❇Rozdział 16❇"Zbrodnia i kara"

997 100 23
                                    

#Ava/Joy

Mijały kolejne dni. Spędzałam je w bazie na treningach wszystkiego co możliwe. Jednak jeszcze w żadnej konkretnej umiejętności nie wyspecjalizowalam się na tyle, aby spokojnie iść walczyć i nie martwić się o to, czy przeżyję. Najbardziej ćwiczyłam strzelectwo. Już od jakichś pięciu dni próbowałam strzelić w sam środek, ale jak na razie marnie mi to wychodziło.

Muszę przyznać, że Kay dużo mi pomagał i gdyby nie on, zwątpiłabym w siebie już po pierwszym treningu. On też dużo trenuje, przez co nasze rozmowy sprowadzają się jedynie do rad i poleceń podczas strzelania czy czegoś innego.

Odkąd spotkał się ze swoimi znajomymi z bazy, zachowywał się jednak trochę... inaczej. Stawał się spięty, gdy widział, jak rozmawiam z Dalią, a od Mathiasa wręcz mnie odciągał. Zupełnie jakby się czegoś obawiał. Może sam mi to wkrótce wytłumaczy.

Niewiedza związana z przypuszczonym atakiem wojsk Ognistych nie dawała spać spokojnie po nocach. Wszyscy podejrzewali, że w ciągu trzech, może czterech tygodni zdążą zebrać swoje wojska i wyruszą w stronę zamku w Caverton, przechodząc przez naszą bazę. Dlatego musieliśmy być gotowi właściwie w każdej chwili, aby nie zapuścili się dalej w głąb królestwa. Takie było już zadanie elfów z wojsk, które stacjonowały w bazach położonych przy granicach, nie dopuścić by przeszli dalej.

Erevan bardzo pilnował, by wszyscy byli wyszkoleni. Każdy powinien zadbać o swoje bezpieczeństwo podczas bitwy i nie zniósłby myśli, że wysłał na walkę kogoś niedoświadczonego, przez co ten elf by zginął.

Naprawdę nie chciałam walczyć. Mogłabym przenieść się z powrotem do domu właściwie w każdym momencie, zapomnieć o tym, co tu spotkałam, o tych wszystkich elfach, które oczekują ode mnie ostatecznego końca króla Redmontu i przywrócenia królestwa Białych Elfów do świetności. Ale nie wiem, czy aby na pewno potrafiłabym wymazać ze swojej pamięci Kaya... Może nie znamy się bardzo długo, ale pewnie by mi go brakowało.

*****

Któregoś dnia siedzieliśmy razem w stołówce i jedliśmy obiad. Dalia, ubrana dziś w ciemnozielony kombinezon ciasno przylegający do jej ciała i z rozpuszczonymi, długimi brązowymi włosami, narzekała właśnie na Mathiasa, który próbował wystrzelić do niej z łyżki mięsnym klopsem. Gdy ten jej nie posłuchał i wypuścił swój pocisk, elfka w ostatnim momencie uchyliła się na bok. Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy, gdy lecący klops trafił w dziewczynę, siedzącą przy następnym stole plecami do Dalii. Sos, którego trochę zostało na mięsnej kulce, rozbryzgał się jej na średniodługich, ciemnobrązowych włosach.

Elfka, natychmiast po dostaniu tym pociskiem, wstała ze swojego miejsca i podeszła do Mathiasa, niosąc talerz z makaronem. Jej oczy miotały w elfa piorunami i kiedy była już zaraz za nim, w mgnieniu oka obróciła talerz i cisnęła nim we włosy chłopaka, który nawet nie zdążył jej powiedzieć, że to stało się przez przypadek i że absolutnie nie chciał w nią trafić.

- I tak nie miałam ochoty na ten makaron. - powiedziała gniewnie, kiedy Mathias obrócił się w jej stronę mocno zaskoczony tym, co zrobiła, gdyż nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

Patrzyliśmy się na niego, jak nieco onieśmielony siedział z otwartą buzią i zastanawiał się co odpowiedzieć. Zerknęłam na Kaydeena, będącego naprzeciwko mnie, który nie krył się z uśmiechem. Przesunęłam wzrok na Dalię. Kręciła głową z politowaniem, trzymając się prawą ręką za czoło, ale zauważyłam również, że kąciki jej ust uniosły się lekko do góry.

- Ja... prze... przepraszam - wydukał w końcu Mathias. Dziewczyna już miała odchodzić od naszego stolika, gdy zatrzymał ją Erevan, który akurat pojawił się obok nas.

Całkiem inna historia o smokach i elfachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz