Rozdział 3

3.1K 219 45
                                    

Gdy zielonooki obudził się następnego dnia pierwsze co poczuł to ból. Potem wraz z wspomnieniami poprzedniego dnia, obrzydzenie. Nie wiedział co robić. Miał dość. Życia. Bólu. Wszystkiego. Jego własny wuj go właśnie zgwałcił. Nie mógł wytrzymać. Najszybciej jak umiał wstał i wyszedł z piwnicy. Zajęło mu to chyba z dziesięć minut. Wszystko go niemiłosiernie bolało. Nikogo w domu nie było. Pewnie pojechali gdzieś na wycieczkę. Poszedł do łazienki i bardzo delikatnie się umył, by nie straszyć ludzi na ulicy. Już gotowy wyszedł i ruszył do jedynej w okolicy osoby, której mógł naprawdę zaufać. Była to Marlena i jej mąż Sebastian McGiver. 

Marlena była wysoką kobietą w wieku około 30 lat. Miała długie jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Zawsze była pogodna i wprost uwielbiała dzieci. Natomiast jej mąż miał ciemno brązowe włosy, brązowe oczy i umięśnioną sylwetkę. Był dużo bardziej skryty i cichszy niż jego małżonka, ale dzieci kochał równie mocno jak ona. 

Opiekowali się sierocińcem dla dzieci położonym w miasteczku obok. Oboje znali zielonookiego chłopaka i już nieraz mu pomogli. Oboje byli magiczni, tak jak większość z dzieci, które tu mieszka. Gdy spotkali go po raz pierwszy nie poznali go. Miał wtedy 7 lat i właśnie włóczył się , bo został wygoniony z domu. Miał kilka sińców i otarć, zrobionych przez wujka, ale oczywiście, gdy spytali się skąd to ma to powiedział, że gdzieś się wywrócił. Nie naciskali, choć byli pewni, że to nie są rany z tego. Harry wygadał się im dopiero rok później. Byli wstrząśnięci. Chcieli mu pomóc i bez jego wiedzy zanieśli tę sprawę do opieki społecznej, ale papiery magicznie znikły, a osoba do której zostało to zgłoszone o wszystkim zapomniała. I tak działo się za każdym razem. Chłopak bardzo często do nich przychodził. Bardzo polubił, też dzieciaki z sierocińca i pomagał w opiece nad nimi. Bawił się z nimi, czytał im książki, pilnował by żyli w zgodzie i się nie kłócili i wiele innych. Nawet ci starsi go zaakceptowali, po jakimś czasie, zwłaszcza gdy dowiedzieli się o jego życiu domowym. Na początku nie mogli w to uwierzyć, bo Harry, gdy u nich był zawsze się uśmiechał i śmiał. Zawsze gdy przychodził był przez wszystkich obściskiwany i zawsze był w centrum i pomimo tego, że na co dzień nienawidzi tak dużej uwagi. Przy nich mógł naprawdę wyluzować. Starsze dzieciaki również wtedy blisko niego się kręciły. To był chyba jedyny sierociniec, gdzie panowała atmosfera spokoju i przyjaźni. Harry chciał im się jakoś odwdzięczyć i czasami gotował dla całej ferajny jakiś wyszukany obiad, czy śniadanie, a gdy ktoś miał urodziny zawsze piekł im tort. 

Marlena i Sebastian dodatkowo pochodzili ze starej rodziny czarodziejskiej więc sierociniec miał trochę pieniędzy, a i przy okazji darmowe korepetycje. Wtedy też trochę pomagali Harry'emu w nauce i wielu innych. A widząc jak mu się to podoba uczyli go więcej, ponad program. Marlena uczyła go transmutacji, opieki nad magicznymi zwierzętami, starożytnych run, numerologii i  wielu różnych języków, między innymi francuskiego, etykiety oraz tańca. Natomiast Sebastian był zachwycony mogąc mu przekazać tajniki walki bronią białą, pojedynków, eliksirów, obrony przed czarną magią i zaklęć. Broń to był jego konik i zaraził nim zielonookiego, który, był naprawdę pojętnym uczniem. Ulubioną bronią Harry'ego była katana. Sebastian twierdził, że czarnowłosemu niedaleko do pobicia go w tej dziedzinie. 

Gdy chłopak otrząsł się ze wspomnień dotarł już do celu. Chwilę się zawahał, ale zapukał. Była przecież bardzo wczesna godzina. Otworzyła mu Marlena. Gdy go zobaczyła był w szoku. Chłopak ledwo stał, oczy z pozoru miał puste ale w środku można było dostrzec przerażenie. Ręce mu drżały.

-NA MERLINA!! Drogie dziecko, co ci się stało!! Właź do środka. Szybko, bo zmarzniesz!! 

Gdy zielonooki na początku nie zareagował jeszcze bardziej się przeraziła. Delikatnie wyciągnęła dłoń w jego kierunku, ale przestała jak Harry się spiął. Zamarła i czekała na jego ruch. Czas jej się dłużył się, ale w końcu zielonooki wciągnął dłoń i delikatnie dotknął wyciągniętej ręki. Potem, jakby to było jakimś włącznikiem wtulił się do młodej kobiety i zaszlochał. Marlena był zszokowana. Ten chłopak przeżył tak dużo i jeszcze nigdy się nie załamał. Nigdy nie płakał. A teraz... Co oni mu na Merlina zrobili!! 

Harry Potter i  inny ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz