1

548 40 6
                                    

Niebo z Endoru wyglądało pięknie. Atmosfera była cudowna, a wszędobylskie Ewoki dodawały tylko uroku całej sytuacji. Bo w końcu tak miało być... Wypełniliśmy nasze zadanie, Gwiazda Śmierci jest już tylko wspomnieniem. Imperium zostało pokonane, byliśmy wolni.

- Hej, Luke, a ty? Co teraz zrobisz? - spytał Han, obejmujący mnie ramieniem.

- Polecę wypełniać moje przeznaczenie. - odpowiedział poważnie. Miałam ochotę się roześmiać, jednak mój brat jeszcze nie skończył. - Han, a co zamierzasz zrobić z twoją księżniczką?

- Nie nazywaj mnie tak! A poza tym, nie jestem jego! - krzyknęłam, udając agresywną. Tak naprawdę ubóstwiałam chwile, gdy Han miał świadomość tego, że kocham go nad życie. A głupie żarty i sarkastyczne wypowiedzi były naszym swego rodzaju wyznacznikiem miłości. Podobało mi się to.

- Kochanie, nie denerwuj się tak, i tak wiem, że nie potrafisz się na nas gniewać. - powiedział, gładząc mnie po ramieniu. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Luke.

- To gdzie zamierzacie teraz lecieć? - spytał ponownie.

- Tam, gdzie zawiezie mnie mój przemytnik. - odparłam dobitnie. W odpowiedzi oboje mężczyzn zaczęło niekontrolowanie chichotać, a po chwili i ja do nich dołączyłam. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.

Wiedzieliśmy, że nie uda nam się teraz dokończyć tej rozmowy, poza tym byliśmy zmęczeni. Luke poszedł do swojego statku, mówiąc, że nie chce nam przeszkadzać, a ja z Hanem udaliśmy się do Sokoła. Chewie bawił się za to w najlepsze z Ewokami i nic nie wskazywało na to, by miał prędko wracać. Mieliśmy więc cały statek dla siebie. Udaliśmy się do sypialni, która posiadała dwie wnęki z materacami.

- Mam nadzieję, że nawet przez chwilę nie pomyślałaś o tym, byśmy spali osobno. - powiedział dziarsko Han.

- O ile będziesz trzymał ręce przy sobie, możemy razem się kisić na tym ciasnym materacu, nie licz na nic więcej, jestem potwornie zmęczona. - na potwierdzenie tych słów ziewnęłam. Położyliśmy się więc, wtuleni w siebie, a Han zaczął mnie całować. Po chwili odsunęłam się od niego.

- Dobranoc. - powiedziałam ciepło i odwróciłam się do niego tyłem, niemalże natychmiastowo zostałam objęta ramieniem.

- Kocham cię. - szepnął mi do ucha.

- Wiem. - cóż innego mogłabym odpowiedzieć?

Gdy obudziłam się rano, Hana przy mnie nie było. Postanowiłam wstać i się przejść, potrzebowałam chwili tylko dla siebie. Wychodząc, minęłam Chewbacce leżącego koło wyjścia. Nie chciałam wiedzieć jak on się tu znalazł, dlatego kontynuowałam swój spacer. Dopiero zaczęło świtać, więc było rześko, a słońce przyjemnie grzało. Nikogo w okolicy nie było, najwyraźniej wszyscy zezgonowali po ewokowym "soczku".

Okolica była naprawdę ładna. Zastanawiałam się na pytaniem Luka, co teraz że sobą zrobię? Zdecydowanie chcę jakiś czas odpocząć w spokoju, jednak nie wyobrażam sobie życia w jednym miejscu, bez większych celów. Już teraz wiedziałam, że trzeba dobić resztki imperium, no i chciałam też zrobić coś bardzo ważnego dla mnie, a mianowicie znaleść jakiś obywateli Alderaanu. Na pewno ktoś nie był w tamtej chwili na planecie. A jak planuję przyszłość z Hanem? Przynajmniej do tego nie mam wątpliwości, kocham go i chcę z nim być bez względu na nic.

Muszę przyznać, że siedzi się bardzo przyjemnie, jednak postanowiłam pójść do mojego brata. Gdy doszłam do jego statku, zauważyłam przy wejściu oczywiście Luka, a co więcej, Han również tam był. Zauważyli mnie z daleka i oboje uśmiechnęli się.

- Wstała, nasza śpiąca królewna. Dzień dobry, kochanie. - przywitał się Han. Luke za to nie powiedział nic, jedynie mnie przytulił. Popatrzyłam na niego pytająco.

- Właśnie miałem do ciebie iść. Chciałem się tylko pożegnać. - powiedział.

- Tak szybko odlatujesz? Dokąd? - spytałam smutnym głosem.

- Mam do załatwienia kilka spraw na Dagobah. I... - zająknął się i nie dokończył.

- I? - próbowałam to coś z niego wydusić.

- Cóż, musicie mieć z Hanem trochę czasu dla siebie. - roześmiał się, a Han żartobliwie uderzył go w ramię. Po krótkiej wymianie uśmiechów zwyczajnie przytuliłam brata.

- Nie lubię pożegnań - szepnęłam. Gdy oderwaliśmy się od siebie, objął mnie Han.

- Jak coś jej się stanie, ukręcę ci łeb. - warknął Luke do Solo.

- Prędzej cię zastrzelę, niż mnie draśniesz tym mieczykiem. - odpowiedział zgryźliwie, po czym mnie puścił i wymienił uściski z młodym Jedi.

- Trzymaj się. - powiedziałam ciepło.

- Wy też. - krzyknął, wchodząc na statek. Łza zakręciła mi się w oku, dopiero co świętowaliśmy, a już nasze drogi rozeszły się. Chociaż nie mogłam rozpaczać, towarzystwo miałam co najmniej udane.

- Ok, to... co robimy? - spytałam Hana.

- Mam nadzieję że już nie jesteś zmęczona. Tym razem nie będę trzymał rąk przy sobie. - po tych słowach wziął mnie na ręce i zaniósł do Sokoła. Szykowało się przyjemne południe.

Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz