór co do czasu, ale nie co do samych lekcji?
-Mogę po prostu wyznaczyć pani czas, jeśli nie jest pani zdolna do podjęcia samodzielnej decyzji.
-Dziewiąta będzie dobra.
-Fenomenalnie- uśmiechnął się szyderczo.- Miłego wieczoru, panno Granger.
Podniosła się i skierowała do drzwi, ale kiedy dotarła do progu, odwróciła się mówiąc:
-Wierzę, że moje lekcje będą zawierały wyjaśnienie tego, co, na Merlina, pan planuje z Draco Malfoyem.
Miał ochotę roześmiać się jej w twarz i powiedzieć, żeby pilnowała własnego nosa. Z ledwie skrywaną złośliwością powiedział
-Nie widzę potrzeby tłumaczenia się przed panią. Jednak porozmawiamy o tym co pani słyszała.
-Fenomenalnie- rzuciła naśladując go i wyszła.
Nieznośna, zadufana w sobie, triumfująca, mała idiotka. A jednak, była jakaś część w nim, której podobało się ich starcie. Zawsze byli studenci? gryfoni, poprawił się? którzy chcieli mu odpyskować, ale nigdy nikt nie skorzystał z okazji z tak szlachetną pewnością siebie. Panna Granger nie obawiała się uderzyć i nie krzywiła się kiedy odpowiadał. To prawda, wydawała się nie mieć trudności kiedy sobie przygadywali. Jej twarz rumieniła się i wydawało się, że jest? w swoim żywiole. O czym ty myślisz? Zapytał się gwałtownie i zajął się przygotowywaniem planu na lekcję. Dziecko jest jedynie kolejnym problemem z jakim utknąłeś. Każda przyjemność jaką odczuwasz w jej towarzystwie, jedynie wepchnie was oboje w większe niebezpieczeństwo.
***
Hermiona pojawiła się w gabinecie Snape'a punktualnie o dziewiątej rano, niezbyt zaskoczona faktem że znowu go nie ma.
-Profesorze, to się robi męczące- zaczęła, przechodząc przez pokój, ale wtedy promień czerwonego światła uderzył w podłogę tuż przed jej stopą. Odskoczyła krzycząc:
-Protego!
-Nie protego, panno Granger. Zaklęcie już zostało rzucone. Spróbuj jeszcze raz.
-Impedimento!- powiedziała, celując różdżką w stronę jego biurka, skąd słyszała jego głos.
-Patrz skąd pochodzą moje zaklęcia, a nie słuchaj mojego głosu- powiedział. Kolejny błysk czerwonego światła trafił w ścianę obok niej. Ponownie odskoczyła.
-Expelliarmus!- skierowała różdżkę w stronę kominka. Była pewna, że mignęła jej przed oczami jego różdżka.
-Zbyt wolno- zadrwił i kolejne zaklęcie uderzyło w obraz nad jej głową, powodując że mieszkańcy zaczęli biegać w poszukiwaniu schronienia.
-Wybitnie kiepsko celujesz- powiedział, wysyłając zaklęcie galaretowatych nóg w punkt obok drzwi.- Gdybym chciał cię uderzyć, zapewniam cię, zrobiłbym to.
-Rictusempra!
-Och, lubisz to, prawda?
-Drętwota!
-Myślałem, że już jesteśmy za etapem idiotycznego wykrzykiwania zaklęć.
Acha! Tu cię mam! Pomyślała, odwracając się i widząc lekki ruch tapety pokazujący jego ślad. Przywołała całą swoją koncentrację i pomyślała:Incarcerous!
Snape chrząknął z zaskoczeniem i usłyszała stłumiony odgłos upadku.
-Profesorze?
-Bądź tak miła i usuń więzy, panno Granger- warknął.
-Oczywiście, proszę pana. Relashio!
-Zaczynałem wątpić czy kiedykolwiek mnie pani złapie- powiedział, zadowolony z jej zwycięstwa, kiedy wstał.- Gdybym był pani wrogiem, natychmiast byłaby pani rozbrojona i związana.
-Spróbujemy jeszcze raz?- zapytała oschle.
-Nie teraz. Kluczowy jest element zaskoczenia. Może przypomina sobie pani ostatnią lekcję o zaklęciach tarczy?
Zaczerwieniła się. Protego totalum. Jak mogła zapomnieć? Cóż, nie będzie tak głupia następnym razem.
-Jaki jest plan na dzisiaj, profesorze?
-Maskowanie się- powiedział, siadając za biurkiem i wskazując jej krzesło przed nim.
-Dlaczego dyrektor chce żebym uczyła się maskować?- zapytała, chociaż była zachwycona. Zaklęcia maskujące! Ledwie zaczęli uczyć się o ludzkiej transmutacji w poprzednim semestrze. Na pewno, czegokolwiek zamierzał ją nauczyć, będzie dużo bardziej zaawansowane.
-Nie wolno mi o tym mówić.
Rzuciła mu długie, wyważone spojrzenie i niemal otworzyła usta żeby zaprotestować, kiedy powiedział:
-Dyrektor nie życzy sobie żebym znał jego plan dla pani. Wydaje mi się, że to nazywa się ?podwójna ślepota". Im mniej wiem o pani planach, tym mniej mogę zdradzić, jeśli Czarny Pan mnie złamie? Tym mniej może wyrwać z mojego umysłu.
-Rozumiem.
-Z tego samego powodu nie mogę wyjaśnić co pani słyszała tamtej nocy, dlaczego muszę prosić panią żeby pani o tym nie myślała. Podwójna ślepota panno Granger. Tak chronimy się wzajemnie przed wykryciem.
-Ale nie rozumiem. Już znam część waszego planu?
-To jest ryzyko jakie musimy podjąć dla Pottera. Będą chwile, kiedy pozna pani sekrety śmierciożerców, żeby móc go ochronić i chwile, kiedy ja będę musiał wiedzieć co mogę zrobić żeby zapewnić sukces Zakonowi. Ale utrzymamy dzielenie się wiedzą na minimalnym poziomie.
-Im mniej wiesz, tym mniej można z ciebie wyciągnąć na torturach?- szepnęła. Jak on znosi tego koszmarnego czarodzieja? Pomyślała o nim, tak cierpiącym, tamtej nocy. Narażali jego ciało, ponownie i ponownie, ale nie mogli narażać jego umysłu.
-Dokładnie. A im dłużej nasze działania są zagadką dla Czarnego Pana, tym większe mamy szanse sukcesu? I przetrwania.- pochylił się, z wyrazem twarzy którego nigdy wcześniej u niego nie widziała. To wyglądało jak szczerość.- Proszę mi wierzyć, panno Granger, dyrektor jest świadomy wszystkiego czym dzielę się z Malfoyem. Rób co do ciebie należy. Pozwól mi robić co należy do mnie.
-Tak, proszę pana- powiedziała, czując się zawstydzona. Miał rację. Po pierwsze nie powinna być w jego gabinecie. A teraz miała informacje, które mogły go zranić, informacje, które próbował przed nią ukryć, nie żeby ich zdradzić, ale żeby zapewnić im obojgu bezpieczeństwo.
-Możemy przejść do zaklęć maskujących?- zapytał.
-Proszę tak zrobić.
Wziął do ręki różdżkę i celując w swoją twarz powiedział 'Dissimulo Adversus'. Gapiła się z otwartymi ustami, niezdolna do ukrycia zdziwienia. Profesor Snape stał się nagle blond włosym czarodziejem o płaskim nosie. Jego usta były pełne, skóra miała ciepły odcień a sylwetka stała się tęga.
-Najszybszym i najlepszym zaklęciem maskującym jest Dissimulo Adversus. Przemienia zaczarowaną osobę w jej dokładne przeciwieństwo. Gdzie jestem ciemny, moje ?magiczne ja" jest jasne. Gdzie jestem szczupły, on jest gruby. Działa na cztery strefy najczęściej używane przy rozpoznawaniu. Nos, usta, kolor włosów i kształt ciała.- wstał.- Jak może pani zobaczyć, zaklęcie sprawiło również że wydaję się być niższy.
To było zdumiewające. Ale nie podobało jej się. Było coś bardzo ?snape'owego" w nim, coś, co nigdy nie pasowałoby do takiego ciała. To sprawiało, że głowa bolała ją gdy się mu przyglądała.
-Czy rozpoznałaby mnie pani?
-Nie- powiedziała szczerze- ale wiedziałabym, że coś jest? Nie tak. Jest coś pańskiego w panu.
-Dobrze- odparł i machnął różdżką przy twarzy.- Dissimulo Juvenis!- Nagle Snape był w jej wieku, wyższy i chudszy niż kiedykolwiek. Skóra była pryszczata, a jego postura się zmieniła. Przyglądał się jej zza kurtyny długich, prostych włosów.
-Wspaniałe- jedynie tyle zdołała wymamrotać. Snape? Cóż, wyglądał jakby jeszcze nie był Snapem. Był tam, ale jedynie potencjalnie. ? Czy tak pan właśnie wyglądał?
-Tak- powiedział krótko.- Rozpoznałaby mnie pani?
-Wyglądałby pan znajomo- powiedziała próbując opisać swoje odczucia tak jasno jak mogła.- Ale jest coś zupełnie innego w pańskiej energii.
-Może pani nazwać rzecz, która się nie zmieniła?
Popatrzyła twardo na jego twarz.
-Proszę się wyprostować- zarządziła. Wyprostował się.- Mogę zobaczyć poprzednie jeszcze raz?
-Dissimulo Adversus.
Było coś? Miała to na końcu języka. Coś snape'owego, co nie mogłoby się zmienić. Ciekawe, gdyby nie widziała jego przemian, powiedziałaby, że zawsze rozpoznałaby go po nosie, ale to wyraźnie nie było to. Jego głębia, jego Snape to?
-Oczy!- wykrzyknęła.
-Dziesięć punktów dla Gryffindoru- powiedział.- Żadne zaklęcie maskujące nie może zmienić oczu. Accio lusterko.
Pozłacane lusterko przyleciało z łazienki. Zdobienia na nim były zawikłane. Hermiona pomyślała, że ciężko uwierzyć, że Snape posiada taką rzecz. Nie wyglądał na osobę która chętnie na siebie patrzy.
Podał jej do ręki lusterko i polecił wypróbować zakręcie.
-Dissimulo Adversus- powiedziała i przyglądała się w lusterku, jak jej nos wydłuża się, jej włosy prostują i stają ciemniejsze. Skóra stała się trupio blada, a usta cienkie. Dobry Boże, wyglądała jak? Ale odepchnęła od siebie tą myśl. Podniosła głowę żeby spojrzeć na niego. Jej wciąż brązowe oczy szukały jego czarnych.
Przyglądał się jej nic nie mówiąc, ale czuła, jak jego oczy przemykają się po każdym calu jej twarzy. W końcu nie mogła tego znieść.
-Profesorze?
-Staram się to zapamiętać. Jeśli kiedyś to zobaczę, muszę wiedzieć że to pani.
Potaknęła i ponownie spojrzała w lusterko. Mogłaby być jego siostrą. To było niesamowicie żenujące. Podniosła różdżkę, żeby usunąć dziwny wygląd.
-Dissimulo Juvensis!
Zanim zdążyła zajrzeć w lusterko, zobaczyła skrzywioną twarz Snape'a.
-Finite Incantatem!- powiedział, machając różdżką w jej stronę.- Jest pani wystarczająco młoda.
Ach tak. Zapewne mężczyzna, który ożenił się z dużo młodszą kobietą, nie ma potrzeby oglądania żony jako dziecka.
-Cuticolorus zmieni kolor pani skóry- powiedział szybko odwracając się od niej.- Pillarius doda włosy. Poćwiczy pani te zaklęcia i wróci tu jutro.
Hermiona poczuła ukłucie. Powinna być zadowolona z perspektywy spędzenia dnia na nauce zaklęć maskujących nawet jeśli były to lekcje bez Snape'a.
-Oczywiście- powiedziała, wstając z krzesła.- Dziewiąta?
Kiwnął głową. Jego twarz była zamknięta jak zatrzaśnięte drzwi.

Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz