Wizja

1K 65 7
                                    

Opublikowany 21/01/2021r. - 05/02/2021r.

Liczba słów: 3166

___

Perspektywa Hermiony

Nieco znudzona wpatruję się w swoją kryształową kulę. Wróżbiarstwo z profesor Sybillą Trelawney było jedną z moich najmniej lubianych lekcji. Większość uczniów albo spała podczas jej zajęć, albo po prostu nie przychodziła. Można było odnieść wrażenie, że podczas tych lekcji profesor Trelaweny jest w swoim świecie, a uczniowie w swoim.

Przecieram powieki dłonią, nie wyspałam się tej nocy, z resztą ja mało kiedy śpię. Męczą mnie koszmary, a raczej wspomnienia, które nasiliły się po spotkaniu tego dziwnego kota ze Slytherin'u. To była taka dziwna sytuacja, w jednej chwili trzymałam w ramionach kota, a w drugiej zobaczyłam go. Poczułam jego ciężki, gorący oddech na karku. Moje płuca napełniły się drażniącym dymem wydobywającym się z rozpalonego cygara, a przed oczami zamigotała ta twarz.

- Drodzy uczniowie! - przemawia, wyrywając mnie z nie przyjemnych myśli. - Teraz proszę, żeby jedna z osób z pary położyła dłonie na kuli i się skupiła. Oczyście umysł niech wizja sama do was przyjdzie. Niech ukaże się wam wasza przyszłość. - mówi poważnym, melodyjnym głosem poprawiając opadające okulary. Spoglądam kątem oka na puchonką, z którą zostałam połączona w parę. Dziewczyna siedziała, przeglądając jakiś czarodziejski magazyn i nie zwracała uwagi na profesor wróżbiarstwa. Wzdycham zrezygnowana i wyciągam dłonie w stronę szklanej kuli, układam na niej dłonie i przymykam powieki. Oczyścić umysł, łatwo powiedzieć, ale trudniej zrobić.

Przywołuje w myślach widok białej, niczym niezapisanej kartki papieru i skupiam się na niej. Biały czysty pokój. Białe ściany, biały sufit, biała podłoga. Bezkresna biel. Uspokajam oddech, delikatnie wypuszczając powietrze ustami. Świat nie istnieje, liczy się tylko teraz, powtarzam w myślach. Nagle przede mną wyrasta róża. Róża o krwiście czerwonych płatkach. W jaki sposób to ma się odnosić do mojej przyszłości? Zastanawiam się, a wokół mnie zaczyna wyrastać coraz więcej róż. Zasypują one całą podłogę. Kołyszą się na lekkim wietrze.

Robię krok do przodu, brodząc w morzu róż. Po chwili zrywa się silny wiatr, płatki róż podrywają się do góry, zakrywając wszelki widok. Zasłaniam się przed nagłym atakiem. Zakrywam twarz ramionami, chcąc zrobić kolejny krok, ale moje stopy grzęzną w lepkiej czerwonej mazi. Czy to krew? Zaczął padać krwawy deszcz. Cała biel dookoła niknie pod krwawymi kroplami, które wirują, zmieniając się w prawdziwą burzę. Wielkie krople zalewają mi twarz. Przyciskam ramiona ciaśniej do twarzy, zaciskając powieki. Czują krwawą wydzielinę zalewającą moją twarz, wdzierającą się pomiędzy zaciśnięte wargi. Skapującą z palców. Co to ma być? To takie przerażające.

Pod siłą burzy cofam się o kilka kroków, wciąż zaciskając powieki. Aż w końcu wszystko ustaje. Zapada głucha cisza. Opuszczam ramiona, uchylając powieki. Stoję po kolana w krwawej mazi, która szybko krzepnie i twardnieje, tak, że nie mogę ruszyć się ani o krok. Szarpię się, ale to nic nie daje. W przerażeniu zauważam jak coś, wciąga mnie w dół. Chcę krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydobywa się spomiędzy moich warg. Topię się w gęstej, palącej cieczy.

Otwieram przerażona oczy. Mój oddech jest ciężki. Dłonie obejmujące kule drżą. Zabieram z niej szybko dłonie i zaciskam je na szacie. Rozglądam się po pomieszczeniu. Oczy wszystkich są skupione na mnie. Dziewczyna obok mnie spogląda na mnie jak na wariatkę. Przełykam ślinę.

Co to ma być? Czy ja wariuje?

- Moi drodzy widzimy się na następnej lekcji. - odchrząknęła, przykładając zaciśniętą pięść do ust. - Nie zaniedbujcie swojego trzeciego oka! - zagruchała wesoło, kiedy uczniowie zaczęli wstawać, zabierając swoje rzeczy.

Zgarniam książkę z biurka i łapiąc swoją torbę w pośpiechu, wychodzę z dusznego pomieszczenia. Szybkim krokiem idę do najbliższej łazienki. Wpadam do niej i stając przed lustrem, odkręcam wodę. Ochlapuje twarz chłodną wodą. Opieram dłonie o umywalkę, wzdychając ciężko. Co to miało w ogóle być? To takie szalone. Tam było tyle krwi. Spoglądam na swoje dłonie, przywołując w głowie ich widok we krwi. To było takie prawdziwe. Takie przerażające. Hermiona uspokój się, mówię w myślach, patrząc w swoje zmęczone oczy.

Kucam, podnosząc swoje rzeczy, które upuściłam na podłogę. Wzdycham ciężko, jeszcze raz rzucając spojrzenie swojemu odbiciu i wychodzę z łazienki. Idę przez zatłoczony korytarz, mijając uczniów idących do swoich dormitorii czy na wczesną kolację. Zmierzam do mojego domu. Muszę odłożyć swoje rzeczy i jeszcze iść do biblioteki po potrzebne książki do eseju z zielarstwa. Na samą myśl, że będę go pisać z Pansy w jej pokoju, czuję ciepło w klatce piersiowej. To śmieszne, ale nie mogę się już doczekać. Ostatnio pomiędzy mną, a Pansy bardzo dużo się zmieniło. Nigdy nie sądziłam, że będziemy tak swobodnie rozmawiać, a nawet spędzać razem czas. To jest takie magiczne, ale też straszne. Boję się, że ona mnie wykorzysta. Zyska moje zaufanie i wyśmieje. To by pasowało, to takie ślizgońskie. Nie powinnam jej ufać, ale nie potrafię inaczej, ona poświęca mi tyle uwagi i czasu. To ona uratowała mi życie. Nie zadawała trudnych pytań ani o nic nie oskarżała. Po prostu była, kiedy jej potrzebowałam. Byłabym okrutna, gdybym jej nie dała chociaż trochę mojego zaufania.

Zamyślona podchodzę do obrazu Grubej Damy i kiedy mam wymówić hasło obraz się przede mną otwiera. Tuż przed moją twarzą staje Harry w lekko przekrzywionych okularach, wyglądał na zdenerwowanego.

- Och, Hermiona. - mówi zaskoczony, a na jego twarz wstępuje mały uśmiech. - Idę do Wielkiej Sali chcesz dołączyć? - pyta, poprawiając okulary.

- Tak, chętnie tylko odłożę książki. Poczekasz? - gestem ciała pokazuje książkę w mojej ręce oraz torbę na ramieniu, a Harry tylko kiwa głową twierdząco. Uśmiecham się lekko i wchodzę do pokoju wspólnego.

Cieszę się, że będę mieć okazje porozmawiać z Harry'm, bo dawno nie rozmawialiśmy. Przez tę sytuację w pociągu moje relacje z Harry'm i Ron'em się osłabiły. Ron patrzył na mnie i Harry'ego jak na zdrajców Gryffindor'u. A poza tym Harry często znikał na całe dni, a nawet noce. Wchodzę do mojego pokoju i po cichym powitaniu z jedną z moich współlokatorek, podchodzę do swojego łóżka. Kładę na nim książkę i torbę, poprawiam włosy, przeczesując je dłonią. Wzdycham na kilka niesfornych kosmyków opadających mi na czoło, odgarniam je i kieruje się w stronę drzwi. Chwytam za klamkę i słyszę krzyki. Docierają z pokoju wspólnego. Idę tam. To Ron. Od razu ogarnia mnie chęć ucieczki. Zniknięcia. Przemykam pod jedną ze ścian do wyjścia, a mój żołądek ścisnął się gwałtownie i boleśnie. Wychodzę w pośpiechu przez przejście i prawie wpadam na Harry'ego.

- Wszystko w porządku? - pyta i w chwili kiedy dociera do niego głos Ron'a, milknie.

Bez słowa odchodzimy od wejścia. Między nami panuje cisza, pomimo że na korytarzu jest gwarnie. Przedzieramy się przez korytarze, a nasze ramiona się o siebie ocierają jakby w kojącym i uspokajającym geście. Docieramy do wielkich wrót sali. Wchodzimy i o dziwo w środku jest spokojnie, a osób spożywających posiłek jest nie dużo. Przy stole Gryffindor'u siedziało tylko kilku pierwszo i drugorocznych. Żadnego z uczniów domu węża czy borsuka nie można było dostrzec w sali. W przeciwieństwie do krukonów, którzy tłoczyli się już przy swoim stole, ale nie zakłócali oni zbytnio ciszy. Siadamy przy stole w znacznej odległości od pozostałych uczniów. Nakładam sobie trochę zapiekanki, ale jakoś nie czuje chęci zanurzenia widelca w potrawie.

- Porozmawiamy? - dźgam lekko widelcem kawałek makaronu z serem.

- O czym? - skupiam wzrok na brunecie, ale po chwili wracam wzrokiem do talerza.

- O tym wszystkim. O tym, co zmieniło się ostatnio. Gryfoni. Ślizgoni. - sięgam po moją gorzką herbatę i upijam łyk.

- A, o tym. - mówi od niechcenia i po tym milknie.

- Ty i Malfoy? - pytam, a on spogląda na mnie zdziwiony. - Pansy mi powiedziała. - upijam kolejny łyk herbaty.

- Tak, kto by pomyślał, że z fretką da się normalnie rozmawiać. - drapię się po karku. - Ty i Parkinson? -

- Tak, mops okazała się dość interesującą osobą. - mówię i po tym zapada cisza. Wgapiam się w swoją herbatkę.

Nie wieże w to, że nie umiem rozmawiać z osobą, która jest moim najbliższym przyjacielem. Co takiego stało się z nami? Przecież wciąż jesteśmy tak podobni, a nawet bardziej niż przedtem. Oboje bratamy się ze ślizgonami, stając się ością w gardłach gryfonów, ale mimo tak podobnej sytuacji, w których jesteśmy, wolimy milczeć niż rozmawiać.

- To... wybierasz się na bal? - mrugam kilkukrotnie, słysząc pytanie. Czy naprawdę wszystko musi się zrochodzić wokół tego balu? To mączące.

- Tak, tak. - kiwam na potwierdzenie. - Idę chyba z Pansy. - odstawiam filiżankę, którą do tej pory sztywno trzymałam w palcach.

Tak właściwie czy ona mnie zaprosiła na bal? Czy propozycję wspólnej nauki i wyprawę po sukienkę mam rozumieć również jako zaproszenie na bal? Czy to oby nie zbyt abstrakcyjne? Gryfon i Ślizgon razem na balu, a na dodatek obie jesteśmy dziewczynami. Mugol i czystokrwisty, a może nawet przyszły śmierciożerca. Przemyka mi przez myśl, a po moim kręgosłupie przechodzi zimny dreszcz.

Nie, nie. Jak mogłam w ogóle tak o niej pomyśleć?

- Hej, jesteś tutaj jeszcze? - Harry siedzący przede mną wpatruje się we mnie.

- Wybacz, odpłynęłam myślami. - czuję ciepło na policzkach, uśmiecham się nie zręcznie, sięgając po herbatę.

- Wiesz, wydawało mi się, że Pansy idzie z Draco. - słysząc to, zastygam z filiżanką niedaleko otwartych ust. - Draco mówił, że chcą zachować pozory. - mówi zrezygnowany, sięgając po swoją szklankę. Pozory? Pozory czego? Cała szkoła huczy od plotek o Malfoy'u i Harry'm. O ich wspólnych zniknięciach czasem na całe dnie czy noce.

Wpatruję się w kruche uszko filiżanki, na której zaciskałam palce, aż do białości.
Czemu Malfoy chce niszczyć to, co rodzi się pomiędzy mną, a Pansy?

- Harry, wybacz, ale muszę iść do biblioteki. Do zobaczenia. - odstawiam filiżankę i podrywam się z miejsca, kierując się do wyjścia z wielkiej sali.

Dopiero po zrobieniu kilku kroków po wyjściu z jadalni dochodzi do mnie jaka jestem głupia.
Co ja robię? Czemu w ogóle się tak zachowuje? Hermiona gdzie podział się twój przenikliwy umysł? Czemu ja zachowuje się jak głupia nastolatka? Jak głupia zakochana nastolatka?
Przechodzi mnie zimny dreszcz, a na moje policzki wstępuje rumieniec. Przełykam ślinę. Co się ze mną dzieje? Muszę się przewietrzyć.

Dość niepewnym krokiem idę w stronę wrót wyjściowych z zamku, prowadzących na błonie. Mogę przysiąść, że czuje na sobie wzrok wszystkich na korytarzu. Czuję, jakby dotykali mnie swoimi nachalnymi spojrzeniami. Chciałabym stać się niewidzialna. Zniknąć. Tuż przed opuszczeniem murów staje przede mną Ginny z Katie Bell. Przełykam śliną i przeskakuję wzrokiem pomiędzy dwoma dziewczynami ubranymi w szaty domu lwa.

- Przepraszam. - mówię i chcę przejść, ale na moim ramieniu zaciska się dłoń, a jej właścicielka uśmiecha się do mnie, niby przyjaźnie.

- Hermi, co tam u ciebie? Tak dawno się nie widziałyśmy, prawda? - wciąż trzymając dłoń na moim barku, Ginny popycha mnie lekko w stronę korytarza prowadzącego do dormitorium gryfonów.

- Ym, tak. - przełykam ślinę. - Wybaczcie, ale śpieszę się. - mówię naprędce i zrzucam dłoń z ramienia.

- Pewnie do tego oślizgłego węża, co? - parska śmiechem towarzyszka rudej.

- Ta, pewnie razem się rżną*. - zawtórowała jej śmiech. Milczę no to uwagę, próbując odejść. Nie dam się sprowokować.

- Ej, a śmierciożercy przypadkiem nie rozpierdalają takich jak ty, zamiast się z nimi bratać? Może ty też jesteś tym gównem? - szydzi podle, a ja zaciskam pięści, wciskając paznokcie w skórę dłoni.

- Haha, taki ktoś jak ty nie zasługuje nawet na bycie pieprzonym śmierciożercą. - słyszę i czuję wrzenie pod skórą. Mam ochotę cisnąć w nie jakąś okropną klątwą. Chciałabym zobaczyć, jak wiją się pod moimi stopami. Sięgam do różdżki ukrytej w mojej szacie. Jedna mała klątwa. Tylko tyle.

- Chodź, Gin, zostawmy tego, pieprzonego przegrywa. - śmieją się, a ja stoję w miejscu, obserwując jak, odchodzą. Idą, aż znikają za rogiem.

Czy ja naprawdę miałam ochotę rzucić klątwę na Ginny? Na moją przyjaciółkę? A, może raczej byłą przyjaciółkę. Co się ze mną dzieje?

Mój Anioł || Pansy x HermionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz