Nazywam się "Alma Breska Loton".Dobra, niech będzie tylko Alma. "Breskę Loton" wymyśliłam już sama. Odkąd pamiętam większość osób zwraca się do mnie po nazwisku. Gdzie się nie odwrócę w uszach rozbrzmiewa dźwięcznie "panno Shannor". To troche jak klatka. Ludzie nie dostrzegają osoby, tylko wielką torbę pieniędzy. Pieniędzy, które tak mi już obrzydły...
Kiedyś było inaczej. Kiedy..żyła mama. Nie zamierzam się nad sobą użalać, ani robić ze swojego życia jakiegoś taniego dramatu. Jest jak jest a ja dawno zdążyłam się z tym pogodzić. Nie lubię pisać o takich rzeczach ale pisanie wyzwala. Dzięki temu mogę przelać te myśli na papier. Robić coś co kocham. Zawsze byłam zdania że pisanie jest jak muzyka. Możesz uczyć się nut, albo po prostu czuć w sobie ten rytm. Szumi we krwi, odbija się echem w myślach.
Tata, razem z żoną utracił zdolność rozróżniania wartości. Łapał się za rzeczy materialne. Cały smutek przelewał na pracę, gromadzenie majątku. Był jak niewolnik. Dusił się ciasnym krawatem, jakby sam wiązał sobie łańcuch na szyi. Nie płakał, nie pił. Po prostu go nie było. Pracował.
A ja? Ja robiłam to samo. Zamknięta między murami drogiej i elitarnej szkoły. Ciężkimi, zimnymi ścianami, które zamiast chronić wzbudzały we mnie poczucie niepokoju i smutek. Francuski, łacina, niemiecki, jazda konna, występy, fechtunek.
Zgubiłam się między zajęciami które nic dla mnie nie znaczyły. Wmieszałam się między ludzi, godzinami opowiadających o samochodach i torebkach najdroższej marki. Wciągnęłam się w ciągły wyścig szczurów.
Aż pewnego dnia otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że czegoś brakuje. Pustka i zobojętnienie pochłonęły mnie niemal całkowicie. Sztuczny uśmiech zniknął z mojej poszarzałej twarzy a ludzie ze swoimi pieniędzmi jakoś się zatarli. Funkcjonowałam jak robot. Pusta, nakręcana rutyną zabawka.
Byłam tak nieszczęśliwa że zaczęłam żyć wyobraźnią. Przestawałam być sobą-Almą Marie Shannor i stawałam się Almą Breską Loton. Nowym, lepszym wyobrażeniem samej siebie. Nie znalazłam oparcia w tacie, nauczycielach i szkole. I to chyba dlatego przywołałam anioła. Pragnęłam go tylko dla siebie. Chciałam by był idealny. Idealny jak Alma Breska Loton, idealny jak życie, którego nie znałam.
CZYTASZ
Stróżu Mój~ historia upadłego Anioła
RomanceBył aniołem zniszczenia. Abbadonem. Tym, który zasiadał na samym dnie piekieł, który wciągał do otchłani. Ale był też szczupłym chłopcem, z zadziornym uśmieszkiem i delikatnie zarysowaną szczęką. Chłopcem o dużych, pełnych bólu oczach i niec...