Rozdział X - Królowa dusz!

37 4 1
                                    

Z rana zebraliśmy się do wyjścia i tak właśnie ruszyliśmy na plac, był on na skraju miasta, więc na szczęście nie było tam zbyt wiele myszy, nawet w pobliżu takich, które przechodziły. Było to wręcz idealnie miejsce na nasz trening czy też inaczej mówiąc rytuał. Przez noc średnio się wyspałam, bo dużo czasu zajęło mi rozmyślanie. Jak to Adve powiedział, możemy wpłynąć nieco na to jaką moc dostaniemy, ponieważ marzenia tutaj się spełniają, jednak ja... nie wiedziałam właściwie nadal jaka moc byłaby odpowiednia dla mnie, nie wiedziałam jaką chcę posiąść... Z resztą, żyje się tylko raz, czyż nie? Więc chyba może być to element niespodzianki.

- Zacznijmy od nauki latania, jak pamiętacie u nas mogliśmy zwyczajnie przemienić się w shamana i polecieć, jednak... nie wiem czy już to zauważyliście sami, a może nie próbowaliście zwyczajnie. Tutaj nie działają nasze shamańskie umiejętności, więc jesteśmy dość zwyczajni. - Westchnął Adve wyjaśniając nam. - Z resztą, skoro lataliście kiedyś to chyba nie będzie to obce uczucie. Każdy powinien to bez problemy opanować, być może dla was będzie trudniej. - Tu wskazał na Teoxa i Angelikę. - Ale mam pewność, że również to opanujecie. Później przeprowadzimy rytuał posiadania, który da wam moc, w zależności od woli Boskiej. Z tego co pamiętam z opowieści to już tylko od was zależy czy ją opanujecie dobrze czy też nie. - Adve uśmiechnął się delikatnie, ale wciąż sympatycznie jak to miał w zwyczaju.

- A więc... Co powinniśmy robić? - Angelika była ciekawa, ale również zakłopotana.

- Księgi nie mówiły o tym dużo, ale wystarczy, że się wyciszycie, zamkniecie oczy i pomyślicie o tym, iż właśnie teraz chcecie nauczyć się latać, a później to kwestia tego delikatnego płynięcia po niebie. - Wyjaśnił Adve.

Stanęłam na bezpiecznym miejscu, by mieć pewność, że nie zrobię nikomu, ale również sobie krzywdy. Zamknęłam oczy, ale dość delikatnie, uspokoiłam oddech i nasłuchiwałam dźwięków natury, szelestu liści, ćwierkotania ptaków. Wyobraziłam sobie jak ten delikatny wiatr mnie zaczyna unosić, aż w końcu poczułam się niesamowicie lekka. Nie czułam powiewu skrzydeł, więc się nie pojawiły, ale jednocześnie otworzyłam oczy, bardzo powoli i ujrzałam, że znajduje się nad ziemią, że... latam. To było niesamowite, powietrze delikatnie muskało moją skórę, a wiatr wiał delikatnie otulając ciało, nie było w tym nic trudnego, jednak było to niezwykłe, niesamowite, bo bez skrzydeł.

- Gratulację kochani. - Adve koniec końców się odezwał. Jak się okazało nie tylko ja właśnie posiadłam moc, co więcej nawet Teox i Angelika dali sobie radę wyborowo, tak więc rzeczywiście nie mogło to być aż tak trudne.

- Chyba pora zejść na ziemię i zacząć kolejny etap, nie mamy czasu Adve, pamiętaj. - Wyjaśniłam i wylądowałam na ziemi, było to jakby siłą woli, co sprawiało, iż czułam się trochę wystraszona.

Fasola z Wicią już debatowały nad tym jaką moc chciałyby posiąść i że musi się udać. Dziu wykorzystał okazję, że jest lekkie zamieszanie i zbliżył się do mnie.

- Już wiesz jaką umiejętność chcesz? - Skrzyżował ręce na piersi i posłał mi ciepły uśmiech.

- Nie mam pojęcia. - Wbiłam spojrzenie w ziemie lekko zasmucona.

- Nie przejmuj się, na pewno dostaniesz super moc, która będzie pomocna w walce, ale również taką którą bez problemu opanujesz. - Pogładził mnie po głowie i ucałował w czoło.

- Masz rację, to nie koniec świata. - Westchnęłam.

Tymczasem Fasola z Wicią zdążyły już się do nas zbliżyć aby pokazać swoje moce, które nabyły, nawet nie mam pojęcia kiedy to się odbyło. Pokazały nam jak potrafią coś zapalić dosłownie przy użyciu łapki, to niesamowite, rzeczywiście dostały to co chciały.

- Dobra kto następny? - I tak zapytał właśnie ponownie, w ten sposób kolejne osoby posiadły swe moce...

***

Koniec końców zostałam tylko ja, teraz nauczę się w końcu czegoś nowego, ale... czego?- Chodź Nuta, w końcu nie mamy czasu. - Adve uśmiechnął się chytrze.

- Uważam, że magia nie jest mi wcale potrzebna. - Wymyśliłam to właściwie na ostatnią chwilę, już nie miałam pomysłów jak to odwlec. Czułam ukłucie w sercu, ale jednocześnie się zwyczajnie bałam.

- Daruj sobie Nut, wiem doskonale co Ciebie dręczy, załatwię to... spokojnie. - Westchnął Adve.

- Dziuek ci powiedział? - Spytałam szybko, chociaż wcale nie oczekiwałam na odpowiedź.

- Poniekąd. - Westchnął. - Z resztą mam coś dla ciebie. Dość pasującą moc, nie wiem czy ci się spodoba, ale mam przeczucie, że tak. Rytuał jest podobny, ale nieco się różni jednak, ponieważ jest to rytuał, który sprawi, że moc, którą będę mieć w głowie posiądzie osoba, którą wybiorę. - Westchnął. - Nie mam pojęcia czy to zadziała, ale miejmy nadzieję, że tak, w końcu i tak moc jest losowo wybierana, więc tyle co zmieni się, to iż będzie ona według moich myśli kształtowana.

- W porządku. - Skinęłam głową, to nie mogło być wcale złe. - Tylko... co powinnam robić?

- Wyciągnij łapkę do przodu, obojętnie którą, połóż ją na moim sercu. - Mówił to ciszej. - W porządku. - Następnie położył łapkę na moje ramię i oboje zamknęliśmy oczy, słyszałam jak wypowiada ciche słowa, ale nie mogły być w naszym języku, bo były niezrozumiałe. Po chwili już mój głos w głowie nie był jedynym, słyszałam myśli Adve, on natomiast posłał mi ciepły uśmiech, gdy już otworzyłam oczy.

- Będziesz słyszeć te głosy, ale nie zawsze, tylko gdy będziesz tego chciała, z tego co wyczytałem, to moc ta posiada również inne aspekty, ale nie zbyt ci pomogę w odkryciu jakie, sama się dowiesz z czasem. - Wyjaśnił.

- Dziękuję... Za pomoc. - Tym razem, pierwszy raz odpowiedziałam mu również posyłając ten ciepły uśmiech.

- Posiadając tę magię możesz używać dusz, których już nie ma u nas, więc jest ona użyteczna w walce. Moc ta pozwala na leczenie, księga mówiła też coś o wskrzeszaniu, ale... takie zabiegi są zwykle kosztowne, więc nie próbuj nigdy nikogo wrócić. Bo to byłaby próba siły na skalę Boga, a nie chciałbym... abyś ty umarła za karę. - Posmutniał, ale szybko się rozchmurzył. - W każdym razie. Gratulację! Posiadasz od teraz moc, w sumie to wszyscy posiadamy, będziemy silniejsi i zapewne odnajdziemy Mateusza i Lamenta.Bałam się, bardzo, ale jednak wiedziałam, że jeśli odpowiednio wykorzystam moc, jeśli obronię moją rodzinę w najwyższym czasie to nie będzie potrzeby używać tych ostatnich, trudnych zaklęć, a co więcej oddawać życia, chociaż... jeśli byłaby potrzeba to nawet bym się nie zawahała.

- Ej wy tam! Długo jeszcze? Bo mam wrażenie, że ucinacie sobie rozmowę, a niebo wskazuję na to, że zaraz będzie oberwanie chmury. Możemy iść do biblioteki, bo będzie stąd najbliżej jeśli dobrze pamiętam, a ponadto rozpatrzymy lepiej strategię. - Angelika uśmiechnęła się sympatycznie i pomachała do nas wystawiając rękę wysoko do góry.Pobiegliśmy szybko w stronę biblioteki i nie było to mylne, ponieważ chwilę po przekroczeniu wrót dosłownie z nieba zaczął sączyć się ciężki, gęsty deszcz. Na zewnątrz zrobiło się szaro-buro, krople dudniły o wszelkie ścianki i kosze, tak że były niesamowicie słyszalne, do tego w budynku biblioteki, gdzie było sporo okien sufitowych, było to podwójnie słyszalne. Usłyszałam pierwszy z grzmotów, nie było to przyjemne, co trzeba przyznać to, nie przepadam za burzą. Zmarszczyłam czoło i rozejrzałam się wokoło, było ciemno, nie było w zasadzie żadnej żywej duszy po za nami. Biblioteka tutaj ma to do siebie, że nie ma żadnego stróża, ponieważ myszy nie kradną, więc jest to zwyczajnie zbędne.

- Teo? - Angelika chciała pierw zwrócić jego uwagę na siebie, aby zaczął jej słuchać.

- Co się stało Angi? - Od razu spojrzał w jej kierunku. W zasadzie jego mina wskazywała na to, że już rozumie co jego rozmówczyni chce mu przekazać.

- Ta burza to nie przypadek, nic nie dzieje się aż tak nagle. - Zaczęła Angi, ale słowa kierowała w zasadzie do nas wszystkich.

- Czy uważasz, że to sprawa Black Squadu? - Teox był przerażony.

- Być może, ponadto może to być gorszy wróg, co jeśli to DSM? - Jej oczy nie błyszczały aż tak, wręcz przeciwnie, stały się puste.

- Nie możliwe, przecież to tylko pogłoski, DSM nie istnieje! - Teox był w szoku.

- A co jeśli istnieją? W końcu tutaj właśnie zaczęły się dziać te wszystkie dziwne rzeczy. - Angela starała się unormować ton głosu.

- Jeśli to rzeczywiście oni to jesteśmy w niebezpieczeństwie, a oni wiedzą gdzie się znajdujemy. - Teox złapał się za głowę.

- O czym wy tak właściwie rozmawiacie?! - Wicia przerwała tą konwersację.

- DSM to legendarna organizacja, właściwie to oni nie należą ani do dobrych ani złych. Właściwie nikt nie wie czy istnieją naprawdę. Jakby ci co ich spotkali nie mieli okazji się wypowiedzieć. - Teo westchnął. - W każdym razie ich zadaniem jest zamaskowanie prawdy o tym świecie, jakby wszystko co może wpłynąć na niekorzyść Heaven, ale również
wszyscy zostają przez nich... skasowani? O ile można to tak nazwać. - Wyjaśnił pokrótce.

- A my jesteśmy niesamowicie blisko źródła owej prawdy o Heaven, więc nic dziwnego, że są na naszym tropie. - Dodała Angelika.

- Wiecie... Może to nie jest najlepszy moment. Wyczuwam niesamowitą moc, jest tak dużo negatywnej energii w niej. - Wyjaśniłam.

Od razu spostrzegłam jak źrenice Angeli się kurczą do rozmiaru ziarna pszenicy.

- Szybko! Cholera! PRZED BUDYNEK! - Zerwała się, ale pociągnęła nas za sobą, w ułamku sekundy wypadliśmy na zewnątrz i stanęliśmy w tym pełnym deszczu, kawałek przed budynkiem biblioteki, który moment później się zapalił, nie był to zwyczajny ogień, był on duży, a krople deszczu go nie gasiły. Dodatkowo usłyszeliśmy wybuchy, były one ze środka. Oczy momentalnie mi się zamgliły, gdybyśmy nie uciekli to byłoby już po nas. Byłam wściekła, ponieważ właśnie jedno z źródeł informacji nam się, ładnie mówiąc spaliło, a ponad to byliśmy w niezbyt dobrej pozycji, ponieważ wróg gdzieś się krył, a my mogliśmy jedynie obserwować i czekać na kolejny ruch.

- Angeliko, Teoxie! Miło mi was znowu zobaczyć. - Cichy, landrynkowaty głos, a jednocześnie wyraźnie słyszalny i tak znajomy. Przed nami ukazała się pewna mysz, latała po niebie, w podobny sposób jak to my się nauczyliśmy, z tym wyjątkiem, że ona posiadała parę drobnych skrzydełek.

- Cammy.. - Angelika miała łzy w oczach, jednak starała się tego nie okazywać. - Dlaczego... Ja spodziewałam się tego po wszystkich, ale nie po tobie. - Mruknęła zrezygnowana. - Obiecali ci coś w zamian, coś wartościowego. Powiedz Cammy, czy oni ci grozili? - Dopytywała, jednak nie uzyskała odpowiedzi natomiast ognisty pocisk poleciał w jej stronę, szybko skoczyłam, aby przewrócić Angi i tym samym pomóc wyminąć ładunek.

- Zabawne, aż tak tego pewna jesteś? - Zaśmiała się, a jej ton głosu momentalnie się zmienił. - Czyżbyście nie zrobili już zbyt wiele? Dla tego świata i samych siebie, chyba pora na odpoczynek moi drodzy, tym razem naprawdę umrzecie. Gwarantuję. - Wypowiedziała, po czym zagwizdała i wokoło, z chmur pojawiło się kilkadziesiąt mysz o ile nie była to liczba bliska setce. Zostaliśmy otoczeni, bez szans na bronienie się. W końcu nadal staliśmy w środku miasta, gdzie w domkach znajdywali się cywile, spokojnie czekający na koniec burzy. Nie mogliśmy tutaj zacząć walki, zostało nam się poddać, przynajmniej na teraz.

- Wybaczcie, mogliśmy powiedzieć wcześniej, ale nie wiedzieliśmy że to prawdziwe. Przepraszam. - Teox wyszeptał tak abyśmy tylko my mogli to usłyszeć.

Czułam teraz naszą bezsilność wobec przewagi wroga, wcale nie byłam zła na Teo czy też Angi, że nie powiedzieli nam tego wcześniej, po prostu zastanawiałam się co dalej. A co jeśli... znaleźli Vipeye i Lamenta? Czy to by nas nie zbliżyło? Ustalimy to w momencie, gdy przeciwnik wprowadzi nas do swojej bazy, naszą jedyną nadzieją jest to... że nie wyczuli jeszcze naszych mocy. Oby... Poczułam nagle ukłucie w okolicy szyi, a na moich łapkach za pętano sznur, użyli na nas środków usypiających, rozpoznałam to od razu, bo poczułam się słabiej, jakby senna. Upadłam, bo znowu byłam na tyle słaba by to zrobić.


______________________________

Korekta z dnia 20.06.2020

Słowa przed - 1041
Słowa po - 1901

Transformice - Heaven for MiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz