Z pamiętniczka Sherlocka:
JEBAĆ HIPOKRYTÓW I JEBAĆ UKŁAD SŁONECZNY.-Za mało cukru. - Sherlock skarcił Johna.
-Wiesz ile cukier kosztuje teraz? Nie narzekaj tylko pij. - Powiedział spokojnie John i usadowił swój tyłeczek w wygodnym fotelu.Dzień był słoneczny ale piździło wiatrem nie mniej niż w zimowy dzień w bieszczadach. Słonko reziło w oczy tak mocno, że można by pomyśleć, że są w środku wybuchu bomby atomowej. Szarlotka właśnie stał się kanibalem zabójcą bo odkroił sobie kawałek ciasta, które przyniosła mu pani Hudson z własnej, prawie nie przymuszonej woli.
-Jak tam twoja maszyna do rzucania w ludzi zabawkami, John? - Zapytał beztrosko Sherlock.
-Z Rosie jest wszystko ok, jeśli o to pytasz... Od kiedy ty w ogóle gadasz ze mną na jej temat? - John odłożył pustą filiżankę na stolik.
Szarlotka siedziała cicho (i ta na talerzu i ta, która trzymała talerz z przedstawicielem własnego gatunku, siedząc w fotelu). Watson popatrzył na niego z góry na dół i prześwietlił go wzrokiem (Balti użyczył mu tej wspaniałej umiejętności).Nagle do pokoju wparował Mycroft przy okazji wyważając drzwi z taką siłą, że wyjebały za okno po drugiej stronie. Był ubrany w swój klasyczny strój i klasycznie uczesany.
-Hej, czy któreś z was by chciało ze mną pojechać na malediwy?????????
-Kiedy niby? mamy tutaj dużo ciężkich spraw do rozwiązania np. gdzie podział się mój sens życia. - odparł John.
-Może nawet teraz, zaparkowałem swój składak przed budynkiem. Sensu życia i tak nie masz po co szukać. - Mycroft podszedł i zabrał Sherlockowi szarlotke.
-Ej nooo, nie moje dziecko... - zasmucił się pan szarlotka.
Niestety Microsoft już zatapiał swoje siekacze w chrupiącym cieście.
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE - Detektyw podbiegł do niego i wytrącił mu z ręki ciasto, przy okazji przewracając Minecrafta na plecy. Zaskocz jakiego doznał był nie do opisania.-O MÓJ MAŁY KAWAŁECZKU SZARLOTKI, KTO MÓGŁBY BYĆ TAK BEZMYŚLNY I ZJADAĆ CIEBIE WBREW WOLI TWOJEGO OJCA?! NIECH TEN GINIE W MĘCZARNIACH KTÓRY ZATOPIŁ SWE KŁY W TWEJ KRUCHEJ OTOCZCE I MIĘCIUTKIM WNĘTRZU. TWOJE DOKONANIA DLA LUDZKOŚCI ZOSTANĄ ZAPAMIĘTANE NA ZAWSZE, A JA DOPILNUJE BY PAMIĘĆ O TOBIE NIGDY NIE ZGASŁA! - rozżalał się Sherlock.
-Skończyłeś? To pomóż mi wstać niewdzięczniku. - przerwał mu Mycroft.
Sherlock posłusznie pomógł mu wstać. Microsoft się otrzepał i popatrzył krzywo na brata, ten zaś spuścił wzrok na trzymane przez siebie resztki szarlotki.
-No i co teraz? - zapytał przygnębiony.
-Możemy w końcu jechać na te Malediwy i tam jej pogrzeb zrobisz, na razie ją zapakujemy w chusteczkę, - Powiedział Mycroft i podał mu kawałek serwetki.
Szarlotka zawinął swoje dziecko i schował do kieszeni. Popatrzył na Johna a potem na Mycrofta, potem znowu na Johna i Mycrofta, a potem jeszcze raz.
-No dobra John, pakuj się. - polecił Sherlock i zmierzył do wyjścia.
-Em, a ty nic nie bierzesz? - zatrzymał go pytaniem lekarz wojskowy.-Wystarczy, że mam swoje dziecko. - Wyszedł.
Kilkanaście minut później wszyscy siedzieli w składaku Mycrofta i jechali na lotnisko. Kiedy przybyli na miejsce okazało się, że ktoś jeszcze chce się z nimi zabrać.
-Tęskniliście? - zapytał specyficzny, znany Sherockowi głos.
CZYTASZ
Sherlock ma gdzieś twoje poglądy
RandomKolejna seria typu "destiel, sabriel i inne shipy", tym razem Sherlock. Nie wiem co robie ze swoim życiem ok. UWAGA NA PRZEKLEŃSTWA I NIEWYOBRAŻALNIE WIELKĄ DOZĘ ABSURDU. niechcemisięrobićokładki.exe