- Idę po Ciebie
Yvette gwałtownie otworzyła lodowate oczy. Jedyne co czuła, to przeszywający całe jej ciało strach, który połączony z uczuciem niepokoju natychmiastowo spędził jej sen z powiek. Dziewczyna nie mogąc rozpoznać w ciemnościach żadnej znajomej jej rzeczy, czym prędzej się podniosła. W pośpiechu zaczęła szukać po omacku lampionu. Czując pod dłonią znajomy kształt, złapała za niego pewnie i przyciągnęła do siebie. Stuknęła w niego pośpiesznie trzy razy. Przez chwilę dął się ujrzeć bijący z jego wnętrza lodowaty blask, jednakże szybko ustał. Wtedy poirytowana pstryknęła palcami. Wtem pomieszczenie rozświetlił zimny, błękitny płomień, który uwięziony był we wnętrzu splecionego z pnącz, średniej wielkości lampionu. Yvette rozejrzała się na około. Poczuła się nieco uspokojona, aczkolwiek niepokoiły ją te nocne lęki.
Yvette? Coś się stało? - Przeszedł ją dreszcz. Gwałtownie zwróciła się w stronę z której pochodził głos. Jego właścicielem był stojący w rogu faun. Był to średniego wzrostu mężczyzna, którego zarówno włosy jak i futro były w przyjemnym, złotym kolorze. Jego ciało przykrywał długi płaszcz w przyjemnym dla oka kolorze brzoskwiniowym, zaś na szyi spoczywał podkreślający jego oczy, zielony szalik. Chłopak uśmiechnął się delikatnie do Yvette, która starała się opanować oddech.- Theo... Nie rób tak więcej, błagam! - Skarciła go. Faun odpowiedział uśmiechem, podszedł do niej i pomógł jej wstać. - Znowu masz te dziwne wizje?
Ach, Theophile! - Yvette pokręciła głową i energicznym krokiem podeszła do niewielkiego regału zrobionego z ciemnozielonych pnącz. Niepewnie przesunęła palcem po grzbietach kilku pokaźnych ksiąg. Stare, ciemne, skórzane okładki pozostawiły na białych opuszkach jej palców szare smugi, jednakże dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio. Wiodła uważne spojrzenie po całym regale, podczas gdy dłonie ślepo obmacywały każdą książkę. - To żadne wizje! Tylko bezsensowne sny! - Warknęła w stronę chłopaka. Ten zaś tylko wzruszył ramionami i głęboko westchnął. - Z twoich opisów wynika, że te sny łączą się ze sobą w pewien sposób.
Yvette tylko machnęła dłonią i ściągnęła z regału starą, ciemną książkę. Chwilę ją kartkowała, jednak zaraz zatrzymała palec na jednej ze stron i chwilę w całkowitym skupieniu ją studiowała. Wtem nie odwracając od niej wzroku podeszła do wysokiego stoliczka i położyła ją na nim. Chwilę tak jeszcze stała w bezruchu, jednak zaraz zaczęła biegać po pokoju i wyjmować różne dziwne rzeczy z drewnianych szuflad. Trzeba przyznać, że jak na najsławniejszą osobistość w lesie, która jest wręcz uważana za jego władczynię, mieszkała dość zwyczajnie. Yvette nie lubiła przepychu, można nawet powiedzieć, że była raczej przeciwna wszelakim elementom ozdobnym. Wszystko było tu zrobione z pnącz, kamieni i drewna. Każda półka, szafka, stoliczek, krzesełko, wszystko było w pełni naturalne zrobione albo przez Yvette, albo przez jej rodziców.
Yvette? Znowu bawisz się w robienie mikstur? - Zaciekawiony faun podszedł do niej i uważnie przyglądał się jej gestom. Kobieta wyjęła z niewielkiego słoiczka kilka zagadkowo wyglądających, niebieskich listków, które wydawały się delikatnie świecić. Wrzuciła je do czarnego moździerza. Jednocześnie druga ręką złapała za niewielki flakonik, z którego wysypała kilka czarnych ziaren. Jedną ręką zaczęła ugniatać ziarna i liście, podczas gdy drugą dodawała pozostałe składniki. Przepiękne, różane płatki, drobne ciernie, kilka grudek świecącego piachu i szczyptę kruczoczarnego prochu. Zagniatała tajemniczą mieszankę przez pewien czas, jednakże skupiona była na księdze z której uważnie odczytywała przepis.- Muszę Cię zabić...
Wtem jej skroń przeszył lodowaty ból. Uczucie, jakby ktoś przebił ją zamarznięta szpilą. Z jej ust wydał się delikatny jęk. Chwilowo tracąc czucie w kończynach upadła na podłogę. Po chwili mocno opatuliła dłońmi skronie. W jej głowie natężał się niewiarygodny ból.
Yvette! - Theo bez zastanowienia uklęknął przy niej uważnie analizując jej zachowanie. Chciał jej pomóc, jednak przy próbie lekkiego dotyku poczuł niewiarygodnie nieprzyjemne uczucie. Kobieta była zimna jak lód. Dłoń Theophile zaczęła się trząść, a jej różowa barwa zmieniła się na niepokojący, blady kolor. Zupełnie jakby dotykał niesamowicie zmrożonej substancji.
YOU ARE READING
Mesmerized
FantasíaZbiór nudnych rozdziałów układających się w dość nietypową całość. Bohaterowie? Mówi się tu o dość typowych dla fantasy stworach. Przygody, szybka akcja, przynudnawe opisy, może lekki romans (ale bez przesady), trochę w miarę ciekawych wątków. ...