Rozdział III: Początek zawsze jest trudny.

19 4 0
                                    

Usiadłam przy ognisku. Aki tuż obok mnie. Wszyscy byli szczęśliwi z mojej obecności.
-Plan jest prosty. Jednak z wykonaniem może być gorzej.

Zaczęłam, aby przerwać niezręczną ciszę. Wszyscy z zainteresowaniem patrzyli na mnie i uważnie słuchali.

-Potrzebujemy wtyki. Ktoś musi stać się zwierzyną, a potem łowcą. Najlepiej będzie jeżeli zaatakujemy z zewnątrz jak i od środka.
-Będą zmieniać ludzi godzinę przed wchodem słońca. Na moje oko o 5.00. Wtedy mamy szansę- Aki się naprawdę przygotował.
-Skąd ty to wiesz?
-Zero profesjonalismu. Zabrałem rozkazy jednemu z ochroniarzy. Nawet nie zauważył.
-Czyli mamy wtykę. To będzie wasze zadanie Aki i Tetsu.
-Tak jest!
-Dwie osoby muszą dostać się do łuczników. Najlepiej by było jakby zabić jednego i stać się nim, powoli pozbywając się reszty. Adachi i Izumi liczę na was.
-Jasne.
-Jak pozbędziemy się łuczników, ja zajmę się ludźmi przed budynkiem i wejdę do środka licząc na to, że będę miała czystą drogę. Zabiję dowódcę i koniec. Adachi liczę na osłonę, Aki na eskortę.
-Możesz na nas polegać.-Aki uśmiechnął się do mnie zalotnie.
-Dziękuję za wszystko. 4.20 wyruszamy. Spokojnie, obudzę was.
-O nie kochana. Ty idziesz spać.-Izumi spoważniała.
-Dokładnie. Ja biorę wartę.-Tetsuya spojrzał na mnie, potem na Izumi i uśmiechnął się.
-Dziękuję przyjaciele. Dobranoc.

Rzeczywiście byłam wykończona. Położyłam się w namiocie i od razu zasnęłam. Wstałam równo o 4.00. Obok mnie leżał połnagi Aki. Najwyraźniej postanowił ze mną spać.

Dziwne, Tetsu jeszcze nikogo nie budzi. Postanowiłam wpierw obudzić Aki'ego. Jest z niego straszny śpioch.
-Aki...wstawaj.-szturchałam go w ramię.
-C..co jeszcze 5 minut.

Gwałtownie zabrałam mu poduszkę spod głowy.
-Co do cholery?!
-Wstawaj śpiochu.-pocałowałam go w czoło po czym ubrałam się i wyszłam z namiotu.

Tego się spodziewałam. Strażnik nam zasnął. Co oni by beze mnie zrobili...
-Ej wartownik! Wstawaj, bo Cię okradną!-lekko kopałam śpiącego pod drzewem chłopaka.
-O nie! Przepraszam Katsumi-sama!
-Nie skomentuję. Idź obudzić resztę. Ja obadam teren.
-Tak jest!

Nasłuchiwałam czy nikt nas nie obserwuje. Rozglądałam się. Nic. To dobrze. Wróciłam do obozu.
-Macie 20 minut. Ruchy, ruchy.

Równo 4.20 wyruszyliśmy. Zostali tylko Tetsu i Aki. Czekali na transport.
Zgodnie z planem Adachi i Izumi poszli pozbyć się łuczników. Byli na pozycjach. Pozostaje tylko czekać.

Jest 5.00. Wjechali na posesję. Chłopaki siedzieli na wozie. Nikt nic nie podejrzewa. Łucznicy zaczęli padać, jeden po drugim. To było niesamowite, Izumi potrafi świetnie posługiwać się kunaiami i shurikenami. Ciche zabójstwa to specjalność naszej piątki. Widziałam tylko jak Izumi zakradła się do jednego z wrogów, po cichu podcieła mu gardło i położyła jego ciało na podłodze.

Teraz moja kolej. Wyciągnęłam katany z pochwy. Na placu było ich około 20. Nie dało się już zrobić tego po cichu.

Wbiłam się w nich w ułamku sekundy. Jednemu kataną przebiłam brzuch, wyciągnęłam sztylet i rzuciłam w następnego. Wyjęłam katanę. Wybiłam się i zaatakowałam dwóch od tyłu.

Kolejny padł od mojego prawego sierpowego. Następnego znokautowałam potężnym kopem w brzuch. Leżeli jeden po drugim.

Nagle któryś złapał mnie za kark i wbił sztylet w bok, uratował mnie Adachi. Idealnie wycelowaną strzałą w krtań.

Wszyscy padli po 2 minutach. Weszłam do środka. Aki właśnie sprzątnął sprzed mojego nosa jednego z ocalałych.
-Czysto. Szef siedzi na górze. Nic Ci nie jest? Nie wygląda to zbyt dobrze.
-Jestem dowódcą, nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś się na mnie rzucił. Idziemy dalej.

Wojownicy cieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz