Jechaliśmy już jakiś czas. Nagle, kiedy schyliłam się by wyjąc ze schowka gumy usłyszałam pisk opon. Jak oparzona wyprostowałam się i zobaczyłam wielki tir wiozący ścięte konary drzew pędzący prosto na nas. Nagle poczułam, że samochód zaczyna koziołkować, a mnie zaczyna robić się niedobrze. Ostatnie, co zobaczyłam to zdemolowany samochód i ogień.
Czas nagle stanął w miejscu, a wszystko zaczęło wirować. Ziemia zaczęła osuwać się spod moich nóg, a czułam jak spadam w otchłań, gdzie już nic nie zależy ode mnie. Później była już tylko cisza, bezradność i pustka.
Przed oczami miałam tylko ciemność. Ciemność przygniatała mnie i chciała zabić.Dusiła i atakowała. Ja walczyłam. Cały czas walczyłam z... Z czym ja właściwie walczyłam? Z nieuniknionym? Ze śmiercią? Czy to, dlatego miałam to dziwne przeczucie? Czy to ja miałam być następna? Przecież życie przelatuje ludziom przed oczami, kiedy mają umrzeć. Co jeśli umrę? Co jeśli już umarłam? Co jeśli nigdy się stąd nie wydostanę?