Rozdział 1 - Kim jesteś?

68 7 4
                                    

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby o tej godzinie wracać do domu przez las. Chociaż o jakiej godzinie? Była dopiero siedemnasta, a mimo to zdawało się być o wiele później. Uroki zimy. Owinąłem się dokładniej szalikiem, bo wiatr był zdecydowanie zbyt silny. To chyba jednak był zły pomysł, żeby wracać akurat tędy, ale co zrobić, skrót mnie skusił i teraz mam za swoje.  Światło księżyca odbijało się od białego śniegu, dzięki czemu jako tako widziałem gdzie idę, mimo białego puchu, który musiał padać akurat w moim kierunku. Pieprzone szczęście. Przystanąłem na chwilę, gdy wiatr wzmógł, a mnie zdawało się, że zauważyłem ruch między drzewami. Nie panikujmy, to pewnie jakieś zwierzęta. Rozejrzałem się dokładnie, powinienem to zignorować i jak najszybciej iść do domu, jednak ta okropna ciekawość zmusiła mnie bym podszedł bliżej. Dłonią odsunąłem gałąź jednego z krzewów i dosłownie zamarłem. Na ziemi leżał chłopak, mniej więcej w moim wieku, cały siny z zimna, a co najgorsze, był ubrany jedynie w obdarte spodnie i białą koszulę. Spanikowałem. W pierwszym odruchu kucnąłem obok niego, by sprawdzić czy w ogóle żyje. Na całe szczęście czułem puls. Potrząsnąłem nim, jednak na nic. Był nieprzytomny. Przekląłem pod nosem, zastanawiając się co mam teraz zrobić. Sięgnąłem po telefon, jednak i tym razem los mi nie sprzyjał, brak zasięgu. Musiałem coś zrobić, inaczej zamarznie tu na śmierć. Od razu zdjąłem kurtkę i owinąłem go nią, po krótkiej chwili biorąc na ręce. Adrenalina sprawiła, że zupełnie zapomniałem o niskiej temperaturze, wietrze czy czymkolwiek innym. Najważniejszym było to, aby mu pomóc. Nie wiedziałem nawet dlaczego tak się stało, po prostu nie mogłem go tam zostawić, nie wiem jaki potwór by to zrobił. Szedłem tak szybko jak nigdy zmierzając do celu. Zmęczenie nie miało tu żadnego znaczenia, wręcz biegłem, aby po jakimś czasie całkiem zdyszany wpaść do własnego mieszkania. Nie zdejmując butów zaniosłem go do łóżka, od razu przykryłem kołdrą. Nie wiedziałem co jeszcze mógłbym zrobić, aby było mu lepiej. Zamknąłem okno, aby w pokoju zrobiło się ciepło. Stopniowe ogrzewanie było chyba najlepszym rozwiązaniem, nie mógł przecież doznać szoku. Czymś co jeszcze przyszło mi na myśl było zmierzenie temperatury, trzeba kontrolować czy wraca do normy. Pobiegłem do łazienki po termometr, który po kilku minutach wyjąłem, aby zobaczyć dokładnie 35°C. Zacząłem chodzić po całym pokoju, co chwila poprawiając okrycie, a także dotykając skóry na czole i policzkach chłopaka, aby sprawdzać czy jego ciało się ociepla. Nie mam pojęcia ile czasu łącznie przesiedziałem przy łóżku, dobrych kilka godzin na pewno. W pewnej chwili zacząłem wręcz panikować, jednak cały czas czułem jego puls, słaby choć wyczuwalny. To w pewien sposób mnie uspokajało. Fakt, że słyszałem jego oddech w jakiejś części pozwalał mi wierzyć, że z tego wyjdzie. Prawdę powiedziawszy byłem bardzo ciekawy tym jak się w ogóle znalazł w tym lesie, nie było to miejsce jakoś często odwiedzane o tej porze roku, chyba, że ktoś tak jak ja chciał sobie skrócić drogę. Tym bardziej widząc to jak był ubrany wiedziałem, że powód musiał być poważniejszy. W prawdzie na jego ciele nie zauważyłem żadnych śladów pobicia, nie czułem też alkoholu, narkotyki natomiast mi do tego nie pasowały. Owszem, są powszechne w naszym społeczeństwie, jednak… nie wiem, może zwyczajnie nie chciałem wierzyć, że mógłby się załatwić w taki sposób. Najpewniej jestem po prostu zbyt naiwny. Poczułem w pewnej chwili jak powieki zaczynają mi opadać. Bądź co bądź było już późno i mój organizm zaczął się upominać o sen. Oparłem się wygodnie w swoim ulubionym fotelu, a na ramiona narzuciłem miękki koc. Równie dobrze mógłbym iść przespać się na kanapie, jednak w razie czego musiałem być blisko niego, szczególnie gdyby się obudził. Zdawało mi się jakbym przymknął oczy zaledwie na sekundę, ale gdy je otworzyłem w pokoju było już jasno. Natychmiast się rozbudziłem, a moje spojrzenie spoczęło na łóżku. Jeszcze spał… miałem szczerą nadzieję, że niedługo dojdzie do siebie i wszystko wróci do normy, choć pewne przeczucie podpowiadało mi, że jedynie się łudziłem i wszystko dopiero się zaczyna. Wczoraj nie było na to czasu, dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego wygląd. Blada, niemal biała skóra, brązowe włosy, opadające na czoło, wydatne usta… tak, jest przystojny, bardzo. Złapałem się nawet na tym, że bardzo dokładnie badałem wzrokiem każdy kawałek jego twarzy. Wtedy też zauważyłem, że powieki chłopaka drgnęły. Zerwałem się na równe nogi, jednak zaraz usiadłem, nie chcąc go przypadkiem wystraszyć. Powoli otworzył oczy, widziałem, że światło mu nie sprzyjało w przyzwyczajeniu się do wszystkiego, ale to raczej normalne skoro tak długo był nieprzytomny. Kilka razy mrugnął, dopiero później jego spojrzenie wylądowało na mnie. Było w nim coś dziwnego… Oczy miał czarne jak węgiel a spojrzenie zimne, można powiedzieć, że prawie martwe. Przez jakiś czas zastanawiałem się co w ogóle powinienem powiedzieć.
-Jak się czujesz? – to chyba było pierwsze co przyszło mi na myśl. Nie wiedzieć czemu mój głos drżał. Widziałem, że dłuższą chwilę stara się podnieść, na co od razu kazałem mu wrócić do pozycji leżącej.
-Bywało lepiej… - usłyszałem w końcu, a jego głos zwalił mnie z nóg. Męski i głęboki, choć powiedział jedynie dwa słowa zdążył mnie całkowicie oczarować.
-Nadal Ci zimno? – spytałem, na powrót siadając w fotelu.
-Nie, jest lepiej. Jak się tu znalazłem?
-Wracałem wieczorem do domu… znalazłem cię w lesie, leżałeś nieprzytomny na śniegu, nie mogłem cię obudzić, więc… wziąłem cię do siebie. – odpowiedziałem spokojnie, patrząc na niego ciepłym spojrzeniem. Wiem, że to niełatwa sytuacja, ale w pewnym sensie chciałem aby poczuł się lepiej.
-Kim jesteś? – spytałem w końcu, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
-Kim… jestem? – zdezorientowany głos wypełnił pokój, przez co sam poczułem się nieco niezręcznie. –Nie pamiętam. – uderzył się w głowę i stracił pamięć?
-Nic? A imię pamiętasz?
-Minseok.
Minseok… rozbrzmiało mi w głowie, jedno krótkie słowo, a jednak odbijało się echem tak przyjemnym…
-Jestem Jongdae, przyjaciele mówią mi Chen. – odpowiedziałem, samemu wyrywając się z zamyślenia.
Przez jakiś czas panowała niezręczna cisza. On nie rwał się do rozmowy, a ja nie wiedziałem co jeszcze miałbym mu powiedzieć.
-Nie pamiętasz jak się tam znalazłeś? – spytałem po chwili. Bądź co bądź to była dość ważna informacja.
Tak jak myślałem, nie odpowiedział od razu, w ogóle nie odpowiedział na dobrą sprawę.
-Nic nie pamiętam. – no to mamy problem.
-Nic? Kompletne zero? – spytałem jakkolwiek chcąc się upewnić czy aby na pewno mówi prawdę.
Nie wiem dlaczego tak naciskałem. Cóż, to na pewno nie łatwa sprawa, tym bardziej dla mnie skoro nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Ale nie ja tu jestem najważniejszy. Muszę mu pomóc, nie darowałbym sobie gdybym zostawił go z tym samego.
-Mówię przecież, że nic. Nie wiem kim jestem, ile mam lat, jak się tam znalazłem, skąd jestem… Nic nie pamiętam… - odpowiedział chcąc się podnieść, jednak na nowo kazałem mu się położyć.
-Leż. Musisz dużo odpoczywać. Może powinienem zabrać cię do szpitala? Wiesz, byłeś poważnie wychłodzony, mogło ci się coś stać.
-Nie. – powiedział dość gwałtownie, dokładnie w chwili, w której obrazek spadł ze ściany, zupełnie jakby jego reakcja to spowodowała.
-Okej… spokojnie, to tylko luźna propozycja, nie chciałbym, żebyś był chory czy coś… - mruknąłem wstając, aby ponownie umieścić ramkę na poprzednim miejscu. Dziwna sprawa, wisiała tam od lat, dlaczego teraz miałaby spaść… Nieważne. –Musimy ci w jakiś sposób wszystko przypomnieć. Zostaniesz u mnie, pomogę ci. – powiedziałem całkiem poważnie, ponownie przenosząc spojrzenie na chłopaka. Szczerze mówiąc w tym momencie zastanawiałem się co mi przyszło do głowy. Normalnie nigdy bym tego nie zaproponował komuś kogo na dobrą sprawę nie znam. Nie miałem przecież pewności czy nie jest jakimś złodziejem, oszustem, czy tak naprawdę następnego dnia nie obudzę się bez wszelkich kosztowności. Raz się żyje czy coś. Pierwsze co zrobiłem to podszedłem do szafy, by wyjąć z niej koszulkę i dresy. W następnej kolejności wróciłem do łóżka i podałem chłopakowi ubrania.
-Nie krępuj się, pójdę zrobić coś do jedzenia, może znajomy smak albo zapach coś ci przypomni. – rzuciłem i tak jak powiedziałem wyszedłem do kuchni, aby zająć się posiłkiem dla nas obu. Stojąc przy blacie uświadomiłem sobie, że nieźle się wpakowałem. To będzie długi dzień.

December's Snow | XiuChenWhere stories live. Discover now