- Jeszcze 20 przysiadów. - krzyknęła babka od wf-u
Jędza jest dawno po 40-stce i na moje oko, a w zasadzie na oko każdego kto nie jest ślepy, ma sporą nadwagę. Hmmm... nic dziwnego jak objada się na każdej przerwie batonikami ze szkolnego sklepiku. I tak nasza kochana wf-istka zadaje nam co chwile nowe ćwiczenia "bo sport w życiu jest bardzo ważny" według mnie sam jej by się przydał...
- Maya! To nie było 20! - Za karę, za obijanie się robisz jeszcze 10 dodatkowych ćwiczeń.
Patrzyła się na mnie z oskarżycielską miną
- Niech sama sobie pani robi! - Krzyknęłam wkurzona.
Pobiegłam w stronę szatni. Jędza coś jeszcze krzyczała, ale gówno mnie to obchodziło.
Nie będę ćwiczyć.
Na co to komu? I tak mam niedowagę choć nie ćwiczę. Pffff ten sport to jakaś ściema.
Usiadłam na ławce i zaczęłam się przebierać. Zamierzałam opuścić lekcje i wrócić do domu. Głupia szkoła.
Nagle przybiegła zdyszana Emili.
- Co ty idiotko wyrabiasz?! Chcesz żeby za tyle uwag cie ze szkoły wyrzucili?! - Krzyczała.
Emili jest moja najlepszą przyjaciółką ale tym razem mnie wkurzyła. Co ja to obchodzi?
- W dupie mam jakieś uwagi...
- Maya!!!!
- Spadaj. - Odparłam. - Niech mnie wywalą.
- Weź martwię się o ciebie. Wiesz jaka jest Jędza. Juz ci wpisała nieobecność i uwagę.
- Jej logiką źle się zachowywałam na lekcji na której mnie nie było. Idiotka...
- Maya!
- Weź juz sobie idz. Nie słucham cie nikt nie ma prawa mi rozkazywać idę do domu.
- Zajebiście zaczynasz nowy rok! Słuchaj rok temu niewiele brakowało żebyś nie przeszła do następnej klasy... - Mówiła Emili dość długo ale nie słucham jakiegoś kazania.
- Skończyłas?
Emili bez słowa odeszła.
- Ehhhhh mogłam iść do zawodowki... - Powiedziałam sama do siebieWracam do domu.
Myślałam że liceum będzie fajne. W ogóle jako jedyna w historii mojej rodziny tam się dostałam, bo wszyscy są po zawodowce. Mama miała rację licea są beznadziejne. A zostały mi jeszcze 2 lata i matura. O Jezu jaka ja byłam głupia. Nagle coś mi miga przed oczami.
Leżę na podłodze i czuje ogromny ból.
Ktoś wjechał we mnie rowerem.***
- Boże przepraszam - Krzyczał zakłopotany chłopak.
- Ty idioto... - Powiedziałam do niego wkurzona. Nie czułam ręki
- Nic Ci nie jest? Boże przepraszam...
- Skończ z tymi przeprosinami. Gówno mi jest.
- Naprawdę spieszy mi się, nie patrzyłem.
- Spieszy ci się, a gadasz teraz ze mną? No kurwa...
- Nic Ci nie jest? - ciągle zadawał to samo pytanie.
Był naprawdę bardzo przystojny. Wysoki brunet z zielonymi oczami.
Mimo wszystko byłam na niego wściekła
- Mowie ze gówno mi jest!
Chłopak popatrzył na zegarek
- Jeszcze raz bardzo przepraszam za całą sytuację dobrze, że nic Ci się nie stało, jestem idiotom musze juz jechać, cześć i błagam wybacz.
Nic nie odpowiedziałam a chłopak ruszył w dalszą drogę.
Nie mogłam ruszać ręką.
CZYTASZ
Nothing for you
Teen Fiction"Nikt nie ma prawa mi rozkazywać i mówić co mam robić. Nikt nie jest moim szefem. Nikt nie będzie wydawał mi poleceń, które musze obowiązkowo wykonać. Nie jestem niewolnikiem żeby kogokolwiek słuchać. "