Jej usta zawsze smakowały maliną. Trudno mi było wyobrazić sobie pocałunek, któremu nie towarzyszyłby ten słodki dodatek. Jej blond włosy w dotyku przypominały jedwab. Uwielbiałem zanurzać w nich palce, dotykać ich, gładzić jej głowę. Na policzkach niezmiennie gościł różany puder. Niejednokrotnie zostawiał na moich palcach różowy ślad, gdy dotykałem jej twarzy, oddając się wyjątkowemu uczuciu wpatrywania się w jej niebieskie zwierciadła duszy. Ten kolor oczu zawsze mnie fascynował. Według mnie idealnie pasowały one na tle jasnych włosów. Nasz związek był idealny. Niczego nam nie brakowało. Mimo długich godzin spędzonych na treningach i tygodni za granicą zawsze umiałem znaleźć dla niej czas. Była dla mnie najważniejsza. Niejednokrotnie spotkanie z nią stawiałem ponad rodzinę czy przyjaciół. Ludzie zawsze mówili, że pasujemy do siebie idealnie, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Rodzice byli dumni ze mnie, że znalazłem sobie tak idealną pod każdym względem partnerkę. Uczynną, pomocną, mądrą, zabawną i do tego piękną jak różany płatek. Z nią wreszcie byłem szczęśliwy, przy jej boku odnalazłem to uczucie, którego brakowało mi od dawna. Ktoś wreszcie zdołał zapełnić ptę pustkę, która od jakiegoś czasu kroiła się w moim sercu. Przy niej zapominałem o wszystkich problemach i myślach, które mnie dręczyły. Byłem pewny, że właśnie tego chcę. Przecież miałem wszystko, czego mogłem sobie wymarzyć. Kochającą dziewczynę, pracę marzeń, pieniądze. Wspaniałego przyjaciela.
-Zaręczyłem się Marisie.
Zacisnął powieki. Nie odezwał się ani słowem, tylko odwrócił się ode mnie i oparł o parapet okna. Milczał, a ja czekałem. Nie spodziewałem się po nim takiej reakcji. Zawsze wydawało mi się, że Michael chce, bym był szczęśliwy, w końcu tego właśnie chcą przyjaciele. A perspektywa wspólnego życia z tą wspaniałą dziewczyną była najlepszym pomysłem, jaki ostatnimi czasy wpadł mi do głowy. Nie żałowałem tego ani przez moment. Zgodziła się. Pocałowała. Powiedziała, że kocha. Termin ślubu ustalony był na początek czerwca. Chcę spokojnie zakończyć sezon, nie rozpoczynając jeszcze letnich treningów po całości. Pragnę nacieszyć się miłością mojej przyszłej żony.
Podszedłem do mojego przyjaciela i położyłem dłoń na jego ramieniu. Był spięty, lecz gdy odwrócił się do mnie, na jego twarzy nie ujrzałem już dziwnego wyrazu, który gościł na niej zaledwie przed minutą ciszy. Kącik jego ust uniósł się delikatnie. Oczy natomiast pozostały te same.
-Żenię się Michi. Czy to nie wspaniała wiadomość?- i ja uśmiechnąłem się trochę nerwowo, nie wiedząc, co mam zrobić dalej, gdy on nadal nie odezwie się do mnie.
-Rzeczywiście wspaniała.- Tym razem twarz Michaela rozjaśnił o wiele bardziej promienny uśmiech, na co ja odpowiedziałem mu tym samym. Odetchnąłem z ulgą.- Jesteś z nią szczęśliwy?
-Oczywiście.- na samą myśl o Marisie serce zabiło mi mocniej.- Kocham ją.
-Cieszę się twoim szczęściem.- przez twarz Michaela znów przemknął ten dziwny wyraz, lecz gdy zauważył, że to dostrzegłem, zarumienił się lekko i natychmiast przywołał swój normalny uśmiech. Nie rozumiałem jego zachowania. Wyglądał, jakby bardzo chciał coś powiedzieć, ale z całej siły się powstrzymywał. Obiecałem sobie wtedy, że kiedyś spytam go, o co właściwie chodziło, ale w tym momencie nie chciałem w to wnikać. Michi przeszedł przez pokój, klepiąc mnie po plecach i podszedł do szafy. Zaczął grzebać w niej chaotycznie, a ja śledziłem jego ruchy. W końcu znalazł świerzą koszulkę. Na sobie miał jeszcze tę sprzed konkursu, który przed chwilą dobiegł końca. Ściągnął ją, podchodząc do dużego lustra obok. Oparłem się o parapet, bacznie przyglądając się mojemu przyjacielowi. Był wysoki. O wiele wyższy ode mnie. I chudy, ale w naszym zawodzie przecież jest to konieczne. W tamtej chwili przypatrywałem się jego nagim plecom, rękom oraz dłoniom prawie nieświadomie. Fascynowały mnie te proste ruchy, które wykonywał podczas wkładania na siebie czystej koszulki. W końcu obrócił się w moją stronę i stanął w bezruchu. Chyba po raz pierwszy odkąd pamiętam, między nami zapadła aż tak długo trwająca, krępująca cisza. Zawsze któryś z nas przerywał podobne momenty jakąś śmieszną docinką. Doskonale rozumieliśmy się pod każdym możliwym względem. W końcu przyjaźniliśmy się już od tak dawna. Wiedzieliśmy o sobie praktycznie wszystko. Nigdy nie było między nami żadnych nieporozumień czy niedomówień. Z każdego problemu znajdywaliśmy wspólne wyjście.