●Chapter 1●

1.1K 118 42
                                    

Wracałem do domu. Było już dosyć ciemno i pozornie zimno, choć ja tego zimna nie odczuwałem. Właściwie odkąd pamiętam nigdy nie czułem chłodu. Dziwne, prawda? Byłem wtedy cały spocony i zdyszany. Po moich dłoniach i brodzie ściekała krew. Biała koszulka, którą miałem wtedy na sobie stała się czerwona, niezdatna do użycia. Nadal nie docierało do mnie to co zrobiłem. Wyssałem krew z niewinnego dziecka. Możnaby rzec, iż jestem potworem. Owszem, wtedy nim byłem. Właśnie, byłem. Mimo to wciąż się tak czuję, jak potwór. Wszedłem na ścieżkę bliską miejsca mojego zamieszkania. Poczułem się strasznie nieswojo. Jakby coś było nie tak. Coś mi tu nie pasowało. Rzuciłem się biegiem w stronę drzwi wejściowych.

- Mamo! Mamo, gdzie jesteś?! - krzyczałem najgłośniej, jak tylko potrafiłem.

W tamtym momencie byłem jakby zdesperowany. Czułem narastający niepokój, napięcie, a w całym budynku unosił się silny, łatwowyczuwalny, nieznany mi zapach. Zaraz po tym wszędzie rozległ się głuchy trzask łamanych kości. Z sercem w gardle wbiegłem do kuchni. To co tam zastałem kompletnie mnie dobiło.  Mój ojciec, mój ukochany ojciec leżał bezwładnie na podłodze ze skręconym karkiem. Matkę przytrzymywało dwóch facetów. To oni byli źródłem tej mocnej woni. Tak, jak ja byli skażeni.

- Tae, Taehyung. Kochanie, uciekaj, proszę - powiedziała przez szloch, ledwo łapiąc oddech.

Wypełnił mnie nieograniczony gniew, wściekłość, a zarazem miałem chęć skulić się w kącie i płakać. Przecież byłem wtedy tylko słabym dzieciakiem. Tamci dwaj spojrzeli na mnie z zawiścią, a na ich twarzach zagościły szerokie, prowokujące uśmieszki. Zacisnąłem dłonie w pięści, czekając na zbliżającą się przemianę. Tym razem, jednak nie sprawiła mi ona prawie żadnego bólu. Z moich dłoni wysunęły się długie, ostre paznokcie, natomiast z ust śnieżnobiałe kły. Źrenice znacznie się powiększyły, a tęczówki zmieniły kolor na czerwony, dokładnie to samo stało się z obcymi. Ten stan spokojnie mógłbym porównać do tego po zażyciu adrenaliny. Nie bałem się już niczego. Zdecydowanym ruchem zbliżyłem się do mężczyzn od razu przystępując do ataku. Pragnąłem uratować mamę. To był wtedy mój priorytet. Niestety wtedy kompletnie nie potrafiłem wykorzystywać swoich mocy, a oni, oni byli dorośli, doświadczeni. Kopnąłem jednego z nich w brzuch i uderzyłem z pięści w twarz, po czym podniosłem go za szyję, i przygwoździłem do ściany. W tym czasie odwróciłem się w drugą stronę i zamarłem. To był ich plan. Jeden miał mnie zająć, żeby drugi spokojnie mógł zabić moją rodzicielkę. Stał tam, trzymając nóż przy jej gardle. Jestem pewien, że płakałem, ale teraz już nie wiem. Nie obchodziło mnie w tej chwili, to co dzieje się ze mną. Mama była ważniejsza.

- Taehyung, syneczku - szepnęła, a po jej gładkich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. - Weź z szuflady w salonie kopertę podpisaną twoim imieniem i uciekaj. Nie ufaj... - w tym momencie podcięto jej gardło. - ...Nikomu. Kocham Cię - dokończyła, dławiąc się, a z jej rany wypływał strumień krwi.

- Omma! - wrzasnąłem rozpaczliwie, krztusząc się własnymi łzami. - Nie zostawiaj mnie! - puściłem skażonego, którego dusiłem i chciałem do niej podbiec, ale on szarpnął mnie za ramię.

Odwróciłem się do niego z istną furią. Straciłem już wszystkie skrupuły. Chwyciłem jego krtań i z ogromną siłą przekręciłem. Usłyszałem trzask kości, a on wysunął mi się z rąk i bezwładnie opadł na podłogę. Drugi uśmiechnął się tylko, po czym wybiegł. Prędko uklęknąłem przy ciele kobiety, chwytając jej zimną już dłoń.

- Nie, to nieprawda - szepnąłem drżącym głosem sam do siebie. - Obudź się. Proszę, mamo, wstawaj - potrząsnąłem nią z nadzieją, ale nic. Żadnej reakcji.

Uderzyłem pięścią w podłogę, wybuchając jeszcze większym szlochem. Przymknąłem powieki rodziców, zabrałem to, o czym mówiła mama i pobiegłem przed siebie, w głąb lasu. Tak, jak prosiła. Kiedy byłem już dosyć daleko ostatni raz obejrzałem się za siebie. Dostrzegłem świetlistą powłokę i ogrom dymu. Podpalił ich.

Skażony •Kth•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz