Rozdział 18.

380 19 8
                                    

Napisalam choć nie miałam tego w planach, ale były takie cudowne komentarze pod ostatnim rozdziałem, że postanowiłam coś naskrobać <3

Xoxo Pixie

_______________________________________________________

Vivianne

Scarlett pojawiła sie nagle w moich drzwiach o trzeciej w nocy. W lewej ręce trzymała butelkę szampana a w prawej szpilki. Nie wyglądała najlepiej. Oczy miała podkrążone, włosy w totalnym nieładzie, do tego opierała się o futryne drzwi w taki sposób jakby za chwile miala sie przewrócić.

-Nienawidzę, kurwa, nienawidzę- bełkotała pod nosem. - Skurwieeeeeel. JebANE haaaalloweeN- uderzyła ręką o ścianę przez co buty spadły jej na ziemię.

Schyliłam się i zebrałam je z podłogi razem z jej kopertówką. Nie pytałam, po prostu wzięłam ją pod ramię i doslownie odholowałam do swojego pokoju. Były w nim drzwi do sypialni obok która tak naprawde była sypialnią Scarlett, zawsze tam spała. To takie nasze małe mieszkanie jakby.

Położyłam ją na wielkim łóżku przy okazji zabierając jej butelkę szampana. Nie mogłam pozwolić na to żeby schlała się jeszcze bardziej. Patrzyla pustym wzrokiem w przestrzeń co chwila odpływając.

-Scarlett potrzebujesz czegoś?-zapytałam cicho.

-Ha!- podskoczyła na łóżko. -Jakby kogokolwiek to INTE-resowało!

- Scar staram się Ci pomoc, rano porozmawiamy o tym czemu się tak strasznie narąbałaś, a tak masz- napij się.

Przytknęłam jej do ust szklankę z wodą. Najpierw jak małe dziecko zacisnęła usta i odwróciła głowę. W koncu jednak chyba zmądrzała, upiła kilka łyków po czym opadła z powrotem na łóżko.

Chwilę leżała spokojnie, bo po jakiś dwóch minutach zerwała się jak poparzona i zatoczyła się po pokoju.

- Moja toreeeeebka gdzie- rozglądała się nieprzytomnie.

Podałam jej czarną kopertówkę. Nie mialam pojecia co jej nagle uderzyło do głowy, ale wolałam nie ryzykować awantury akurat w noc kiedy ojciec jest w domu.

Niemal desperacko wyrzuciła wszystko z małej torebki, w koncu chyba jednak znalazła to czego szukała bo podskoczyła do góry. Przyjrzalam sie co trzyma w ręku.

-Scarlett czy tobie już naprawdę odwaliło?!

Wyrwalam jej z ręki przeźroczysta torebeczkę z białym proszkiem.

-Skąd masz to świństwo.

-Znalazlam! Oooo!

-Kładź się do łóżka - popchnelam ja na nie. -Porozmawiamy jutro.

Zgarnelam jej rozsypane na pościeli rzeczy, schowalam do kopertówkę i zabrałam ze soba. Wolałam nie zostawiać jej możliwości do zrobienia czegos głupiego. Wzięłam tez jej iPhone'a. Lepiej żeby nie zaczęła wyzwaniać po ludziach.

- Nie jesteś moją matką. W zasadzie - zawiesiła głos - nikim nie jesteś, skoro nie zaproszono Cie na dzisiejsza Halloweenową imprezę- dodała sekundę przed tym jak zamknęłam drzwi.

Czyli dzisiaj była impreza. Czyli dzisiaj była TA impreza i mnie nie zaproszono. Wiedziałam ze gdyby zaproszenie miało do mnie trafić to by do mnie trafiło nawet gdybym była akurat pośród afrykańskiego buszu.

Bylam wściekła. Nagle po trzech latach postanowili mnie nie zaprosić. To oznaczało ze ktos z The League uznał mnie za osobę bez potencjału. Ja im jeszcze kurwa pokażę.

The Rich Kids: Year of Richness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz