Rozdział Dziesiąty

252 25 9
                                    

Na wstępie przepraszam za przerwy i spóźnianie się z rozdziałami ale mam problemy z internetem i telefonem, i mózgiem, i życiem, i pamięcią... No nie ważne, bede w miarę możliwości wracać do dodawania rozdziałów co dwa dni. Miłego czytania
***     
Zapukała. Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, niewerbalnie rzuciła na siebie Protego Totalum i weszła z uniesioną różdżką.
-Drętwota!- powiedział. Zaklęcie odbiło się od powietrza przed nią i zniknęło. Uśmiechnęła się szeroko.
-Expelliarmus!- odparła, ale on też miał na sobie zaklęcie tarczy i jej zaklęcia było bezsensowne.
-Teraz rozmawiamy o unikaniu zaklęcia tarczy- usłyszała głos Snape'a gdzieś po lewej stronie.
-Pokaż się- rzuciła.- Dekoncentruje mnie przyjmowanie poleceń od pustej przestrzeni.
-Ach, przecież powinna mnie pani wyczuć, panno Granger.
Przewróciła oczami i odwróciła się w stronę drzwi, gdzie, jak przypuszczała, stał nauczyciel.
-Tutaj!- powiedział a złośliwy uśmieszek był wyraźnie wyczuwalny w jego głosie.
Odwróciła się. Nagle mogła go wyczuć, dokładnie przed sobą. Zioła i wełna. Wyciągnęła rękę i poczuła ciężki materiał jego szat, chociaż nie mogła ich zobaczyć.
-Ale jak??
-Ponieważ rzuciłem Protego Horribilis.
-Więc mogę pana dotknąć, ponieważ nie zamierzam pana zranić?
-Najwyraźniej.
-Ale Expelliarmus?
-Każde zaklęcie, które z założenia ma ranić, lub, jak w wypadku Expelliarmusa, rozbroić mnie, będzie odbite, niezależnie od intencji. Protego Horribilis byłoby doskonałym wyborem, gdyby musiała pani odnaleźć się wśród śmierciożerców.
-Więc gdybym rzuciła coś nieszkodliwego, lub coś co mogłoby panu pomóc, przeniknęłoby tarczę?
-Co na przykład?
-Zaklęcie kameleona. Niech pan je usunie. Chcę zobaczyć czy mogę je na pana rzucić.
Snape pojawił się przed nią. Machnęła różdżką i ponownie zniknął. To był naprawdę dziwny widok. Hermiona jak dotąd rzucała zaklęcie kameleona tylko na siebie; nie zdawała sobie sprawy z tego, że nieprzyjemne wrażenie bycia powoli pochłanianym ma swój odpowiednik wizualny.
Uśmiechnęła się do siebie. Gdyby została porwana, Snape mógłby rzucać zaklęcia żeby jej pomóc. Mógł również rzucać na nią uroki, które nie zadziałają, chroniąc swoją rolę szpiega. To była ważna informacja. Pomyślała o lekcjach które jej dał. Ma już pani dwa działające zaklęcia do użycia? Jeśli to zobaczę, muszę wiedzieć że to pani? Ja, osobiście, używam nocnego nieba? Protego Horribilis byłoby doskonałym wyborem, pozwoliłoby pani odnaleźć się między śmierciożercami. Snape uczył ją przetrwać, czegokolwiek życzył sobie Dumbledore.
Nagle Hermiona poczuła się dużo lżej niż przez ostatnie tygodnie. Wszystko będzie w porządku. Zrobiła dobrą rzecz. Snape był? Cóż, był Snapem i nic tego nie zmieni. Ale mógł jej pomóc, a ona mogła pomóc jemu. I działali tak dobrze jak można było oczekiwać, czyż nie? Musiała przyznać, że podobały jej się ich słowne przepychanki. To nie było małżeństwo, przynajmniej nie na dłuższą metę, ale to był plan.
-Proszę usunąć zaklęcie, panno Granger- powiedział, a ona zrobiła to, ujawniając go.
-Miałem na myśli Protego Totalum- mruknął z ironią w głosie.
W momencie gdy uniosła różdżkę, syknął z bólu i zacisnął oczy.
-Profesorze! Przysięgam nic nie?
-Użyj mózgu!- warknął.- Wciąż mam na sobie zaklęcie tarczy.
-Więc co??
-Jestem wzywany.
Wydawało jej się, że jej serce opadło na dno żołądka. Wezwany.
Snape szybko usunął zaklęcie tarczy i powiedział:
-Accio szaty i maska.
W cichym przerażeniu patrzyła jak rzeczy śmierciożercy przelatują przez pokój prosto w jego ręce.
-Musi pani poinformować dyrektora- powiedział, przemykając obok niej i przygotowując się do wyjścia.
-Czekaj- powiedziała, łapiąc jego ramię. Odwrócił się do niej, ale nie zobaczyła w jego oczach nic z mężczyzny którego znała przez kilka ostatnich dni. Szybko go puściła.
-Tak?
-Jeśli on wie? Nie będzie pan potrzebował czegoś dla niego?- nie mogła pozwolić odejść mu bez historii. Spędził ostatnie dni na przygotowywaniu jej; teraz ona musi przygotować jego.
-Co pani bredzi, panno Granger? Im dłużej zwlekam tym gorzej?
-Sądzę że powiedział mu pan, że używa mnie do zdobycia informacji o Harrym? że pan mnie? uwodzi?
Nie odpowiedział, ale patrzył nagląco w jej oczy.
-Weź to- powiedziała i rozpięła zapinki szaty.
-Panno Granger!
-Zaufaj mi- powiedziała lekko i zdjęła krawat. Odpięła kilka górnych guzików koszuli i ponownie złapała jego ramię, patrząc z uwielbieniem w jego oczy.
-Profesorze Snape, Harry podejrzewa że Draco Malfoy coś zamierza! Śledzi go po całym zamku? Myśli że Draco może mieć coś wspólnego z naszyjnikiem który przeklął Katie Bell! Boję się, profesorze. Zajmie się pan tym?
Oczy Snape'a były niemożliwe do odczytania, ale przesunął delikatnie dłonią po jej włosach i powiedział:
-Proszę się nigdy nie bać, panno Granger. Oczywiście, zajmę się tym. Ale powiedz panu Potterowi, żeby nie robił niczego pochopnie. Draco Malfoy ma duże znajomości. Nie ma sensu się w coś wplątywać, jeśli o niego chodzi.
-Dziękuję panu.- uśmiechnęła się sztucznie.
-Dziękuję pani, panno Granger- odpowiedział a ona nie była pewna czy to część scenki, którą w takim pośpiechu wymyśliła, czy coś innego.
Snape nie powiedział nic więcej, jedynie szybko wyszedł z gabinetu, zostawiając ją samą. Stała tam przez kilka minut, niepewna co właśnie się stało. Scenka nie zmniejszyła dławiącej paniki która ją ogarnęła. Proszę, Boże, pomyślała. Proszę, proszę, Boże. Niezdolna do zniesienia żadnej myśli więcej, niezdolna do stania w miejscu bezczynnie ani chwili dłużej, zapięła koszulę, zawiązała krawat, założyła szatę i poszła do gabinetu profesora Dumbledore'a.
***
Kiedy szedł korytarzem, jego myśli były ściśnięte z bólu i zdziwienia. Jeśli schody będą współpracować, zostało tylko kilka minut do punktu aportacyjnego i nareszcie skończy się ból w jego lewym przedramieniu. Czekał zbyt długo, ból już zaczynał powodować uderzenia gorąca. Pamiętał pierwsze wezwanie od Czarnego Pana, po tym jak powróciła jego moc. Tej nocy Snape musiał czekać godzinę, zanim do niego dołączył. To był ból, którego nie chciałby nigdy czuć ponownie, a każda kolejna sekunda powodowała że wspomnienia wracały. Czego, do cholery, mógł chcieć Voldemort? Nie powinien być wezwany w czasie ferii; Czarny Pan zgodził się, że przy tak małej ilości osób w zamku, jego nieobecność zostanie zauważona dużo wyraźniej niż kiedy korytarze są zapełnione uczniami. Poczuł ukłucie lęku.
Mimo wszystko wciąż czuł mrowienie w miejscu, które dotknęła Panna Granger. Dziewczyna zbiła go z tropu. Nie dlatego, że tak szybko zorientowała się czego potrzebują? Przez cały czas jego marudzenia o generalnej idei, ani razu nie wydawało się że naprawdę ją rozumie? ale to, że była gotowa tak całkowicie się poniżyć. To nie mieściło mu się w głowie. On był jedynie pół krwi i z tego powodu przez całe życie miał wiele trudności, żeby nie znaleźć się w niekorzystnej sytuacji. A ona, urodzona wśród mugoli, której wartość zawsze będzie podważana, była gotowa sprawiać wrażenie naiwnej i głupiej przed tak potężnym czarodziejem jak Czarny Pan? Cóż, nie wiedział czy podziwiać ją, czy krytykować. Zapewne to było genialne; zapewne uspokoi tego złego dupka, upewni go w samouwielbieniu, ale wciąż uważał, że to było okropnie ryzykowne. Nigdy by jej o to nie poprosił; wymyśliłby inny sposób, jakoś by się wykręcił?
Pomyślał jeszcze raz o jej słowach. Harry podejrzewa że Draco Malfoy coś zamierza! Jasna sprawa. Wydawało się, że pojęła najważniejszą lekcję ze wszystkich, mimo, że nawet o tym nie wspomniał: zawsze kłam, mówiąc część prawdy.
Kiedy opuścił zamek, niemal pobiegł do Zakazanego Lasu. Zarzucił na siebie szatę gdy tylko wszedł między drzewa, zakrył twarz maską i dotknął mrocznego znaku różdżką. Ból skończył się jednocześnie z naciskiem deportacji, pozostawiając w nim uczucie pustki i mdłości. Kiedy dotarł na miejsce, nie był pewien gdzie się znajduje. Pokój był ogromny a ściany były kamienne. Inni śmierciożercy byli obecni i wśliznął się bezgłośnie między nich, ale natychmiast został zauważony.
-Severus!
Wysunął się do przodu, upadł na kolana i uniósł skraj szaty Czarnego Pana, zniżając twarz, żeby ją pocałować.
-Spóźniłeś się.
-Wybacz mi, mój Panie. Zajęło mi chwilę zanim zdołałem wymknąć się niezauważony.
-Mam nadzieję, że przejawiasz wystarczająco dużo inteligencji, żeby umotywować swoją obecność w Hogwarcie.
Snape podniósł wzrok, patrząc w wężowate oczy czarodzieja, czekając na nieuniknione.
-Jeszcze nie, Severusie- zaśmiał się lodowato Voldemort.- Tak wielu moich lojalnych sług ryzykuje tak wiele, podczas kiedy ty trwasz pod opieką szkoły. Dzisiejszej nocy, chcę żeby usłyszeli co mi przynosisz, żeby wiedzieć co się dzieje za tymi murami..
-Doskonale, mój Panie- powiedział, myśląc Lucjusz. Lucjusz szeptał do ucha Czarnego Pana. Bajki o tym, że przeszkadzał w planie Draco, zapewne, lub coś więcej. Jego zazdrość nie była chybiona; siedział w Azkabanie, gdy Snape żył w przyzwoitych warunkach? Nie żeby Azkaban był horrorem jak dawniej; dementorzy byli po stronie Czarnego Pana, a ministerstwo powoli również było przenikane. Wiadomości przesyłano w obie strony z łatwością i Snape pomyślał gorzko, że Lucjusz powinien uznać to za wakacje czy coś w ten deseń. Żył w zamknięciu, co sprawiało że był dość bezpieczny i musiał robić niewiele więcej niż pokutowanie, żeby uznano go za lojalnego.
-Potter razem z Weasleyem pojechał do Nory na ferie. Jest tam sporo członków Zakonu.
-Więc nie zostali Hogwarcie?
-Nie, mój Panie. Dumbledore często jest nieobecny. Nie sądzę, że chciałby żeby Potter pozostawał tam kiedy jego nie ma.
-Gdzie jest Dumbledore? Sądziłem, że niechętnie zostawia swoją cenną szkołę bez opieki?
-Wyjeżdża żeby zając się wilkołakiem i metamorfomagiem. Uważa, że szkoła jest wystarczająco chroniona.
-Głupi, głupi?
-W rzeczy samej, mój Panie. Zakon nie zbiera członków tak szybko jak mieli nadzieję. Ich pozycja w ministerstwie się nie zmienia. Nie powołali Pottera, ani żadnego z jego miłośników.
-Interesujące.
-Jednak skupiają się głównie na Potterze. Uzbierali sporo przepowiedni, chociaż wydaje się że nimi gardzą. Jestem pewien, że Dumbledore daje chłopcu prywatne instrukcje, których nie powierza nawet Zakonowi. Sądzę, że to ma coś wspólnego z jego nieobecnościami.
-Musisz się tego dowiedzieć. Nie będę tolerował?
-Tak, mój Panie. Zajmuję się źródłem.
-Przyjaciółka Pottera?
Usłyszał kilka zduszonych mruknięć wśród śmierciożerców.
-Tak mój panie.
-Czy ona jest w jakikolwiek sposób przydatna?
Snape uśmiechnął się złośliwie.
-Tak. Dzisiaj rano powiedziała mi, że Potter podejrzewa Draco Malfoya co coś w rodzaju zdrady i że śledzi go. Powiedziałem jej, żeby zostawiła to mnie, że się tym zajmę i żeby nie pozwoliła mu iść z tym do Dumbledore'a.
Czarny Pan kiwnął głową i popatrzył na niego z namysłem swoimi czerwonymi oczami.
-Spałeś z nią?
Snape uniósł kąciki ust w lubieżnym uśmieszku.
-Jakkolwiek jest obrzydliwe kopulowanie ze szlamą, nie ma szybszej drogi do serca głupiej, młodej dziewczyny. One utożsamiają przyjemność z miłością.
Usłyszał kilka aprobujących śmiechów.
Voldemort najwyraźniej nie mógł czekać dłużej. Ujął twarz Snape'a w swoje ręce i syknął
-Legillimens!
Snape był gotowy. Podejrzewał, że bez względu na to co mówi Czarny Pan, będzie chciał zobaczyć dowody jego działań.
Kiedy czarodziej penetrował jego umysł, pozwolił wypłynąć na powierzchnię obrazowi dziewczyny; jak wyglądała, kiedy leżała na jego kanapie po lekcji oklumencji- przestraszona, ale wciąż ufna. Powoli podstawiał migawki z ich nocy poślubnej: nagą nogę, wzdychające usta, gładki dotyk skóry. Dał mu jej twarz, otwartą i pytającą, później zrelaksowaną i zadowoloną, a na koniec odtworzył jej prezent dla niego, jej słowa. Boję się, profesorze. Zajmie się pan tym?
Nagle uwaga Voldemorta odwróciła się. Snape poczuł, jak przerzuca jego wspomnienia, szukając czegoś. Dumbledore polecający mu trenowanie panny Granger. Draco, nalegający że nie potrzebuje pomocy. Potter przeklęty w środku zajęć. Czarny Pan poruszał się coraz szybciej przez jego myśli, najwyraźniej niezadowolony tym co tam znalazł. W końcu Snape niechętnie oddał wspomnienie, które miał nadzieję zatrzymać: Panna Granger śpiąca, wtulona w zgięcie jego ramienia. Później myśli, że Draco mógł mieć coś wspólnego z naszyjnikiem, który przeklął Katie Bell!
Voldemort wycofał się szybko.
-Słyszałem o klątwie rzuconej na uczennicę w Hogwarcie- warknął Voldemort.- Chociaż Dumbledore starał się jak mógł, żeby to ukryć. Powiedz, Severusie, czy to sprawka Draco?
-On twierdzi że nie, mój Panie.
-Ale ty sądzisz, że jest inaczej.
-Spekulacje nie są moim zajęciem. Działania Draco są pomiędzy wami.
-Jednak naciskałeś żeby wyjawił ci szczegóły swojego plany.
-Zamierzałem jedynie mu pomóc, mój Panie.
-Narcyza powiedziała mi o twojej przysiędze.
-Gdybym nie był pewien że ona to zrobi, sam powiedziałbym ci bezzwłocznie.
-Doprawdy? Ostatnio zdajesz się być? tajemniczy.
-Mój Panie, otwieram przed tobą umysł. Jakie tajemnice mógłbym ukryć?
-Dlaczego nie mogłem znaleźć dowodów przysięgi w twoich wspomnieniach?
-Czyż ich brak nie powinien cię upewnić?- zapytał Snape jedwabiście.- Gdybym czuł, że zrobiłem coś, co może cię rozgniewać, gdybym starał się to ukryć, legilimenta z twoimi zdolnościami natychmiast by to znalazł.
Voldemort zmierzył go spojrzeniem, ale kiwnął głową.
-Świetnie. Akceptuję twoje informacje. Ale ostrzegam cię, Severusie. Nie wtrącaj się w sprawy Draco Malfoya. Jak sam powiedziałeś, ja go kontroluję.
Snape wiedział, że wygrał, chociaż nie śmiał zastanawiać się jakim kosztem. Czarny Pan oddalił komentarze Lucjusza jako bezzasadne. Co do reszty? Wydawało mu się że rozpoznaje Yaxleya, McNaira i Bellatrix Lestrange wśród nich? byli zadowoleni, że wciąż im służy. Jednak bał się o Draco. Jego pomyłka z Katie Bell została ujawniona i teraz Lucjusz, ze swoim wężowym językiem stanie się, ponownie, obiektem gniewu Czarnego Pana.
-Tak, mój Panie.
-Bellatrix! Zbliż się.
Snape obserwował, jak różni Śmierciożercy są wzywani do zdania raportu ze swoich działań, tak jak on to zrobił. Powstrzymał potrzebę przestąpienia z nogi na nogę. Lepiej nie zwracać na siebie złości Czarnego Pana, po tym jak włożyło się tyle wysiłku w uniknięcie tego? Nie żeby działania McNaira były szczególnie porywające. Jednak wiedział, że musi zapamiętać każde słowo. Będzie musiał zanieść je drugiemu panu zaraz po powrocie.
***
Wspinał się powoli po kręconych schodach i starał się być wdzięczny, że w ogóle może po nich wejść. Było coraz trudniej wierzyć, że robi cokolwiek dobrego. Wszystkie sekrety, wszystkie raporty. Łatwo było pogubić się w tym dla kogo szpiegował. Lepiej żeby Dumbledore zrobił to szybko. Tęsknił za ciszą własnych komnat, filiżanką herbaty, może szklaneczką czegoś mocniejszego. I za odpoczynkiem.
Zapukał i wszedł. Zobaczył Dumbledore'a jak zwykle siedzącego przy biurku.
-Dobrze się czujesz?- zapytał stary czarodziej.
-Jak można było się spodziewać.
-Hermiona przyszła godziny temu. Przyznam, że zaczynałem się martwić.
Snape uniósł brew.
-Nie zawracaj sobie tym głowy.
-Zakładam, że pytał o nią?
-Pytał.
-I?
-Dałem mu czego chciał? Informacje, które mogłem dostać jedynie od niej.
-Czyli?
-Że Potter podejrzewa Malfoya.
-Severusie!
-Nie zaczynaj. To był pomysł twojej drogocennej panny Granger. Dała mi to wspomnienie tuż przed wyjściem.
-Czy nie zgodziliśmy się, że zachowasz plan Draco przed Hermioną?- Dumbledore zaczynał się denerwować.
-Zachowałem twoje sekrety, starcze. Nic nie wie o planie Draco.
-Więc dlaczego miałaby sugerować coś takiego?
-Może dlatego, że to prawda? Potter nigdy nie robił nic po za podejrzewaniem Draco i wszystkich ślizgonów! Ona powiedziała, że łazi za Draco po zamku, obserwując go. Chyba sądziła, a ja się z nią zgadzam, że to jest to, co Czarny Pan chciałby usłyszeć z jej ust. Nie plany i strategie! Zwykłe bzdury o kłótniach nastolatków.
-Rozumiem.
Snape usiadł, czując wściekłość. Jak on śmiał kwestionować jego metody? To z jego polecenia został szpiegiem, dołączył do zakonu, poślubił dziewczynę. To z rozkazu Dumbledore'a miał go zabić i zostać następcą. Ochraniać Malfoya. Ochraniać Granger. Ochraniać Pottera. Jesteś zbyt pewny siebie Dumbledore! Może zmieniłem zdanie!
-Dałeś mi słowo Severusie.
-I dochowałem go! Mimo wszystko dochowałem go.
I ponieważ był zbyt zmęczony żeby walczyć, ponieważ to nie miałoby znaczenia, nawet gdyby nie był, powiedział:
-Bellatrix Lestrange przeniosła coś należącego do Czarnego Pana do swojej skrytki u Gringotta.- Później wstał i wszedł w płomienie kominka.
***
Była gdzieś w jego komnatach. Wiedział to instynktownie gdy tylko wyszedł z kominka. Czy węszenie i szpiegowanie się nigdy nie skończy? Co to ona mówiła dzień wcześniej? Mogłeś zapytać. Powiedziałabym ci wszystko co chciałbyś wiedzieć. Udawała ufną i szczerą, ale wkradała się tu ukradkiem, kiedy on ryzykował życie żeby ją chronić. Cóż, znajdzie ją. A kiedy to zrobi, wystraszy ją na śmierć i przypomni jej kim jest.
Jak robił często podczas tych ferii, Snape rzucił na siebie zaklęcie kameleona i muffliato. Przeszedł z gabinetu do salonu, patrząc na regały z książkami, gdzie oczekiwał ją znaleźć. Sypialnia? Wszedł do sypialni, zastanawiając się co zrobi jeśli znajdzie ją w swoim łóżku. Ale tam też jej nie było. Czyżby się mylił? Może po prostu miał nadzieję, że ona tam będzie?
Wrócił do salonu i zaczął rozważać sprawdzenie łazienki, kiedy ją zobaczył. Leżała zwinięta w kłębek, przykryta kocem, który przyniósł dla niej dzień wcześniej. Spała. Jej usta były uchylone a włosy rozrzucone po oparciu kanapy. Wyglądała dla niego jednocześnie jak wyczerpane dziecko i wyczerpany anioł. Usiadł na fotelu naprzeciwko niej i przez pewien czas obserwował jak śpi, wdzięczny czarom które sprawiały że był bezgłośny i niewidzialny. Co ona tu robiła? Powiedział sobie, że chciała się zwyczajnie upewnić, że nie zdradził zbyt wiele o ich relacjach Voldemortowi. Była przerażona, kiedy się dowiedziała, że mroczny czarodziej wie o niej; na pewno chciała zapewnienia, że nie była bardziej zagrożona niż wcześniej. To było zaskakujące, że Dumbledore nie zaoferował jej takiej pewności po odprawieniu go, ale? była tutaj. Był wdzięczny że spała, że nie będzie więcej ostrych słów dzisiaj, że będzie mógł udawać, że ktoś czekał tak wiele godzin, żeby się upewnić, że wszystko z nim w porządku.
Przyglądał się przez chwilę jak śpi. Przesunął jej włosy na jedną stronę. Pomyślał, że lepiej nie zastanawiać się nad ukłuciem straty, kiedy tak wiele poplątanych loków zniknęło z pola widzenia.
-Wróciłeś- wymruczała.
Uśmiechnął się ponuro, chociaż nie mogła go zobaczyć.
-Dobrze się pan czuje? Zranił pana?- podniosła się i natężenie jej głosu zwiększyło się jednocześnie.- Profesorze? Gdzie pan jest?
Usunął czar i stanął przed nią. Jej oczy chłonęły go, przesuwając się po jego skórze, cal za calem. Kiedy wydała się być usatysfakcjonowana, że był cały, westchnęła i opadając ponownie na kanapę powiedziała:
-Dzięki Bogu.
Oparł się plecami o kanapę i machnął różdżką w kierunku kominka, wzniecając na nim ogień. Wpatrywała się w płomienie aż w końcu odpłynęła. On sam patrzył w ogień przez dość długi czas, zanim również usnął.

Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz