Rozdział 1

354 35 6
                                    

Minęło ponad 6 lat od pojawienia się demona. Wielkiego lisa o ogonach dziewięciu. Został zapieczętowany w chłopcu. Od tego dnia miano diabła, potwora zostało dane mu. Bohaterowi, który broni wioskę przed lisem.

Mały chłopiec znowu uciekał przed swymi oprawcami, którzy go ścigali przez całą wioskę, rzucając w niego obelgami "Czemu on jeszcze żyje?" czy "Dlaczego Hokage trzyma jeszcze tego potwora w wiosce?". Z taką nienawiścią, dziecko o blond włosach, musiało walczyć, codziennie odkąd pamiętał. Sam szczerze nienawidził tych ludzi, chciał odejść. Raz spróbował. Złapali go po dwóch dniach. Po tym zdarzeniu ataki na chłopca stały się coraz częstsze i intensywne. Sam nie rozumiał czemu złamana ręka, goiła się w ciągu niecałego dnia, jak normalnie regeneruje się w kilka tygodni złamana kość, a sprawność odzyskuje się w kilka miesięcy. Rany goiły się w kilka godzin, a mieszkańcy powiadali, że to przez demona, którym jest. Znowu go dorwano w jednej z bocznych uliczek Konohy. Znów go zbito do nieprzytomności, lecz bano się zabić, gdyż ów malec miał ochronę władcy wioski i tylko dlatego jeszcze nie zabili blondyna.

~Naruto~

Obudziłem się po pobiciu. Ledwo wstałem i ruszyłem ku swemu domowi, jeśli można to tak nazwać. Malutka kawalerka, która nadawała się jedynie do generalnego remontu lub rozbiórki. Wszytko, było stare, zużyte lub zniszczone. Wszedłem do środka i ruszyłem jedynie w kierunku łóżka.

- Czemu oni mnie tak nienawidzą? - zapytałem płaczliwym głosem skierowanym w przestrzeń, czekałem na odpowiedz, jak zawsze. Lecz ta nigdy nie nadeszła. Rozparzony wtuliłem się w swoją jedyną przytulankę, rudego lisa. Zasnąłem po chwili, płacząc jak co wieczór.

W świecie Morfeusza nie byłem bezpieczny. Gdyż widziałem ciągle obrazy śmierci, rzezi z dnia swych narodzin, lecz tego nie wiedziałem. Nagle z wszechobecnej czerwieni i bólu wizja zmieniła się w łąkę, która znałem i słowa unoszące się, na wietrze, w burzy "Przybądź do mnie, synu." Z głosu nie dało się rozpoznać czy to jest kobieta, czy mężczyzna. "Przybądź". Nawołuje ponownie. ''Mało czasu masz."

Obudziłem się wraz z gromem z nieba ciemnego niczym krucze pióra. Słowa w śnie były takie realne, prawdziwe... Nie zastanawiałem się długo. Czułem w sercu, że to waga życia i śmierci. Ubierałem się pospiesznie i wyruszył w burzę, chodź niektórzy, nazwali by to nawałnicą. Biegłem cały przemoczony na polanę, która dobrze znałem. To było pole treningowe numer trzynaście. Najmniejsze, ale i najrzadziej używane. Biegłem, ile miałem sił nogach i tchu w piersi. Biegłem wytrwale pod wiatr. Zmęczony dotarłem na polanę. Rozejrzałem się wokoło, szukając żywej duży, lecz nic nie znalazłem. Gdy miałem się już zbierać, usłyszałem "Czekaj" albo mi się tylko zdawało, a następnie ujrzałem wszechogarniającą biel i ból.

***

Czułem, że nic nie ważę. Otworzyłem niepewnie oczy, a tam świat pełny bieli.

- Czy ja umarłem? - zapytałem sam siebie głośno.

- Wręcz przeciwnie. - spojrzałem w stronę, z której dobiegał mnie ten głos. Stała tam niezbyt wysoka postać w kapturze. - Narodziłeś się na nowo, synu mego mistrza. - postać sięgnęła kaptur i ujrzałem dziewczynę w wieku może trzynastu, czternastu lat. Miała proste brązowe włosy do ramion, piwne oczy, a cerę bladą. Na policzkach zaś miała dwa fioletowe plastry.

- Jestem Rin mój drogi Naruto, Synu Czwartego Hokage, Namikaze Minato. - podeszła do mnie i przytuliła -Wybacz, że dopiero teraz się pojawiam...

Patrzyłem na dziewczynę z niedowierzaniem. "Czy ona chce mnie oszukać?" - pomyślałem ze strachem w sercu. Gdy mnie przytuliła i powiedziała, że jestem synem Czwartego, to chyba śnie, albo ktoś mi coś dorzucił, albo w ostateczności zraniłem się i zakaziłem ranę bellastoną. W małych ilościach przecież dział jak halucynogen.

Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz