Żaneta miała śliczne niebieskie oczy, śnieżnobiałe włosy i usta w kolorze dorodnych malin. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była po prostu śliczna.
Spotkałem ją nad stawem podczas wieczornego spaceru. Śpiewała cudowną pieśń. Nie pamiętam jej słów. Wiem tylko, że to była najpiękniejsza melodią jaką słyszałem. Podszedłem do niej i zamieniłem z nią słowo. Jedna wymiana spojrzeń i od razu się zakochaliśmy.
Była z nas dziwna para. Uczeń łowcy demonów i topielica, a to wszystko w czasach głębokiej komuny. Nie przeszkadzało nam to, aby być razem.
Odwiedzałem ją prawie codziennie. Potrafiliśmy wtedy rozmawiać ze sobą całą noc.
Opowiadałem jej o moim szkoleniu na łowcę. O ćwiczeniach na strzelnicy. O setkach bestiariuszy do przeczytania. O pradawnych językach do nauczenia. O moim nauczycielu, który traktował mnie surowo. Raz nawet namówiła mnie do opowiedzenia o moim rodzinnym domu na wsi na drugim krańcu Polski.
-Tęsknisz czasem za rodziną?- zapytała pewnej nocy.
-Jakby oni mieli za mną tęsknić. Oddali mnie za kupony dolarowe i kartki na mięso.
Ona za to opowiadała o swoim dawnym życiu. O wielkiej wojnie. O śmierci rodziców. O głodzie i ucieczce. O szaleńczej miłości do pewnego żołnierza. O zazdrosnej siostrze, która wrzuciła ją do tamtego stawu.
-Ale czy umierając i zmieniając się w topielicę, nie straciłaś duszy?- zapytałem pewnego razu.
-Nie wiem jak to się stało, ale chyba nadal mam duszę- uśmiechnęła się.- Jak bez niej miałabym cię kochać?- potwierdziła swoje słowa pocałunkiem. Smakował jeżynami.
Wszystko było wtedy idealne. Chciałem, aby to wszystko trwało wiecznie. Wszystko się jednak kończy, w tym moje szkolenie.
Mój nauczyciel, Zbigniew Czartoryski, był tradycjonalistą. Uznał za swoją życiową misję kontynuowanie tradycji łowców. Jedna z nich mówi o Ostatecznym Egzaminie. Podczas niego uczeń ma zabić wskazanego przez mistrza demona. Nauczyciel nie może wtedy ingerować. Jeśli kandydat na łowcę się nie sprawdzi- umrze.
Tamtego dnia poszliśmy do lasu i skierowaliśmy się w stronę stawu. Zatrzymaliśmy się w krzakach. Mistrz Czartoryski podał mi niebieską kuszę i wskazał na istotę siedzącą na brzegu.
Zamarłem. Wskazał Żanetę. Moją Żanetę.
Spuściłem wzrok.
-Jakubie, na co czekasz?- zapytał nauczyciel. Jego głos zawsze był grobowy. Wtedy jednak brzmiał jakby wydobywał się z samych piekieł.
-Nie mogę- powiedziałem cicho.- Kocham ją.
-Dlatego masz to zrobić. Łowca nie może się przywiązywać. Nie może kierować się emocjami. Nie może kochać.
-A co jeśli zrezygnuję z bycia łowcą?- załkałem.
-Naprawdę chcesz to wszystko zaprzepaścić? Lata nauki i ćwiczenia? Jeśli zrezygnujesz z tego wszystkiego, niczego nie będziesz miał. Będziesz bez szkoły, papierów i pieniędzy. Będziesz mógł tylko wrócić na wieś i pielić ziemniaki. Będziesz znów nazywany miejscowym dziwakiem. Tyle wynagrodzi ci miłość do tej demonicy.
Płakałem, co rzadko mi się zdarza.
Jest tyle demonów, dlaczego to musiała być ona? Czyżby mój mistrz zauważył moje nocne wyjścia? I chciał mi wtedy pokazać kto tu rządzi? Nie wiem.
-Ona cię tylko uwiodła- kontynuował swój wywód nauczyciel.- Odpowiedz mi Jakubie. Czy kiedykolwiek naukowcy potwierdzili, że demony mają duszę?
-Nie- ciężko przeszło mi to przez gardło.- Nie mają.
Nie mogłem jej zabić. Nie mogłem też wrócić do domu. Nie mogłem wybrać.
Spojrzałem jeszcze raz na kuszę.
-Przepraszam- szepnąłem.
CZYTASZ
Cierpienia Młodego Łowcy
ParanormalCzy ktoś się spodziewał, że uczeń łowcy demonów i topielica mogą być razem?