Od najpiękniejszego dnia w moim życiu- narodzin synka Archiego, a także jednego z najgorszych- śmierci ukochanego, mojej bratniej duszy, mojego Dantego minęło już ładnych parę lat.
Śmierć matki i Philipa okazała się wielką tragedią. Jadąc samochodem wpadli w poślizg, po czym uderzyli w drzewo. Samochód zajął się ogniem. Nie mieli szans na przeżycie. Matka dosłownie chwilę przed świętami Bożego Narodzenia osierociła trójkę dzieci. Wiele osób w okolicy było w szoku. Jestem ciekawa czy byliby w takim samym szoku jakby dowiedzieli się jaką puszczalską kurwą była.
Ojczym był zszokowany na wieść o śmierci swojej żony, ale też długo nad tym nie rozpaczał. Gorzej było z bliźniętami. Nie obyło się bez kilku wizyt u psychologa.
Po pogrzebie przeprowadziłam szczerą rozmowę z człowiekiem, który mnie wychowywał. Poleciłam mu testy genetyczne, które wykazały, że nie jest on ojcem mojego rodzeństwa. Rodzeństwa, które być może w najbliższym czasie straci życie. Nie zrobię tego dopóki nie będę wiedziała czy stanowią dla mnie bądź mojego syna zagrożenia.
Nasz opiekun ze względu na zbyt wielką miłość pozostał z nami.
Ja zaś zaczęłam sprawować swoje rządy. Początki nie były łatwe. Wilkołaki próbowały się buntować. Nie obyło się bez kilku ofiar, lecz dałam radę.
Po roku mogłam zacząć budować swój mały przytulny domek, w którym mogłabym zamieszkać z moim synkiem. Przy pomocy oddanych poddanych posiadających nadludzką siłę i szybkość skończyliśmy go w mgnieniu oka. Przez ostatnie lata panował spokój. Wszyscy żyli w zgodzie i harmonii.
Archie odziedziczył po mnie wilkołacze geny, które spowodują w dniu osiemnastych urodzin przemianę.
Mój układ rozrodczy prawdopodobnie nie uległ zmianie, więc mogę zajść w ciążę. Ale czy się tak stanie? Sama nie wiem. Po śmierci Dantego nie potrafię pokochać innego mężczyzny, ale czy jest to powód do zmartwień? Raczej nie.
Mam całą wieczność.
Wieczność, w której może jeszcze pokocham.
Wieczność jest długa.