Trzydziesty trzeci

1.2K 134 8
                                    

Chichot losu w moim życiu jest głośny, wyraźny i tak szyderczy że czerwienię się z zażenowania na samą myśl o nim. On jawnie drwi mi prosto w twarz, podczas gdy ja mam związane ręce! Niedalej jak trzy godziny temu, jeszcze panicznie bałam się momentu, w którym strażnik z kamienną twarzą i grabiastymi dłońmi wywlecze mnie z mojego pałacowego pokoju, usłanego ziołami Metzli i postawi mnie przed Radą. Na samą myśl o takich scenach, włoski jeżyły mi się na karku.
A teraz? Teraz wręcz wyobrażam sobie moment, gdy wkraczam do gmachu, gdzie urzęduje Rada (bo to całkowicie inny budynek, niestety). Pragnę znaleźć się na przesłuchaniu Rady jak najszybciej. A raczej pragnę zobaczyć Williama, czy chociaż przez kilka minut przebywać z nim (żywym) w jednym pomieszczeniu. Nie mam zielonego pojęcia, jak przekazałabym mu plany królowej, nie wychodząc przy tym na niezrównoważoną psychicznie, ale od kiedy dowiedziałam się o niebezpieczeństwie czyhającym na Williama, myślę gorączkowo nad wiarygodnymi wersjami. Myślę i myślę, pomysłów nie ma końca, ale jeśli przyjdzie odpowiedni moment, z pewnością będę improwizować. Rewelacyjnie.

Teoretycznie pod uwagę mogliśmy wziąć kilka opcji, oprócz wyjawienia Williamowi bardzo źle brzmiącej prawdy. No bo kto, tak po prostu, z marszu, uwierzyłby w takie nieprawdopodobne historie? Na pewno nie William. Jest bardzo sceptyczny.  Pierwsza z opcji to porwanie. Ale odpadła niemal natychmiast:

- Jest zbyt ważny. W końcu to kandydat. - Skomentował Connor. Od momentu, gdy okazało się że chodzi o Williama, mojego Williama, jak to z przekąsem stwierdził, chłopak jest dziwnie spięty, wyczulony na to imię. Ale pomaga sprawie - jedynie jego zachowanie jest nieco osobliwe.

Pierwsza opcja odpadła, została jeszcze druga, trochę bardziej realna i wykonalna dla naszej dziwnej trójki. Bo w końcu strażnik, pokojówka i dziewczyna zamieniająca się w demona to chyba nie najlepsze połączenie, prawda?
Chodziło o przedostanie się do gmachu Rady przez katakumby.

- To ogromne ryzyko. - Twierdzi Metzli. - Gmach Rady jest podobnie strzeżony, jak zamek królewski.

- Albo nawet bardziej. - Connor poprawia się na parapecie okna. - Pod gmachem Rady jest zbrojownia, a to wystarczający powód, by mundurowców było dwa razy więcej. - Palcami pstryka z niesmakiem w niechlujnie odchyloną połę munduru na swojej piersi i spogląda w okno z roztargnieniem.

- W grę wchodzi jeszcze Akademia Nambre. - Rzucam w ciszę między nami, a Metzli wzywa celtyckich bogów pod nosem. Wie, że ten pomysł zmusi ją, do ślęczenia nad planami katakumb i wyznaczenia nowych odnóg tunelu, prowadzących prosto pod Akademię.

★★★

Następny dzień jest nerwowy od samego początku. Metzli ma plan wyruszyć na poszukiwanie drogi katakumbami do Akademii Nambre, co wcale nie będzie łatwe. Akademia jest dość daleko od zamku królewskiego, dlatego ryzyko tego, że Metzli zagubi się w licznych korytarzach, jest przerażająco realne. Nawet mój pomysł z odwzorowaniem mitu o nici Ariadny nikogo z naszej trójki nie uspokoił. Choć był dobry - to przyznał nawet Connor.

Moje nerwy dodatkowo szarpie doktor Teergi. Dziś szczegółowo mnie bada, kontroluje skrzydła (nareszcie) i pyta o zmiany w samopoczuciu. Mam nadzieję, że naprawdę wziął się za leczenie moich niebezpiecznych schorzeń.
Siedzę przy jednym z trzech stołów w laboratorium Victora, nie mogąc opanować drżenia rąk. W którymś momencie zaczynam przeliczać dziwne butelki na stole i półkach dookoła. Jestem już na piątej dziesiątce. Ale wtedy Victor Teergi rzuca zdaniem, przez które zapominam, co jest po sześćdziesiątym liczebniku.

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz