1. Dlaczego ona?

34 4 1
                                    

23.02.2017

„Obserwuję ją od tygodnia, od naszego pierwszego spotkania, od momentu, w którym ta kobieta stanęła naprzeciw mnie. Czemu użyłem słowa „kobieta"? Sam nie wiem. Evellin Rose zachowuje się bardziej jak nastoletnia dziewczynka niż dorosła kobieta. Jest moim utrapieniem. Jej energia, jej zachowanie nieustannie przeszkadzają mi w prowadzeniu śledztw. Nawet teraz gdy siedzę w swoim gabinecie w moim własnym domu w mojej głowie wciąż krążą myśli o niej. Dlaczego? Dlaczego ona? Dlaczego ona została przydzielona właśnie do mnie? W tej cholernej policji jest tyle osób, tyle facetów śliniących się na jej widok, którzy z łatwością zaakceptowaliby obecność tej energicznej blondynki. Może powinienem przestać rozmyślać nad takimi głupotami bo z czasem stanę się starcem zrzędzącym jak małe dziecko. Powinienem zająć się sprawą morderstwa Vivien, mojej kochanej, uroczej Vivien, mojego słońca. Od pewnego momentu nie mogę przebrnąć dalej przez to co już mam, zatrzymałem się na tym symbolu, który został wypalony na szyi mojej żony. Szukałem czegoś podobnego wszędzie, w bazie danych policji, w internecie. Niestety nikt nigdy nie widział ani nie słyszał o dziwnym kole otoczonym trzema falami, tak jak słońce, które powoli przestaje świecić. Czy to może być symbol śmierci? A może po prostu to oznaczenie jakiejś sekty czy gangu? Co to może oznaczać?".

Zapisałem w notatniku ostatnie zdanie i udałem się do kuchni, która od czasu śmierci mojej ukochanej jest w nieustannym bałaganie, z resztą tak samo niedbale wyglądała reszta tego mieszkania. Oparłem się o blat i otarłem dłonią twarz. Nie miałem pojęcia co mam dalej robić. Spojrzałem na zegar elektroniczny, który wskazywał godzinę trzecią trzydzieści w nocy.
-Mam dwie i pół godziny.- Wymamrotałem sam do siebie. Równo godzina szósta oznaczała dla mnie rozpoczęcie kolejnego dnia pracy oraz kolejnego dnia użerania się z Evellin. Ogoliłem się, ubrałem, a następnie wyszedłem z domu i udałem się w kierunku niewielkiej knajpki, która od niepamiętnych czasów serwowała najlepsze śniadania w tej okolicy. Pracowała tam pewna brunetka, która kiedyś przyjaźniła się z Vivien. Nie pamiętam jak ma na imię, chociaż mogę przysiąc, że widziałem plakietkę z jej imieniem miliony razy. Gdy doszedłem już do małej knajpy, usiadłem w tym samym miejscu co zawsze, a gdy podeszła do mnie ta brunetka zacząłem uważnie przyglądać się jej plakietce na której widniało jej imię "Flora".
- Ciekawe imię.

- Dzięki.

Cholera powiedziałem to na głos.

- Poproszę...

-Tak więc to co zawsze.- Skinęła głową, uśmiechnęła się i podeszła do głównej lady. Zadzwoniła w dzwoneczek i nie kazała mi długo czekać na moje zamówienie.

Gdy skończyłem już mój najważniejszy i niekiedy jedyny posiłek w ciągu dnia. Udałem się wprost na komisariat. Gdy wszedłem do budynku poczułem typową dla tego miejsca woń, a mianowicie poczułem woń bajgli. Pełno było w tym budynku ludzi, którym to miasto zniszczyło marzenia i zamiast na wielkim ekranie są tutaj zajadając się bajglami i prosząc się o jakiś łaskawy dar od losu.

Udałem się do mojego gabinetu, w którym już siedziała Evellin, oczywiście musiała siedzieć na moim krześle opierając nogi o biurko, zajadając przy tym smakowicie swojego lizaka.

- Co ty tu robisz?

- Oj no weź tak mnie witasz?- uśmiechnęła się do mnie szyderczo.- Przecież poukładałam ci te wszystkie akta chronologicznie, a wiesz to nie było łatwe.- Mówiąc to ściągnęła nogi z blatu biurka, lecz tym razem oparła się o nie łokciami. Rzeczywiście. Wchodząc do pomieszczenia zauważyłam tylko ją, a moim oczom umknęło porządnie sprzątnięte biurko, które zazwyczaj jest pełne starych akt i niepotrzebnych papierów.

-Dzięki, a teraz odpowiedz po co?

- No jak po co nie mogłabym siedzieć w takim syfie, a co dopiero pracować.

- Kto ci powiedział, że będziesz pracować właśnie tutaj?

- Zadajesz za dużo pytań Aiden, a nie sorrki Detektywie Ericks. Szeryf Moore powiedział, że od dzisiaj będę z tobą dzielić biuro podoba Ci się to partnerze- i znowu zrobiła tą szyderczą minę.

- HEJ EVELLIN, AIDEN- do pomieszczenia przybiegł zdyszany Williams-417 Washington Blvd, strzelanina w barze śniadaniowym Moore przydzielił wam tą sprawę.

- Dzięki, Aiden no chodź co tak stoisz musimy iść.- dziewczyna patrzyła na mnie jak na wariata. Nie miałem pojęcia co wtedy czuć. Byłem pełny złych myśli.

- Jadam tam. Znam ludzi z tego baru.

- To tym bardziej powinniśmy się śpieszyć no ruchy! I to ja jestem ta nieprofesjonalna.- Dziewczyna chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

____________________________________________________________________________

Mam nadzieje że ten pierwszy, próby rozdział wam się spodobał i że pomożecie mi w korekcie błędów bo nie oszukujmy się pewnie zrobiłam ich dosyć sporo. O i nie zapomnijcie o ✰ bo one jakoś mnie motywują <3

Ily

Wirdo




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 05, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz