Rozdział Dwunasty

225 29 4
                                    

Przez następne kilka dni pukała do jego drzwi punktualnie o dziewiątej. Wiedziała że był w środku; mogła wyczuć że tam jest, ale nie zaprosił jej. Wiedziała, że mogła po prostu wejść. Ochrony przepuściłyby ją. Albo mogła pójść do Dumbledore'a, który zmusiłby go do kontynuowania zajęć. Ale tak jak nie chciała tłumaczyć dyrektorowi co spowodowało jego zachowanie, nie chciała narzucać się Snape'owi. Kiedy będzie gotowy, powtarzała sobie, odpowie i wszystko będzie jak dawniej, jak przed popołudniem w zakazanym lesie. A ona będzie pukać aż do tego czasu.
Hermiona była tak samotna jak nigdy wcześniej. Wiedziała jak to jest nie mieć przyjaciół, jak to jest być uznaną za irytującą, arogancką kujonkę. Wiedziała jak to jest mieć przyjaciół, ale być z dala od nich; każdej chwili którą spędzała w świecie mugoli towarzyszyła tęsknota za Harrym i Ronem. Wiedziała jak to jest tęsknić za domem, czuć się samotnie bez rodziny, kiedy była w szkole, a także tęsknić za światem magii kiedy była w domu. Ale nigdy dotąd nie znała uczucia, które ją ogarnęło i ścisnęło jej serce. Wydawało się, że jakiś jej fragment został oderwany i ciśnięty w dal, prawie jakby tęskniła za sobą samą. Nie wiedziała czy Snape miał brakujący kawałek, czy też sam nim był, ale wydawało się jasne, że nic nie było dobrze od kiedy zostawił ją samą w lesie. I cokolwiek to było, przyciągało ją każdego ranka do lochów.
Nie pomagała ani nauka, ani czytanie i czuła, że zniknęły jej umiejętności, w których szkoliła się przez lata, dzięki którym mogła być spokojna i bezpieczna. Zawsze czuła, jakby była na krawędzi paniki. Miała ochotę uderzać w drzwi, żądając żeby wyszedł się z nią zobaczyć. Chciała błagać go, obiecać, że to nie miało znaczenia, że nic nie zrobi jeśli tylko on zgodzi się nauczyć ją jeszcze trochę więcej. Ale, oczywiście, to był Snape i nie mogła zachować się w ten sposób. Wyobrażała sobie jego spojrzenie, pełne chłodnej pogardy, gdyby ośmieliła się okazać jakąkolwiek emocję. Zmiażdżyłby ją.
Czwartego dnia odpowiedział na jej pukanie.
-Wejść.
Weszła do gabinetu, trzęsąc się lekko i ściskając w ręce skórzaną, malutką torebkę. Kiedy podeszła do biurka, zrozumiała co robił kiedy nie chciał jej widzieć. Z powrotem stał się jej profesorem. Jednym słowem, wejść, dał jej do zrozumienia, że nie będzie więcej przyjacielskich pojedynków słownych czy na zaklęcia, żadnych dodatkowych lekcji czy rozmów. Była po prostu kolejnym z jego przerażonych uczniów przynoszących mu swoją pracę do sprawdzenia.
-Panna Granger. Czemu zawdzięczam tą... przyjemność?- wypowiedział słowo ?przyjemność" z takim powątpiewaniem, że miała ochotę zripostować, ale wiedziała, że nie może tego zrobić.
-Skończyłam mój projekt o zaklęciach rozszerzających- powiedziała cicho, wyciągając skórzany woreczek.
Snape otworzył sakiewkę i wyjął z niej jej podręczniki. Ułożył je na biurku.
-Wystarczające- powiedział znudzonym tonem.- Oczywiście taka sakiewka spowoduje ciekawość. Dlaczego ją pani ma? Co jest w środku? Dużo bardziej niepozorna byłaby jakaś zwykła torebka na ramię... Coś po czym oko się prześlizgnie- zauważy, ale zignoruje...
-Tak, profesorze- powiedziała. Czuła się dziwnie odsłonięta kiedy stała przed jego biurkiem, jednak nie powiedział, żeby usiadła.
Nieuważnie odłożył sakiewkę na biurko, a ona zaczęła się zastanawiać, czy powinna wziąć ją i ponownie spakować do niej książki. Spuścił głowę, wracając do pergaminu, który przeglądał. Włosy zasłoniły mu twarz, więc nie widziała żadnej emocji. Cieszył się z jej zakłopotania, czy sam był zażenowany?
-To wszystko?- zapytał, nie unosząc głowy.
-Tak, profesorze- powiedziała i zebrała książki, niezręcznie omijając go. Spakowała książki do sakiewki patrząc na nie z pewnym smutkiem. Bardzo się nad tym namęczyła; to była jedyna rzecz na jakiej mogła się skoncentrować przez ostatnie dni. Myślała, że idea sakiewki była błyskotliwa, bo mogła rozszerzyć otwór, tak żeby pasował do wielu kształtów. Przyniosła ją, chociaż się do tego przed sobą nie przyznawała, jako prezent. Prezent związany z jej umysłem i talentem. To, że uznał ją za bezwartościową, sprawiło że znienawidziła ją.
-Więc oczekuję zobaczyć panią na zajęciach z obrony przed czarną magią w następnym semestrze.
Czyli nie będzie więcej lekcji. Zaprosił ją, żeby zwolnić ją na resztę ferii. Kiedy zapakowała torbę, odwróciła się do wyjścia.
-Panno Granger.
Zatrzymała się.
-Po dokładnym rozważeniu wydarzeń tamtego dnia, odwołuję moje przeprosiny.
Jej serce podskoczyło. Czy on mówił, że...
-Wyraźnie było to spowodowane lekkim zatruciem grzybami. W związku z tym nie widzę potrzeby przepraszania za działania, które były po za moją kontrolą.
Jakoś, jednym oświadczeniem, zdołał dać do zrozumienia, że pomyliła się przy rozpoznawaniu grzybów i zatruła go, oraz, że uważa ją za tak odrażająca, że jedynie neurotoksyna mogła go zmusić do pocałowania jej.
Hermiona patrzyła na niego uważnie, rozważając opcje. Zauważenie, że ona jadła tego samego grzyba i nie zachorowała nie wydawało się całkiem dobrym rozwiązaniem. Podobnie rozpłakanie się i wybiegnięcie z gabinetu. Wciąż na niego patrząc sięgnęła w głąb siebie i wypchnęła dalej chłodną wdzięczność, że ledwie orientowała się że ją opętał.
-Jestem pewna, że ma pan rację- powiedziała łagodnie. Później przerwała i dodała: - proszę sobie wyobrazić, co mogło się stać, gdybyśmy zjedli całość.
Kątem oka zauważyła, że jego policzki zaczerwieniły się, kiedy odwróciła się i spokojnie wyszła.
Dopiero po wejściu na drugie piętro i przejściu do innego skrzydła zamku uznała że jest wystarczająco daleko i rozpłakała się.
***
Hermiona siedziała w pokoju wspólnym, kiedy wrócił Harry, przechodząc przez dziurę za portretem i kierując się w jej stronę. Była tak zadowolona, że już jej nie ignoruje... ostatnie kilka dni były okrutnie długie i samotne... że nawet nie pomyślała, żeby zażądać przeprosin.
-Harry! Jak ci minęły ferie?
Rzucił się na kanapę obok niej.
-Było całkiem nieźle... Mam ci sporo do opowiedzenia. I... Eee... Przepraszam za to jak cię potraktowałem zanim wyjechałem... Miałem kiepski okres... Widzisz.. Usłyszałem...
Machnęła nieuważnie ręką.
-Co usłyszałeś?
-Tej nocy, kiedy byliśmy na imprezie u Slughorna... Śledziłem Malfoya i Snape'a! Poszli do gabinetu Snape'a i...
Jej serce zadrżało i zatrzymało się. Co on słyszał?
-Malfoy coś planuje! Coś dla Voldemorta... I Snape zaoferował mu pomoc!
Hermiona słuchała w ciszy gdy Harry mówił jej to co podsłuchał pod drzwiami gabinetu. Starała się spokojnie myśleć. Musiała ściągnąć Harry'ego z tej ścieżki, ale jak?
-Czy nie sądzisz...- zaczęła.
-Że udawał chęć pomocy, tak żeby mógł zmusić Malfoya do powiedzenia mu co robi?
-Cóż... Tak.
-Tak mówią wszyscy- odparł niecierpliwie.- Ale to dowodzi że miałem rację i Malfoy jest w coś wmieszany! Mówiłem ci to od wieków!
-Zdecydowanie tak- powiedziała, ale Harry nie zwrócił uwagi na jej ton.
-I to dowodzi, że jest śmierciożercą.
-Czy on powiedział, że pracuje dla Voldemorta?
Harry spochmurniał, próbując sobie przypomnieć.
-Nie jestem pewien... Snape na pewno powiedział ?twój pan", a o kim innym mógłby mówić?
-Nie wiem- powiedziała Hermiona, przygryzając wargę.- Może jego ojciec?
-Dlaczego jesteś tak bardzo zdeterminowana żeby wierzyć, że Malfoy jest niewinny?
-Nie mówię, że wierzę, że Malfoy jest niewinny... Po prostu uważam, że jeśli profesor Snape jest świadomy sytuacji, musimy wierzyć, że...
-Proszę cię- zaczął ze złością Harry.- Snape nie za bardzo udowadnia że jest godny zaufania. Ten facet jest śmierciożercą, Hermiono!. Nie wiem dlaczego zawsze go bronisz.
Hermiona pomyślała o wszystkim co usłyszała tamtej nocy w gabinecie Snape'a. Tak naprawdę nie mogła winić Harry'ego za jego zmartwienie; sama była wściekła i przerażona kiedy to usłyszała. Ale prawda była taka, że zawsze wierzyła w Snape'a. Przez lata Harry mówił o nim okropne rzeczy, ale czy on się nie pojawiał zawsze kiedy go potrzebowali? Nawet we Wrzeszczącej Chacie myślał, że ich chroni... Chroni Harry'ego przed mężczyzną, który sprzedał jego rodziców. W trakcie tej okropnej nocy w ministerstwie, kiedy stracili Syriusza , to właśnie Snape wysłał im pomoc. Przypomniała sobie co powiedział jej kiedy pytała o plan Draco: Proszę mi wierzyć, panno Granger, dyrektor jest świadomy wszystkiego czym dzielę się z Malfoyem. Rób co do ciebie należy. Pozwól mi robić co należy do mnie.

Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz