2. Should I Stay or Should I Go

457 36 21
                                    

  Rzeczna Puszcza okazała się sennym miasteczkiem całkowicie oderwanym od strasznych wydarzeń, które rozegrały się kilka kilometrów na południe. Gdy tylko Mahogany przeszła przez otwarte bramy, odurzył ją silny zapach bzu i miodu. Poczuła ogarniające ją ciepło. Zrozumiała, dlaczego Ralof uśmiechał się zawsze, gdy wspominał to miejsce.

Podążając za blond mężczyzną, Mahogany przeszła na tyły tartaku. Tam, w ogrodzie pełnym kwiatów, stała jasnowłosa kobieta. Jej rysy były niezwykle podobne do Ralofa, jednak delikatniejsze i piękniejsze. Na widok mężczyzny upuściła kawałki drewna, które trzymała w białych dłoniach i rzuciła się w jego stronę biegiem.

- Ralof! - krzyknęła, jej głos przywodził Mahogany na myśl mleko i miód.

- Gerdur! - mężczyzna wziął swoją siostrę w ramiona i podniósł nad głowę.

Mahogany stanęła z boku, czując się bardzo niezręcznie. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się, szukając źródła i napotkała parę niebieskich oczu wielkich jak denka od kufli. Między drzewami, w zielonej sukience stała jasnowłosa dziewczynka, wlepiając wzrok w Mahogany i nie kryjąc się ze swoją ciekawością.

Mahogany uśmiechnęła się delikatnie, na co dziewczynka podeszła bliżej.

- Dlaczego masz taką skórę? - zasepleniła cienkim głosem - Czy smok cię przypalił?

Mahogany przygryzła wargę, czując, że twarz jej się rumieni jednak gdy już miała odpowiedzieć, Ralof zarzucił jej ramię na barki i po raz kolejny rozczochrał włosy. Odgoniła go niczym uciążliwą muchę.

- Gerdur, poznaj Mahogany, uratowała mi życie i pomogła w ucieczce z Helgen.

Jasnowłosa kobieta zmierzyła dziewczynę wzrokiem, po czym uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję, że przyprowadziłaś mojego brata całego i zdrowego. - powiedziała, na co Mahogany machnęła ręką - Jestem ci niezmiernie wdzięczna. Jednak obawiam się, że nie mogę pozwolić ci odetchnąć. Jarl Białej Grani musi się dowiedzieć o tym, co zaszło w Helgen. Jeżeli smok faktycznie nam zagraża, potrzebujemy pomocy.

Mahogany zerknęła na Ralofa, potem na Gerdur i westchnęła cicho.

- Rozumiem - przytaknęła - W którą stronę mam się udać?

Gerdur uśmiechnęła się ciepło, po czym chwyciła dłoń dziewczyny w swoje ręce.

- Zaraz za tym wzgórzem powinnaś zobaczyć wielkie miasto otoczone murem. - poinstruowała dziewczynę - Poczekaj zanim wyruszysz, przyniosę ci prowiant i pieniądze na drogę, wiem, że nie wyniosłaś nic z Helgen.

To mówiąc, Gerdur puściła Mahogany, zabrała wciąż wpatrzoną w nią dziewczynkę na ręce i odeszła w stronę domu.

- Wiesz, kiedy to wszystko się skończy, powinnaś pomyśleć nad podróżą do Wichrowego Tronu.

Ralof usiadł na pniu drzewa, mrużył oczy przed słońcem, ale ciągle patrzył na Mahogany.

- Dlaczego?

- Po tym wszystkim chyba rozumiesz, dlaczego walczymy. My, Gromowładni. Cesarstwo weszło na naszą ziemię pod płaszczem pokoju, a teraz nasi bracia i siostry giną tak, jak my mogliśmy zginąć dzisiaj. Trzeba ich powstrzymać, a Ulfrik musi zając należne mu miejsce. - oczy mężczyzny błyszczały - Dlatego, dołącz do Gromowładnych, zawsze znajdzie się miejsce dla walecznej duszy.

Mahogany spochmurniała, skrzyżowała ręce na piersi.

- Wiem, że Cesarstwo nie powinno było się tutaj zapuszczać. Wierzę, że to, co robi Ulfrik, jest słuszne.- Mahogany tłumaczyła Ralofowi spokojnie - Ale w Cyrodill czeka na mnie rodzina. Czekają moi bracia i siostry. Muszę do nich wrócić, jak najszybciej potrafię.

- I jak planujesz to zrobić? - zapytał Ralof, również poważniejąc. - Nie masz pieniędzy, nie masz pracy ani miejsca, by zostać. Jesteś dziewczyną, samą na tym świecie. Czasy są ciężkie i będą jeszcze gorsze, jeżeli pozwolimy, by Cesarstwo kontrolowało nasze życia...

- Nie kontrolują mojego życia... Nigdy nie kontrolowali - Mahogany westchnęła ciężko - Chcę tylko wrócić do domu. Nie chcę zmieniać świata, walczyć o wolność... Chcę zobaczyć mamę...

Ralof westchnął głęboko na jej słowa. Wyglądała teraz jak małe, zagubione dziecko. Mężczyzna wstał, podszedł do dziewczyny i objął ją za ramiona. Mahogany wzdrygnęła się lekko, jednak po chwili oparła głowę na piersi Ralofa. Oboje stali tak przez chwilę, otoczeni bzem i miodem. Mężczyzna pogładził dziewczynę po głowie. W głębi duszy wiedziała, że powinna się czuć zmieszana, w nordyckich zwyczajach nie było mowy o spoufalaniu się z obcymi, zwłaszcza z cudzoziemcami. Jednak w tej chwili Mahogany pozwoliła, by jej umysł się rozluźnił. 

- W takim razie życzę ci powodzenia. - powiedział Ralof, gdy się od siebie odsunęli.

- Dziękuję. - odparła Mahogany, uśmiechając się delikatnie.

Chwilę później wróciła Gerdur z wielkim pakunkiem jedzenia, sakwą pieniędzy i bukłakiem wody. Uśmiechała się ciepło, jednak między jej jasnymi brwiami pojawiła się zmarszczka. Groźba smoka ciągle widniała na horyzoncie.

- Wrzuciłam ci jeszcze butelkę miodu, na wszelki wypadek - oznajmiła, gdy Mahogany przyjęła prowiant. - Powodzenia, mam nadzieję, że dotrzesz do Białej Grani bezpiecznie.

Dziewczyna rzuciła kobiecie szybki uśmiech i spojrzała na Ralofa wielkimi, niebieskimi oczami. Mężczyzna skinął lekko głową, odwzajemniła gest i spojrzała w stronę ścieżki, prowadzącej do Białej Grani. „To tylko pierwszy krok" myślała „Pierwszy krok w stronę domu".

Pożegnawszy się z Gerdur i Ralofem, Mahogany ruszyła ścieżką biegnącą przy potoku. Przekroczyła kamienny most i wspięła się na niewielkie wzgórze. W oddali, między połaciami łąk i pól widniało potężne miasto otoczone murami. Dziewczyna założyła pakunek na jedno ramię. Zapach bzu i miodu blednął z każdym krokiem, aż w końcu zniknął całkowicie, zostawiając po sobie senną błogość. 

***

Jarl Balgruuf siedział na swoim drewnianym, bogato zdobionym tronie, gdy po raz pierwszy ujrzał Mahogany. Oczywiście nie wiedział wtedy, że będzie ona być może najważniejszą osobą, jaką znał. Stała przed nim w starej szacie podróżnej podartej i zakrwawionej, skóra poprzecinana drobnymi zadrapaniami. Włosy otaczały jej twarz jak czarny, skotłowany dym, spod którego błyszczały niebiesko szare oczy.

Dziewczyna była Redgardką, jej skóra barwy czekolady odbijała ciepły blask ognia, palącego się w wielkim palenisku na środku sali. Całe nadgarstki miała brudne od zaschniętej krwi i wyglądała, jakby miała zemdleć tam gdzie stoi. Jarl Balgruuf był pewien, że po rozmowie z nią, rozkaże przyszykować miejsce dla dziewczyny w świątyni Kynarreth.

- Panie - zaczęła Mahogany, schylając głowę i patrząc na podłogę - Przychodzę do ciebie jako posłaniec z Rzecznej Puszczy. Helgen zostało zaatakowane przez smoka. Mieszkańcy wsi są zagrożeni.

Jarl opadł w swoim tronie. Mahogany zauważyła, że pomimo swojego nordyckiego pochodzenia, był szczupły i smukły. Całą twarz miał usianą drobnymi zmarszczkami. Wyglądał jakby diadem, który nosił na skroniach, ważył znacznie więcej, niż wyglądał.

- Mów dalej - zachęcił dziewczynę ruchem ręki.

Mężczyzna w niebieskiej szacie, stojący u jego boku poruszył się niespokojnie.
Łysina na czubku jego głowy błysnęła w świetle ognia.

- Zostałam... aresztowana przez żołnierzy Cesarstwa... - Mahogany zawahała się przez chwilę, nie była pewna, czy tłumaczenie się przed Jarlem w takiej sytuacji jest stosowne.

- Nie musisz wstydzić się swoich przeszłych czynów - zapewnił ją Balgruuf.

Mężczyzna w niebieskiej szacie znów nerwowo zadreptał, jakby chciał wtrącić coś od siebie.

- Nikt tutaj nie będzie cię oceniał. - Jarl położył szczególny nacisk na słowo „nikt".

Mahogany skinęła wdzięcznie głową, na znak zrozumienia.

- Byłam już na bloku, kat miał mnie zabić, wtedy pojawił się smok. Był czarny jak obsydian, miał czerwone ślepia, które błyszczały... - widocznie zadrżała - Ryknął i otworzyło się niebo. Nie czekałam, aż mnie zabije, uciekłam.

Jarl Balgruuf skinął głową, po czym zwrócił się do mężczyzny w niebieskich szatach, który wyraźnie ucieszył z otrzymanej atencji.

- Zbierz oddział strażników - polecił - Mają się udać do Rzecznej Puszczy i stamtąd rozpocząć patrolowanie okolicy. Jeżeli smok uderzy, musimy wiedzieć.

- Panie, z całym szacunkiem - przerwał łysy doradca, Mahogany zauważyła, że ludzie, którzy tak mówią, rzadko okazują szacunek - Zbieranie oddziałów będzie wyglądało, jakbyśmy szykowali się na wojnę.

- Jeżeli któraś ze stron chce mi zasugerować, że życia moich poddanych są warte mniej niż iluzja pokoju, może przyjść i powiedzieć mi to prosto w twarz. - Jarl Balgruuf przerwał stanowczo swojemu doradcy, który skłonił się odrobinę za nisko i wycofał w stronę wyjścia.

Jarl westchnął wyraźnie zmęczony sytuacją. Jego wzrok po raz kolejny padł na dziewczynę, która skuliła się w sobie. Wciąż patrzyła na podłogę. Zdała sobie sprawę, że teraz jest zwykłym przestępcą na łasce Norda w diademie.

- A co do ciebie - zaczął mężczyzna - Nie chcę wiedzieć, za co Cesarscy skazali cię na śmierć. Nie wyglądasz mi na bezdusznego zabójcę, chociaż słyszałem takie opowieści, że krew marznie w żyłach...

- Przemycałam cukier księżycowy... - wypaliła Mahogany, natychmiast przerywając i patrząc na mężczyznę wielkimi, pełnymi przerażenia oczami - Powinnam była dostać baty... To wszystko nieporozumienie... - mamrotała, czując, że powinna się zamknąć.

- Oh - oczy Jarla błysnęły rozbawieniem - W każdym razie, mam dla ciebie zadanie. Skoro jesteś jedyną dostępną osobą, która widziała tego smoka z bliska. Przejdź do mojego nadwornego czarodzieja po wszelkie szczegóły. - Mahogany skinęła głową - Ale najpierw, udaj się do świątyni Kynarreth, wyślę z tobą jednego z moich strażników. Kapłani wezmą się za twoje rany, pobyt tam działa cuda.

Mahogany uśmiechnęła się lekko, onieśmielona dobrodusznością Jarla.

- Dziękuję, panie. - dygnęła, wycofując się powoli.

***

Pobyt w świątyni faktycznie działał cuda. Mahogany została ułożona na leżance, a kobieta, która pełniła zaszczytną funkcję kapłanki i uzdrowicielki zaczęła ze skupieniem na twarzy oglądać wszystkie rany i zadrapania dziewczyny. Najbardziej rzucały się w oczy głębokie wcięcia na nadgarstkach.

- Jakim cudem dłonie jeszcze ci nie odpadły - zamruczała do siebie kobieta, wycierając mokrą, lnianą chustą zakrzepniętą krew.

Mahogany wykrzywiła twarz w pół uśmiechu, pół grymasie bólu. Uzdrowicielka mruczała do siebie, nie zważając na dziewczynę, wycierała ją z krwi, błota i pyłu. W końcu wyciągnęła z obszernej kieszeni małą, czerwoną buteleczkę. Odkorkowała ją i podała Mahogany z cieniem uśmiechu.

- Wypij. - poleciła.

Mahogany posłuchała bez wahania, jednym haustem połykając całą zawartość. Eliksir był zimny jak woda ze strumienia, smakował słodko i zostawiał na języku dziwny posmak. Moment później dziewczyna poczuła ciepło promieniujące z brzucha po całym ciele. Nadgarstki zaczęły ją swędzieć. Zachichotała jak mała dziewczynka.

- Nie ruszaj się nigdzie, za godzinę musisz wypić drugą dawkę, później możesz iść. - oznajmiła kapłanka i zostawiła Mahogany, by pomóc kolejnym rannym.

Dziewczyna patrzyła się w sufit świątyni. Nie znała Kynarreth. Nie znała żadnego z bóstw ludzi, elfów i wszystkich innych. W karawanie nikt nie zwracał uwagi na religię. Liczył się zysk ze sprzedaży, i to czy obiad nie jest zbyt słony. Mahogany nigdy nie gotowała, ku zgrozie Ma'Ri, która bezsilnie starała się wszczepić damskie cechy w upartą dziewczynę. W końcu jednak musiała się poddać. Gdy Mahogany skończyła 16 lat, stało się jasne, że żadne nauki nie przyniosą już skutku. Co nie znaczyło, że Khajitka się poddała. Mahogany często musiała słuchać wykładów o prawidłowym doprawianiu mięsa horkera i o piętnastu sposobach na truskawkowy placek.

Dziewczyna poczuła ciepłe łzy, spływające jej po policzkach. Dach świątyni stał się rozmyty. Gdy tylko pierwszy spazm wstrząsnął jej ciałem, zjawiła się kapłanka.

- Co się dzieje? - zapytała wyraźnie zaniepokojonym głosem - Coś cię boli?

Mahogany zaprzeczyła energicznie głową. Uzdrowicielka westchnęła i położyła swoją dłoń na czole dziewczyny. Pacjentka natychmiast się uspokoiła, czując dotyk i słysząc delikatny, monotonny głos kobiety. Mahogany próbowała skupić się na jej twarzy. Spod kaptura szaty patrzyły na nią jasne oczy. Twarz kobiety była zaorana drobnymi zmarszczkami, a jej usta tworzyły cienką linię.

- Niech zgadnę, - zaczęła, kreśląc palcem okręgi między bujnymi brwiami dziewczyny - zostałaś wrzucona w coś większego i niebezpieczniejszego niż byłaś w stanie pojąć. Straciłaś kogoś?

- Moją rodzinę - Mahogany pociągnęła nosem - są już w Cyrodill, czekają na mnie, miałam do nich wrócić, ale teraz... Nie mam pieniędzy, broni... - dziewczyna po raz kolejny pociągnęła nosem.

- Każdy z nas znalazł się kiedyś w sytuacji bez wyjścia. - powiedziała kapłanka - Kiedy jesteś otoczona przez ściany, zburz je, stwórz swoje własne wyjście. Nawet jeżeli oznacza to, że połamiesz przy tym palce.

- Bardzo gwałtowny sposób - mruknęła Mahogany.

- Żyjemy w gwałtownych czasach - skwitowała kobieta.

Wyciągnęła kolejną fiolkę eliksiru i podała dziewczynie, która szybko wychyliła całą jego zawartość.

- Dziękuję.

- Po tej dawce reszta zadrapań powinna się zagoić, - kobieta delikatnie klepnęła dziewczynę w udo i ofiarowała cień uśmiechu - a teraz zmykaj, Jarl nie może czekać.

Mahogany posłusznie wstała, uścisnęła dłoń kobiecie i wyszła ze świątyni.

Biała Grań była niezwykle pięknym miastem. Drewniane domki malowano na niebiesko, wokół nich rosły pachnące kwiaty i drzewa owocowe. Ludzie zbierali się na rynku, wyciągając wodę ze wspólnej studni, wystawiając swoje towary i targując się zawzięcie. Między nogami przebiegały kury i bawiące się dzieci, a strażnicy leniwie patrolowali ulice, przysiadając na kamieniach i ławkach.

Mahogany udzielił się spokój tego miejsca, spotęgowany niedawno wypitymi eliksirami. Dziewczyna wciągnęła zapach magnolii z pobliskiego ogródka. Pomyślała, że gdyby kiedyś przyszło jej zostać w jednym miejscu, to byłoby dobre miejsce na zestarzenie się. Może po drodze przyplątałby się silny wojownik z kamiennymi muskułami. Może mogłaby zaadoptować psa. Mahogany westchnęła, uśmiechając się do swoich myśli. Dobrze wiedziała, że takim osobom jak ona nie jest dane osiąść w swoim własnym domu. Była częścią karawany, częścią rodziny, do której planowała jak najszybciej wrócić. Wodząc rozmarzonym wzrokiem po ludziach i kwiatach, skierowała się w stronę imponujących schodów, prowadzących do Smoczej Przystani. Siedziba Jarla doskonale oddawała wygląd samego władcy. Była wysoka i wąska, zbudowana z jasnego drewna, a ludzie, którzy stawali w jej cieniu, czuli się mniejsi niż byli naprawdę. Tak też czuła się Mahogany, wspinając po schodach z głową pełną marzeń, które nie potrafiły zgasić nawet przerażające budowle.

Skyrim: Service & SacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz