1. Początek przygody

40 5 0
                                    

Szłam sobie zwyczajnie peronem King Cross, gdy nagle zobaczyłam tą barierkę. Poczułam motyle w brzuchu. Od zawsze chciałam tam przejść, niestety nigdy nie miałam okazji. Gdy wreszcie miałam mieć to za sobą, poczułam, że zaczynam się bać. A co jeśli nie spełni ona moich oczekiwań? Jeśli się zawiodę? Powiedziałam sobie, jesteś odważna! Przecież to tylko zwykła barierka. Zaczęłam biec i po chwili poczułam przyjemne mrowienie w całym ciele, takie same, gdy wychodzi mi żart! Wiedziałam, nie zawiodłam się!

Ale, ale. Ja się w ogóle nie przedstawiłam. Nazywam się Izabella Sunshine. Mam 11 lat i jestem ,,czysta" jak ja to mówię. To znaczy jestem czystej krwi, ale za bardzo nie przykładam wagi do tego. Co innego mój ojciec. On jakbym wyszła za mugola, to by mnie wydziedziczył i zabił! Dosłownie. Pochodzę z bardzo starego rody Sunshine, który jest tylko trochę gorszy od Black'ów. Kocham konie i wilki. Uwielbiam czytać książki, ale nie takie nudne historyczne tylko przygodowe w, których aż roi się od krwi... Taaa, wiem przerażające. Poza tum moją pasją jest robienie psikusów i dowcipów. Nie mogę się doczekać, aż spotkam tego zapyziałego Filcha. Już ja mu zrobię dowcip. Szczerzę nie obchodzi mnie do jakiego domu trafię. Wszędzie będzie dobrze.

Weszłam szybko do pociągu z moim kufrem oraz kotem - Czarnuchem - i zajęłam wolny przedział. Wyjełam powieść, która mnie ostatnio zainteresowała u mugoli. Był to ,,Sherlock Holmess". Zaczęłam łapczywie czytać lekturę z wypiekami na twarzy, gdy nagle przerwał mi jakiś nieśmiały głos.

- Jaką książkę czytasz? - zapytał mnie się w moim wieku chłopiec.

- ,,Sherlock Holmess", a co? - odpowiedziałam.

- Eee, myślałem, że to jeszcze coś czego nie czytałem, ale niestety się myliłem - odpowiedział - mogę się przysiąść, jeżeli nie masz nic przeciwko?

- Oczywiście - szybko odparłam, gdyż zaskoczyła mnie tak szczera odpowiedź - nazywam się Izabella Sunshine, ale wolałabym żebyś zwracał się do mnie po prostu Bella, dobrze?

- Ok, nie ma sprawy. Ja nazywam się Remus Lupin.

Następnie zaczęliśmy rozmowę na temat książek i Hogwartu. Wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy. Tak mijał nam czas, aż nagle do przedziału wpadło trzech zziajanych chłopców.

- Może przepraszam, chociaż - rzuciłam niemile na przywitanie. Przyjrzałam im się. Pierwsza osoba, która rzuciła mi się w oczy to dość wysoki szatyn wpatrujący się we mnie jak w złote jajo. Następna osoba był to równie wysoki chłopiec w takiej samej potarganej czarnej czuprynie, co jego kolega tyle, że w okularach. Ostatni był dość niski i okrąglutki.

- Eee chyba nie będzie potrzeba - odparł kolega okularnika po czym wyszczerzył mordę. Każdy kto mnie dobrze zna wie, że nic sobie nie robię z takich uśmiechów. W tej chwili miałam ochotę przywalić mu, w tą jego piękną "buźkę".

- Tak w ogóle, to ja mam na imię James, to jest Syriusz a to Peter - odpowiedział okularnik.

- Cudownie - mruknęłam - ja mam na imię Izabella a to jest Remus. Co więc was do  nas sprowadza?

- Robiliśmy żart siódmoklasiście i trzeba było zwiać - odparł pewny siebie Syriusz.

- No wreszcie, do rzeczy przeszliście. Może się nawet po lubimy - odpowiedziałam z małym uśmiechem na twarzy.

Po chwili siedzieliśmy wszyscy na podłodze i graliśmy w mugolską butelkę.

- Syriuuuuusz - powiedziałam kiedy wylosowałam go - pytanie czy wyzwanie.

- Wiadomo, że wyzwanie - odparł (jeszcze) pewny siebie Syriusz.

- A więc masz założyć to - po czym machnęłam różdżką i wyczarowałam skrzydła oraz koronę  (mój tata przykłada bardzo dużą wagę do czarów, dlatego od małego się uczyłam) - i przebiec krzycząc na cały głos KOCHAM MACGONAGALL.

- Robi się - odparł, po czym wybiegł na korytarz.

Po piętnastu minutach wrócił cały czerwony ze zmęczenia, my natomiast tak się śmialiśmy, że w Paryżu na pewno nas słyszeli. Następnie weszła jakaś ruda lala i już chciała coś powiedzieć, ale przewróciła się o leżącego na podłodze Jemsa. Ja wraz z pozostałymi ryknęliśmy jeszcze większym śmiechem. Podeszłam do niej ze łzami w oczach i pomogłam jej wstać.

- Eeee, sorry za mojego kolegę. Mam na imię Bella a, ty?

- Lilly - odparła jeszcze trochę obrażona dziewczyna - miałam wam przekazać, że zbliżamy się do Hogwartu.

Tymczasem James podniósł się z podłogi i gdy Lilly odwróciła się by wyjść, ten zatarasował jej drogę.

- Umówisz się ze mną ślicznotko? - zapytał się.

- No jasne, że nie - po czym zwinnie przepchnęła się i odeszła.

- No, no James, kogoś poniosło - powiedział Remus, ale za nim nasz chłoptaś, odpowiedział ja przerwałam im w pogawędce i kazałam się wynosić, by móc się przebrać.

Wreszcie dojechaliśmy do Hogwartu. Zamek robił niemałe wrażenie. Przepłynęliśmy łódkami i weszliśmy do zamku. Na schodach powitała nas pani profesor Mcgonagall. Paplała coś tam o naszych domach, ale ja wcale jej nie słuchałam tylko wymyślałam dla niej przezwisko. W końcu stwierdziłam, że Mcsztywna będzie idealne. Weszliśmy do Wielkiej Sali. Niebo było nieskazitelnie niebieskie, żadnej chmurki. Niesamowite wrażenie. Pani Sztywna zaczęła wyczytywać nasze nazwiska.

Bla, Bla, bla.

- Syriusz Black

Poszedł do stołka usiadł i ...

GRYFINDOR

Bla, Bla, Bla....

- Lilly Evans

Dam da ra da dam...

GRYFINDOR

Bla, bla, bla...

- Remus Lupin

Podszedł chwiejnym krokiem i ...

GRYFINDOR

Bla, bla, bla...

- Peter Pettigrew

GRYFINDOR

- James Potter

GRYFINDOR

Bla, Bla, bla...

- Isabella Sunshine

Nogi się pode mną ugięły, ale czując to jeszcze bardziej się wyprostowałam i podeszłam do stołka. Gdy tylko usłyszałam głos tiary kichnęłam.

Tak, bez dwóch zdań. Odważna, inteligentna, sprytna... Hmmm... No mam nadzieję, że się nie pomyliłam.... Eeee ja się nigdy nie mylę

GRYFINDOR

Szczęśliwa dołączyłam do paczki moich przyjaciół, uśmiechnięta od ucha do ucha...





Huncwoci - Początek przygodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz