Warknęłam przeciągle, gdy związali mi ręce i nogi, sadzając obok męża.
- Szkoda jednak, że nie zabrałaś siekiery. Ona się nigdy nie wyczerpuje - szepnął mi do ucha.- Szkoda? - warknęłam. - Mówiłam ci, żebyś odpuścił sobie ten statek! - warknęłam, żeby tylko on mnie usłyszał.
- Nie mów, że się nudziłaś - mruknął z delikatnym uśmiechem.
- Zabiję cię! - Zaczęłam na niego warczeć.
- Nie ty jedna chcesz to zrobić. - Skinął na kilkudziesięciu żółtoskórych gości. - A tak właściwie, co z mapą?
- Wsadziłam ją sobie w dupę, zadowolony? - Oparłam się o lodowatą ścianę statku.
- Bardzo. - Uśmiechnął się. - Wychodzi na to, że tylko ja ją mogę odzyskać - dodał po chwili, rozbawiając mnie.
- Zamknij się, idioto. Przez twoją zachciankę, idziemy w niewolę do Japończyków! To ja powinnam mieć zachcianki, bo to ja jestem w ciąży, a nie ty! - krzyknęłam, prawie głośno, gdy spoważniał i zamrugał kilkakrotnie oczami. A ja zorientowałam się, co powiedziałam. - Nie, ja nie... - Chciałam zamknąć sobie usta, ale nie mogłam. - Kurwa!- wrzasnęłam na cały statek, pokazując swoje rozwścieczenie. Moja trójka przyjaciół popatrzyła na mnie uważnie, podobnie jak kilku skośnookich. - Co się, do cholery, gapicie? - Biłam nogami w podłogę, wrzeszcząc jak opętana. - No na co się gapicie? Chcesz dostać w szczenę? - Spojrzałam na jednego z nich, a ten wywrócił oczami, odwracając się do mnie plecami.
- Nie przeklinaj. - Upomniał mnie mój brat. - Popadasz w nałóg.
- Zamknij się, alkoholiku! - warknęłam na niego i na własne możliwości, odwróciłam się od trójki przyjaciół bokiem. Amy Jo śmiała się, jakby ta cała sytuacja była naprawdę zabawna, a Charlie nadal patrzył na mnie, tak jak wtedy, gdy się wygadałam. Ani razu nie przestał, żeby przytknąć ramionami uszy.
- Jesteś w ciąży? - szepnął do mnie, nadal gapiąc się tymi najpiękniejszymi na świecie, niebieskimi, niczym szafiry oczami.
- Bo co? Nie wolno? - fuknęłam mu z brwiami wygiętymi w dwa łuki.
- Rachel, będziemy mieć dziecko? - Przyjrzał mi się uważniej. - Będę tatą?
- Nie, wiesz? Zrobiłam sobie tę dziewczynkę z ufoludkiem. - Wywróciłam oczami. - To znaczy, nie wiem jeszcze, co to będzie. Czuję, że dziewczynka.
- Dziewczynka? Córeczka? - Jego uśmiech poszerzał się coraz bardziej.
-Nie, dziewczynka jest płci męskiej. - Znowu sarkastycznie mu odpowiedziałam, za co, gdyby mógł, zdzieliłby mnie w tyłek. Uśmiechnął się tylko, pokazując szereg równych, białych zębów.
- Kurwa. - Teraz on zaczął przeklinać, patrząc gdzieś przed siebie, na co Shiley wywrócił oczami, a Jo zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. - Musimy wybrać jej imię.
- To dopiero drugi miesiąc, idioto. Na dodatek niepełny - fuknęłam. - A płeć to moje przypuszczenia.
- Lizzy... A może Lana... - mruczał pod nosem. - Betty... Nina... Katy... Wszystkie są zbyt popularne. Diana. Jessie. Scarlett. Nudne! Crystal, Charolette... Wiem! Lynn! Albo nie... Hm... Jeśli będzie miała niebieskie oczy jak ja... I brązowe włosy jak ty... To chciałbym, żeby nazywała się Blue... Albo Sky. Hm, Sky Blue? Nie, lepiej Ivy. O tak, Ivy. Co ty na to? - zapytał, po kilkunastominutowym namyśle.
- Co? - Przysnęłam na chwilę.
- Nazwijmy ją Ivy Lynn. - Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Kogo? - zapytałam, próbując się przeciągnąć. Więzy nie za bardzo mi w tym pomagały.
- Rachel... - Popatrzył na mnie przenikliwie.
- A. Dziecko, racja. - Kiwnęłam głową.
- O czym mówicie? - zagadnęła nas Jo.
- O... - zaczął Charlie, ale szybko mu przerwałam.
- O tym jak stąd uciec. - Kiwnęłam głową. - Musimy wymyśleć plan.
- Dalej, do przodu! - Jacyś Japończycy podeszli do nas i złapali za ramiona, aby wyprowadzić na brzeg.
- Spokojnie - mruknęła cicho blondynka, którą pierwszą zabrali z pokładu statku. Na końcu plaży, w opustoszałym miejscu stał duży bus, a wokół niego pięć innych aut.
- No pięknie - szepnął z głośnym westchnięciem mój brat, który widząc co się kroiło, też nabrał chęci do cofnięcia czasu i bycia tym nudnym, nastoletnim gnojkiem.
- Właź! - krzyknął na mnie jakiś facet i wrzucił do konwoju z nadzwyczajną siłą.
- Bez przesady! Jestem kobietą! - Spojrzałam na niego ze złością.
- Która wybiła połowę naszych gangsterów! - dopowiedział za mnie i zatrzasnął drzwi, pozwalając by spowiła nas ciemność.
- Kogo macnęłam? - zapytałam, ocierając swoim zimnym nosem o ludzkie ramię. - Po zapachu wnioskuję, że nie Charlie. - Zaczęłam się śmiać i nadal wąchałam miejsce, którego dotykałam wystającą częścią ciała. - To nie Amy, ona ma delikatniejszą skórę. Witaj, braciszku - mruknęłam i położyłam na jego ramię głowę.
- Witaj, Sherlocku - odpowiedział mi tym samym, po czym zaczął się śmiać z pozostałą dwójką. Nie wiedziałam, że rozbroiłam swoim zachowaniem moją śmietankę towarzyską.
- Widzisz? Poznałam cię - powiedziałam zadowolona.
- Drogą dedukcji. Musisz częściej mnie wąchać, wtedy od razu rozpoznasz - wywnioskował, na co znowu się roześmialiśmy.
- Z chęcią zacznę obwąchiwanie cię, gdy tylko stąd zwiejemy - powiedziałam ze śmiechem i oparłam głowę o zimną ścianę pojazdu. - Chcę do domu.
- O, moja mała dziewczynka. - Usłyszałam szept mojego męża.
- Ona nigdy nie była duża - wtrąciła się Jo.
- Ach tak? - zapytałam ją, chcąc, aby nie zrozumiała dosłownego sensu słów swojego brata. - Myśl lepiej nad tym jak można dać stąd dyla.
- Myślę przecież - fuknęła, gdy pojazd gwałtownie się zatrzymał. Światło latarek, wpadające do furgonetki zapiekło mnie w oczy, przez co cicho zaklęłam.
- Na! - krzyknął przywódca japońskiej mafii, prowadząc nas gdzieś w głąb budynku, aby następnie zanieść schodami w dół do zimnej, ciemnej nory. - Bez żarcia i picia, dopóki nie zaczniecie mówić. - Przywiązał nas wszystkich do ściany z pomocą swoich gangsterów i pognał ich do wyjścia, sam zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy zamknęły się a wielkim hukiem poczułam, że z moich poranionych kolan ściekała krew.
- Rachel? - Usłyszałam szept męża, zagłuszony przez głośną rozmowę blondynki z Shiley'em. - Wszystko dobrze?
- Tak - szepnęłam, nie wiedząc nawet, gdzie się znajdował. Po głosie, wnioskowałam, że zajmował miejsce po prawej, choć nie byłam niczego pewna. Westchnęłam głośno i przyparłam ciałem do ściany. - Chciałabym iść spać - szepnęłam i wywnioskowałam, że łańcuchy były na tyle luźno, bym mogła oprzeć się o ziemię.
- Chodź. - Czułam jak jego ciało przysunęło się do mnie. Faktycznie, był po prawej stronie. Położyłam mu głowę na kolana, głośno wzdychając. Blondynka i Shiley nadal dyskutowali, więc stanowczo ich uciszył i pochylił się, całując mnie w czoło. - Kocham cię - szepnął.
- Ja ciebie też.
CZYTASZ
Game with badboys ✔️
ActieTrylogia gangów z Los Angeles. Odważysz się z nimi zagrać? ******* Książka do remontu (I część napisana w 2016 roku, gdy miałam 15 lat). Treść książki zawiera wulgaryzmy i sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Czytacie na włas...