Boże, wybacz mi...

201 29 2
                                    

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Jestem ofiarą, ale nie bez winy. Ona też była moja.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Zaprosiłam przyjaciela w progi domu; oddałam mu zaufanie.

Przyniósł piwa, które przy rozmowie sączone, otwierały umysł, jednocześnie w nim mącąc. Moja głupota, bo miałam tylko szesnaście lat i przeceniłam swoje możliwości. Dziecka głowa jest miękka, a nie twarda; ale dziecko tego nie wie.

Tonęłam w dobrym humorze, śmiechu i przyjemności obcowania z przyjacielem.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Nagle czarna dziura pochłonęła me wspomnienia.

Czerń. Scena. Czerń. Scena.

Jaka scena?

Klęczę, trzymając w dłoni, trzymając w ustach.

Jaka scena?

Ledwo siedzę. Kiwam się na boki zamroczona.

Jaka scena?

Wchodzi, odbierając moją niewinność.

Jaka scena?

Wychodzi, przekonany, że właśnie tego chciałam.

Ale jak chciałam, skoro nie chciałam; kiedy osobą, którą pokochał, nie byłam ja?

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Dotarło do mnie całe zajście. Trzeźwiejąc, łkałam jak dziecko, bo dzieckiem byłam.

Dzwoniłam. Bełkotliwie zawodziłam.

"Zgwałcił mnie. Zgwałcił."

Kawaleria przybyła. Znajomy pomógł zakryć wstyd. Później ułożył w objęciach łóżka. Gardził mną, bo to moja wina.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Rodzina wróciła. Założyłam maskę, uśmiechając się przez łzy i unikając bliskości. Wciąż śmierdziałam: alkoholem, piżmem i strachem. Nie wyczuli, bo ich zmysły od początku zawodziły.

Kąpiel nie przyniosła ulgi; nie zmyła z ciała jego odcisku. Nie ulżyła w urywanych wspomnieniach.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

On czekał. Wiedział kiedy, gdzie i którędy chodzę. Tym razem ja przybyłam pod dom kawalerii, aby odgonić natręta.

Za czarnymi okularami ukrywałam fiolet i czerwień. Przyjaciółka odebrała mnie i przeeskortowała do busa wycieczkowego.

Był piękny dzień po burzy. Idealny na szkolną wycieczkę i smętne palenie w lesie.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Przestało mi zależeć. Oddałam się znajomemu. Po co czekać, jak nie ma na co?

Krwawe pręgi przecinały me ramiona. Mam je do dziś, ale dziś są białe. Nie trudno jest wmawiać ludziom, że to kocie zadrapania. Ludzie nie chcą widzieć prawdy.

Polubiłam alkohol. Zbyt mocno. Mocniej niż własne zdrowie.

Odchudzałam się, a najwygodniejszą dietą okazały się palce w gardle. Lubię jeść. Wtedy zjadałam całą lodówkę naraz.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Poznałam chłopaka. Prawie znów się mu oddałam.

Nie, Boże, nie miałam problemu z dotykiem. Po prostu mi nie zależało.

Dotarło do mnie, że mogę walczyć, że ten miły chłopiec może zaczekać.

Powiedziałam mu o mojej winności. Zrozumiał i wmawiał mi, że to nie moja wina, tylko starego przyjaciela.

Wciąż w to nie wierzę.

To moja wina, Boże, bo to ja wpuściłam go do swego życia i to ja wypiłam te piwa.

Nie. Nie umniejszam jego wątpliwych zasług.

Ilekroć go widzę, mam ochotę zapoznać jego twarz z chodnikiem, po którym wciąż ma czelność stąpać. Jest szczęśliwy ze swoją rodziną: żoną i córeczką.

Boże, wybacz staremu przyjacielowi, bo ja w sobie miłosierdzia nie mam.

Ja po ośmiu latach wreszcie znalazłam szczęście.

Osiem lat, Boże, potrzebowałam, aby znormalnieć.

Osiem lat, aby mój system moralny dostosował się do społecznej moralności.

I zawdzięczam to tylko jednej osobie.

Nie tobie, Boże.

A jemu — temu chłopakowi, który znosi mnie tyle lat. I kocha. Mnie z moimi wszystkimi wadami oraz aspołecznym nastawieniem. Mimo że na to nie zasługuję.

I ja też go kocham. I już wiem, że bez względu na zawirowania, chciałabym z nim spędzić resztę życia.

Boże, wybacz mi, bo zgrzeszyłam.

Ale nie żałuję.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 12, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rachunek sumieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz