5. Wtrącenie losu

307 29 5
                                    


Są takie miejsca, do których chcemy wracać. Które przyciągają nas jak magnes. Czujemy się tam jak w domu, mimo że nim nie są. Trudno to sobie może wyobrazić, ale tak czasem bywa. Te miejsca są dla nas jakimś celem, przeznaczeniem… Zmierzamy do nich bardzo często. Chcemy tam wracać. Chcemy tam żyć. Ale nie zawsze się tak da. Czasem los szykuje coś innego, a czasem trzeba zwyczajnie poczekać. To tak jak z jedzeniem lodów – najlepsze zawsze zostawiamy na koniec żeby ich smak trwał jak najdłużej. Wydaje się proste? A jednak nie zawsze jest… Tak jak samo życie. Wydaje się być wiecznie piękne, ale tak naprawdę ma zakręty. Lecz najważniejsze jest, by mimo tych zakrętów nie zboczyć z trasy i daje dążyć wytrwało do celu, który jest coraz, coraz bliżej.

 

Deszcz lał jak z cebra. Weronika siedziała w autobusie zmierzającym do Wisły. Podróż dość długa, ale dla celu (według niej) jest warto.

Załatwiła sobie pracę w jednej z lodziarni, znajdujących się nieopodal skoczni. Pokój miała w komplecie z pracą, więc o nic nie musiała się martwić.

Przez całą noc kiedy jechali padało. Ziemia była bardzo namoknięta. Drogi bardzo śliskie. I niebezpieczne.

-Co czytasz? – zagadnęła ją dziewczyna, z którą siedziała.

-Typowe dla mnie. ,,Zanim się pojawiłeś”.

-Obiło mi się o uszy. Kasia – wyciągnęła rękę w kierunku Weroniki.

-Weronika. Miło mi.

-Więc też jedziesz do Wisły?

-Tak. Dość długa podróż, ale warto. A ty, gdzie zmierzasz? Do domu, rodziny?

-Właściwie to hm…do chłopaka. Prawie. Może nie do końca.. Nieważne – zaczęła się plątać.

-Dziwna dziewucha. Obym nie miała doczynienia z jakąś napaloną laska. Ale w sumie.. To chyba jeszcze nie pora na taki wysyp. LGP za miesiąc…- rozmyślania przerwał jej telefon. Blondas (znaczy Andi. To tak dla niepoznaki).

-Cześć. I jak tam. Dużo jeszcze drogi przed wami?

-Hej. Właściwie, to już dojeżdżamy. Właśnie widzę znak: Wisła 5km. Już blisko.

-To dobrze. Cieszę się, że wreszcie się zobaczymy. Muszę już kończyć. Pa – rozłączył się Andreas.

-Tyle dobrego, że świat w całości nie jest pełen idiotów jego pokroju – pomyślała dziewczyna. – Chociaż jeśli wszyscy byliby tacy przystojni… Byłabym skłonna to przemilczeć – rozmyślania przerwał jej dziwny odgłos. Jakby huk. Niebyła pewna.

Pisk opon, które poruszały się jak na ślizgawce. Kierowca jednak próbował hamować. Nagłe uderzenie. Bolesne. Ból. Strach. Niepewność.

-Co się dzieje? Pomocy! – krzyczał ktoś z tyłu autobusu. Jego głos umilkł.

Autobus pełen marzycieli, optymistów i realistów. Pesymistów i tych, którzy cieszyli się życiem jak umieli. Wypadek. Niebezpieczny zakręt. Zbyt duża prędkość. Ból. Przeszywający ból. Fizyczny, ale bardziej psychiczny.

-Ratunku! – krzyczała słabym głosem jakaś dziewczyna.

To był głoś Weroniki…

Jak piękny dzień, może nie tyle słoneczny, ale jednak piękny mógł zamienić się w nieszczęście. Wystarczyła jezdnia, po której strużkami płynęła woda. Bardziej przypominała rwący strumyk.

Oddział był pełny ludzi. Poszkodowanych i tych szukających swojej rodziny, znajomych, przyjaciół. Od wypadku minęły już 24h. Nic gorszego stać się już nie mogła. Stan zdrowia pacjentów się stabilizował. Niekiedy nawet poprawiał. Decydująca doba minęła. Najgorsze mieli za sobą.

Jedni leżeli ze złamaną ręką czy nogą, lekkim wstrząśnieniem mózgu. Drudzy w znacznie gorszym stanie. Z połamanymi żebrami, zbolałymi minami, krwotokami, krwiakami.

Weronika na szczęście znalazła się w tej pierwszej grupie. Kaśka też. Leżały na sąsiednich łóżkach.

-Jak się czujesz? – zapytał Andreas, który chwilę temu przyjechał do szpitala.

-Wiesz, bywało lepiej, ale nie jest źle. Trochę się potłukłam, złamałam rękę. Martwi mnie tylko to, że nie będę mogła pracować. A skoro nie będę pracować, nie będę miała gdzie mieszkać – Weronika posmutniała.

-Nie przejmuj się tym teraz. Najważniejsze jest, że żyjesz. Że jesteś w dobrym stanie – uśmiechnął się skoczek po swojemu.

-Uwielbiam ten twój uśmiech. Brakowało mi go. Ten rok, był paskudny. Tęskniłam.

-Cóż za komplementy. Uważaj, bo się zarumienię. Odpoczywaj tu. Odwiedzę cię jeszcze wieczorem. Jutro mają cię wypisać.

-Do zobaczenia – rzuciła ze złością Weronika.

-Ten baran nawet nie nawiązał do tego, że tęskniłam. Kurde to prawie jak na ,,kocham cię” odpowiedzieć ,,dziękuję”. Cham i tyle – myślała Weronika.

-Hej, nie smuć się, niedługo wracam. Pa – Dodał głośno, czym obudził ,,współlokatorkę” dziewczyny.

-Andreas? To naprawdę ty? – zapytała zdziwiona.

-Chyba mnie pani z kimś pomyliła. Muszę już lecieć – odpowiedział, pospiesznie wychodząc.

-Cholera, o co tu chodzi? – jeszcze bardziej zdenerwowała się Weronika.

-Nic takiego. Chyba faktycznie go z kimś pomyliłam – odpowiedziała Kaśka i zamknęła oczy, sugerując, że nie ma już ochoty na dalszą rozmowę.

Po paru minutach, obie dały się ponieść w krainę Morfeusza.

-Szkoda, że śpi. Nie będę jej budzić – powiedział brunet, zostawił na szafce mały bukiecik z bilecikiem i ruszył do wyjścia.

***
Hej! :)
Pojawiam się dziś z piątką :)
Mamy za soba bardzo udane konkursy. Jestem dumna z Andiego. Regularne miejsca na podium to naprawdę super sprawa ;) Cieszę się jego szczęściem, tym bardziej że za chwilę MŚ.

Mam do Was też mała prośbę-jeśli tu jesteście i czytacie,napiszcie choć jedno zdanie w komentarzu. Proszę. To dla mnie bardzo ważne. Myślę, że taka umowa między nami jest sprawiedliwa. Po prostu chcę wiedzieć, czy moja działalność tutaj, ma sens.
Czekam na wasze oceny. Napiszcie, co sie podoba, a co nie. Dajcie mi powód żeby zostać, albo zrezygnować.
Liczę na Was.
Pozdrawiam mocno i ściskam :*

Obrane cele // AWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz