______________
PEETA
_____________
Wyciągam dłonie przed siebie jako żałosna próba ratunku, a one wbijają się głęboko w ziemię, robiąc dziesięć podłużnych linii. Nagle poczułem głębokie ukłucie i otworzyłem oczy, orientując się, że przestałem spadać. Moje ręce zatrzymały się na wystającym korzeniu. Zastanawiałem się, czy zdołam się wspiąć i spojrzałem w górę. Pięć metrów. I wtedy zobaczyłem coś spadającego prosto na mnie. Najpierw miało czarną barwę i zasłoniło mi cały widok, a potem rozpoznałem rude włosy dziewczyny. Nie bacząc na to, że będzie mi ciężej wrócić, a ona jest z Kapitolu, którego nienawidzę, wziąłem jedną rękę obejmującą konar i wyciągnąłem ją przed siebie.
— Wystaw ręce! — krzyknąłem do niej, a echo powtórzyło mój głos kilka razy.
Pomyślałem, że brzmi rozpaczliwie. Głęboko wierzyłem, że się uda. Musiało się udać. Była z Kapitolu, nie mogła zginąć od tak. To nie była jej arena, to była moja arena. Skoro ja mogłem się uratować, ona też mogła. Była coraz bliżej, spadała pod innym kątem niż ja, nie złapałaby się, gdyby była tu sama. Miałem tylko jedną szansę. Wystawiłem rękę jeszcze dalej, na wypadek jakbym był zbyt daleko od niej. Konar, którego się trzymałem, zatrząsł się, a w mojej ręce spoczęła jej ręka.
— Mam Cię — zapewniłem, sam w to nie wierząc. Zdołałem nawet się uśmiechnąć, jakbyśmy co najmniej wyszli na powierzchnię.
Chwycona mojej ręki huśtała się tuż nad przepaścią, której końca nie widziałem. Tylko czarna otchłań. Znowu zerknąłem w górę zastanawiając się jak stąd wyjść. Ogarnąłem wzrokiem ścianę, przy której wisieliśmy. Czy tutaj mieli kamery? Wiedzieli, że żyjemy? Może myśleli, że wciąż spadamy? Ściana się zatrzęsła i wydawała się do mnie zbliżać. Płyty znowu zaczęły się poruszać, przestrzeń w której się znaleźliśmy była coraz mniejsza. Zmiażdżą nas.
— Okej, słuchaj, musisz się łapać tych pnączy i wspinać na górę. Będę Cię asekurował w razie czego. Musimy się wspinać, już teraz — powtarzałem spokojnie, choć znowu poczułem narastającą panikę.
Motywował mnie jednak fakt, że nadal żyjemy. Wyobraziłem sobie minę Snowa, gdy zobaczy, że wychodzimy z przepaści. Ludzie będą myśleli, że go oszukaliśmy. A on będzie musiał znaleźć lepszy sposób by nas zabić.
______________
SOPHIE
_____________
Zamykam oczy i zaczynam mamrotać pod nosem „przepraszam, przepraszam, przepraszam" wciąż czekając na dźwięk poduszkowca, który będzie oznaczał, że moja kara się skończyła. Zrozumiałam swoje błędy, okej? Mogę już wracać! Jak długo mają zamiar czekać? Na jak ryzykownej krawędzi muszę się znaleźć by wreszcie mnie stąd zabrali?
— Przepra ... — mamrotałam po raz kolejny gdy nagle straciłam grunt pod nogami. Z moich ust wyrwał się urwany krzyk a ja zatopiłam się w ciemnościach otchłani. W jeszcze większej panice niż poprzednio zaczęłam wymachiwać rękami, z polecenia Mellarka, ale nic to nie dawało. Miałam wrażenie jakbym znalazła się po środku niczego i nie było tutaj nic o co mogłam zahaczyć.
Znów zamknęłam oczy czekając bezwiednie na rozwój wydarzeń a właściwie na mój koniec, po raz drugi w zdecydowanie zbyt krótkim czasie, gdy nagle poczułam jak na mojej dłoni zaciska się dłoń chłopaka. Wypuściłam powietrze ustami, co było wyrazem wielkiej ulgi. Teraz dopiero udało mi się skupić wzrok na czymś konkretnym. W niewielkim snopie światła, który dochodził z góry, ujrzałam trybuta, który zawisł, drugą wolną dłonią trzymając się korzenia. Poczułam jak nasze splecione dłonie zaczynają się pocić i dotarło do mnie, że długo tak nie pociągniemy. Dodatkowo ziemia zaczęła się ponownie łączyć przez co znaleźliśmy się w śmiertelnej pułapce.
Tym razem jednak chłopak nie miał zamiaru się temu poddać. I choć nie widziałam dla siebie zbyt wielkiej szansy pokiwałam głową energicznie na znak, że zrozumiałam. Wyciągnęłam wolną dłoń i wymacałam coś czego chwilę później się złapałam. Cholernie bałam się puścić dłoń trybuta. Co jeśli się nie utrzymam? Co jeśli spadnę? Oh weź się ogarnij! Zupełnie nagle i właściwie dość niespodziewanie wysunęłam swoją dłoń z uścisku chłopaka i szybko przylgnęłam do ziemistej ściany utrzymując się na pnączach. CZY ONI WIEDZĄ CO JA MUSZĘ ROBIĆ? Czy naprawdę pozwolą mi spaść, jeśli się poślizgnę?! A co jeśli nie wyjdę na czas? To naprawdę przestawało być śmieszne.
W akompaniamencie zbliżających się do siebie ścian, stęknięć i, gdybyśmy mogli je usłyszeć, bijących w piersiach serc pięliśmy się w górę w pewnych momentach cholernie niezdarnie, w drugich, muszę przyznać, całkiem ... przyzwoicie. Dostałam po drodze kilka zawałów serca gdy czułam jak stopa tudzież dłoń mi się obślizguję ale ostatecznie potrafiłam ujść z życiem ... często z pomocą chłopaka. Do tego stopnia, że po jakimś czasie ze względu na jego stałą asekurację, znalazłam się wyżej niż on i im bliżej góry tym większa rosła we mnie nadzieja, że naprawdę może nam się udać.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło ale niemalże w ostatnim momencie udało nam się postawić stopy na trawie znajdującej się na śmiertelnej polanie. Nie marzyłam o niczym innym niż żeby jak najszybciej się stąd oddalić a potem przyswoję fakt, że się nam udało. I że wspięłam się po cholernych pnączach na górę ze świadomością, że mogę zostać zgnieciona. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który wyszedł z przepaści tuż za mną i gdy wydawało mi się, że ziemia zdążyła się już z powrotem ustawić w miejscu, w którym on stał, pojawiła się nagle ni stąd ni zowąd kolejna przepaść, która znów zabrała mu grunt spod nóg.— Peeta! — krzyknęłam i rzuciłam się na kolana w ostatniej chwili obiema rękoma łapiąc chłopaka. Poczułam niewyobrażalny ból w mięśniach rąk i zupełny brak powietrza w płucach. Ostatnimi siłami jakie pozostały w moim organizmie udało mi się pomóc mu ponownie weź na górę. Gdy tylko znów znalazł się na zewnątrz, tym razem leżąc, opadłam na trawę tuż obok niego wystawiając twarz do słońca. Oddech miałam tak gwałtowny, że musiałam wyglądać jak ludzka ryba wyciągnięta z wody. Gdy uspokoiłam oddech i znalazłam jakąkolwiek energię na odezwanie się, powiedziałam
— mam ... jeszcze jedno ... podejście ... i będziemy kwita. — udało mi się wydusić.
On uratował mi życie dwa razy. No trzy jeśli liczyć złapanie i pomoc we wspinaczce jako osobne wydarzenia. Dodatkowo, nie wiem właściwie czy nie zabicie liczy się jako uratowanie życia. A ponieważ nigdy nie sądziłam, że będę musiała w ogóle rozstrzygać takie kwestie, policzyłam to jako dwa.
Próbowałam uspokoić oddech, jednocześnie starając się nie filozofować szczególnie sytuacji, która właśnie się wydarzyła. Chłopak od chleba i dziewczyna z Kapitolu wydostali się ze śmiertelnej pułapki – jak?
Z jakiegoś powodu na moje usta wstąpił uśmiech ale zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Dostałam nauczkę! Większą niż się spodziewałam. Dlaczego więc nie słyszę poduszkowca? Dlaczego jeszcze mnie stąd nie zabrali? Jak długo jeszcze tutaj będę? Z drugiej strony oczywiście, brak jakichkolwiek dźwięków oprócz naszych oddechów był też w pewien sposób kojący. Żadnych trzęsień, nic. Wreszcie mieliśmy chwilę spokoju. Na jak długo? Nie miałam pojęcia. Na pewno nie pozwolą nam przez dłuższy czas być miałkimi postaciami tego programu, bo takie coś przecież nie zainteresuje widzów. Chociaż ja tam nie szczególnie się z tym zgodzę. Sądzę, że fakt współpracy w śmiertelnej pułapce trybuta z dystryktu dwunastego i Kapitolki był, pokusiłabym się nawet o powiedzenie, znacznie bardziej interesujący niż gdyby jedno zabiło drugie już na początku. Wyobrażałam sobie jak wielu ludzi oglądających transmisję na żywo w Kapitolu, klaskało teraz i oddychało z ulgą widząc, że udało nam się wydostać. Jak kilka kobiet uroniło łzę. Reakcji mojego Ojca nie miałam zamiaru i nie chciałam sobie wyobrażać.
Ale ... co ja tam mogę wiedzieć? Jestem tylko pionkiem w ich grze. To oni ustalają reguły, nie ja. I musiało to do mnie wreszcie raz na zawsze dotrzeć.
Przechyliłam głowę i wbiłam wzrok w chłopaka. To, że mnie nie zabił mogłam zrozumieć. Moja krew byłaby wtedy na jego rękach. Gdyby jednak pozwolił mi spaść, nie byłoby to, teoretycznie, jego winą. Dlaczego więc mnie złapał? Co więcej, postanowił pomóc mi dostać się na górę. Zmarszczyłam delikatnie brwi i ponownie wystawiłam twarz ku promieniom słonecznym.
Te reguły były cholernie niezrozumiałe.
CZYTASZ
❝PIONKI❞
Fanfiction❝Grają nami jak pionkami. Ograniczono wszystkie myśli i poprawiono rozsądek. Cicho chłopcze, nie mów ani słowa. Cicho dziewczyno, zatrzepocz tylko rzęsami. Idź na swoje miejsce. Graj w naszą małą grę a nikomu nic się nie stanie.❞