Nie ma to jak rodzinka 5

4.7K 316 24
                                    

Udałem się do opuszczonego szpitala, w którym często z Samem kiedyś przebywaliśmy. Są to ruiny budynku, który kiedyś był podobno bardzo dobrym szpitalem, lecz teraz idzie on do rozbiórki. Okazało się, że nie jest on dość stabilny i że cała konstrukcja może się zawalić pod naciskiem ciężaru. Oczywiście kiedy byliśmy mniejsi, nie zwracaliśmy na to uwagi. Często się tu straszyliśmy, ale i zwierzaliśmy z problemów. Byliśmy tak blisko... teraz to tylko wspomnienia. Nie chodziliśmy tu już od ładnych dziesięciu lat.
Brawo ja, zamiast się jakoś pocieszyć, potrafię tylko dobić.
Przedostałem się do pomieszczenia, w którym najmniej siedzieliśmy, gdyż prawie nic tam zawsze nie było widać, ze względu na kilka małych okienek, które dawały tyle co nic.
Usiadłem na starym materacu i przyciagnąłem kolana do siebie, oplatając je rękoma. Schowałem w nich głowę i zacząłem płakać. Nie zauważyłem, kiedy usnąłem.

Sam

Przebiegłem chyba cały park i nigdzie go nie było, więc wybrałem się do domu. Niestety tam też go nie było. Usiadłem na kanapie by odetchnąć i pomyśleć.
Cholerny Thoki, gdzie on może być?! 
Wiem, że go strasznie skrzywdziłem tym co powiedziałem, ale martwię się o niego i nie powinien tak uciekać tylko ze mną porozmawiać. Chociaż gdybym ja takie coś usłyszał, chyba też bym uciekł od wszystkich. No tak! Uciec od wszystkich... jest tylko jedno miejsce gdzie mógłby pójść Thoki, aby się odilozować od wszystkich. Ruszyłem czym prędzej sprawdzić czy na pewno tam jest.
Minęło pół godziny a ja już byłem na miejscu. Na moje nieszczęście budynek był dość sporych rozmiarów co przekładało się na to, że miał też wiele pomieszczeń, ale w którymś z nich musiał znajdować się Thoki. Po piętnastu minutach zobaczyłem jakąś zwiniętą kulkę, w najciemniejszym pokoju jaki mógł być. Tak, to był Thoki! Musiał zasnąć, nie mogłem patrzeć jak tak się trzęsie z zimna. Szybko go obiąłem, aby go trochę ogrzać, wtedy on się zbudził i odsunął ode mnie.

- Zostaw mnie - powiedział odwracając głowę w przeciwną stronę.

- Chyba sobie kpisz, jesteś cały przemarznięty nie zostawię cię tak - po tych słowach szybko przysunąłem się do niego aby go znowu objąć.

- Powiedziałem, zostaw mnie! Dość się dziś już nasłuchałem od ciebie. Nie musisz się nade mną litować, poradzę sobie! - wstał i udał się na drugi koniec pomieszczenia -Nie rozumiesz, że chce być teraz sam?! Myślałem, że choć trochę ci na mnie zależy! Ale to tylko były złudne nadzieje. Masz mnie już dość. Spoko rozumiem, że nie spędzamy już ze sobą tyle czasu co kiedyś, ale ej, jesteśmy dorośli, musimy pracować żeby siebie utrzymać. A ty nawet nie starasz się tego zrozumieć, a co gorsza tego zmienić!

Thoki chodził niespokojnie po pomieszczeniu wylewając z siebie kolejne łzy, jednak dalej zachowując odległość ode mnie.

- Rozumiem, że jesteś na mnie zły, ale nie możemy porozmawiać o tym w domu? Tu jest niebezpiecznie Thoki.

- Nie, to już nie jest nasz dom. Niby dlaczego mam z tobą mieszkać, jeżeli twoim zdaniem już nic nas nie łączy!

- Thoki uważaj! - w ostatnim momencie zauważyłem, że za Thokim znajduje się wielką dziura w podłodze. Szybko ruszyłem aby go popchanąć, by do niej nie wleciał. Niestety zamiast niego znalazłem się tam ja. Odepchnąłem chłopaka samemu się potykając. Zobaczyłem  twarz zdziwionego Thokiego, a potem już tylko ciemność.

Thoki

Nie do końca wiedziałem co się właśnie stało. Sam mnie popchnął a potem zobaczyłem jak wleciał do ciemnej dziury. Szybko się ogarnąłem i podleciałem do niej. Spojrzałem w dół i ujrzałem nieprzytomnego Sama.

- Sam! Sam, odezwij się! - dalej leżał nieruchomo.

Wstałem i jak najszybciej zbiegłem po schodach na niższe piętro, by zobaczyć co się stało. Zamurowało mnie. Sam leżał na kawałkach betonu. Miał rozwaloną głowę i połamaną rękę. Zadzwoniłem po karetkę trzymając jego rękę. Płakałem, nie potrafiłem się uspokoić. Trzęsłem się z przerażenia, nie wiedziałem co robić. Mogłem tylko czekać na pomoc.

YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz