heart beating

485 59 20
                                    

– Nie możecie go pokroić! – wrzeszczała rozpaczliwie, trzymając doktora za nieskazitelnie biały kitel. Mężczyzna dotąd patrzył na nią z politowaniem, ale teraz w jego oczach widać było zniecierpliwienie, a nawet złość.

– Owszem, możemy. Rodzina wyraziła zgodę na pobranie narządów – wyjaśnił lekarz, wyszarpując materiał z rąk dziewczyny. Miał dość tego, że jakaś małolata szarpie go za ubrania i wrzeszczy na cały szpital, bo on chce uratować komuś życie.

– Ale ja nie wyrażam! Nie pozwalam! Nie wolno! – krzyczała jak głośno mogła, zwracając większą uwagę odwiedzających chorych. Niektórzy wyjrzeli na korytarz, żeby sprawdzić, co się dzieje.

– Z całym szacunkiem, ale nie ma pani tu żadnego głosu. A teraz przepraszam – odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem oddalił się od dziewczyny, która uklęknęła na samym środku korytarza.

Czy to naprawdę koniec? Musi przechodzić przez to piekło?

Nie uratowali go, a przecież w drodze do szpitala jeszcze żył. Utrzymywali go przy życiu. On nigdy nie chciałby, żeby zrobili z niego dawcę. Wszyscy mówili tak na motocyklistów. Przecież są wariatami na drodze. Ale to nie on zasnął za kierownicą samochodu. To nie on zajechał drogę. Nie on chciał zginąć.

Z jej zamkniętych oczu wypływały stróżki łez, a z uchylonych ust wydobywał się cichy szloch.

– Nie możecie... – jęknęła, otwierając czerwone oczy i ślepo wodząc nimi po pomieszczeniu. Zauważyła kilka ciekawskich osób, które wlepiały w nią wzrok. Dwie kobiety patrzyły na nią ze współczuciem, jakby rozumiały, co czuje. Reszta spoglądała w jej stronę, jakby miała okazję zobaczyć wariatkę.

Ściągnęła brwi i uniosła się z kolan. Niepewnie stanęła na nogach i odczekała kilka sekund, po czym powoli zaczęła iść przed siebie, mijając wszystkich 'widzów'. Czuła, jak podążają za nią. Nie dawało jej to spokoju. Chciała być sama. Wścibscy ludzie.

– Może... Może tak będzie lepiej – usłyszała obok siebie nieśmiały głos. Zatrzymała się i odwróciła głowę w stronę młodej kobiety. Uśmiechnęła się lekko, trochę jakby z kpiną.

– Pani nic nie rozumie – powiedziała cicho. W jej głosie słychać było ból. Kobieta cofnęła się o krok, mocniej przytulając się do framugi. Zielonooka westchnęła i kontynuowała wędrówkę.

Powoli szła do samego końca korytarza, gdzie znajdowała się sala operacyjna, w której najpewniej znajdował się jej chłopak i ten drugi. Ciągnęła nogami, by tylko dojść do ostatniego krzesełka, gdzie zamierzała usiąść. Nie dane było jej jednak tam dotrzeć. Kilka kroków od celu po prostu straciła równowagę, a potem i przytomność. Dwie kobiety ruszyły na pomoc, widząc upadek dziewczyny.

Czy naprawdę walczyła w słusznej sprawie?



***
No hej, misiaczki!
Zaczynam nowe opowiadanko i mam nadzieję, że to także przypadnie wam do gustu. Poprzednie z Shawn'em podobno pokochaliście, więc może i to znajdzie miejsce w waszych serduszkach c:
Jak na razie daję wam ten króciutki wstęp do całej historii, która nie będzie za długa, a przynajmniej tak planuję :')
Oczywiście czekam na wasze opinie. Nie bójcie się pisać, co sądzicie!
Do następnego ❤
Miku xx

Not he || mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz