-... i pierwszą rzeczą jaka przyszła mi do głowy było sectumsempra z książki księcia- powiedział Harry, siadając na kanapie w pokoju wspólnym i pozwalając głowie opaść na ręce.- Więc go użyłem.
Ron pochylił się z zainteresowaniem, chociaż Hermiona, wnioskując po tonie Harry'ego i jego szatach, pokrytych krwią, mogła powiedzieć, że cokolwiek się stało, było naprawdę złe i że został srogo ukarany.
-I co się stało?- Ron zapytał, w chwili, gdy Hermiona zapytała:
-Użyłeś zaklęcia z książki księcia? I nie wiedziałeś nawet co ono robi?
-To... To było złe. Pociąłem go. Wszędzie była krew...
Ron milczał, ale Hermiona poczuła niemal nadzieję.Jeśli Harry zranił Draco... Wystarczająco żeby go powstrzymać...
-Z Draco wszystko w porządku?- zapytała cicho.
-Co? Tak, Malfoy jest w porządku. Snape wtargnął...
-Więc Snape był niedaleko?- powiedział Ron.- Co Malfoy robił w tej łazience? Myślisz, że to była część ich planu?
-Nie wiem- odparł Harry.- Kiedy tam wszedłem, Malfoy wydawał się być naprawdę przybity... Jakby miał... Jakby miał płakać.
Płakać? Zapamiętała to, żeby później przemyśleć.
-Biedny, durny Malfoy- zaczął Ron.
-Oczywiście, że Profesor Snape był blisko- przerwała mu Hermiona.- Jego gabinet jest w tym samym korytarzu co łazienka. Co zrobił?
-Dał mi szlaban na każdą sobotę do końca semestru- powiedział Harry niechętnie, a Ron westchnął.
-Nie, Harry- powiedziała Hermiona, tonem, który miał przekazać, że uważa, że kara była łagodna.- Co zrobił z Draco?
-Och. Cóż, podbiegł i użył różdżki żeby zaleczyć rany... i śpiewał coś w rodzaju inkantacji.
-Śpiewał?- rzucił Ron z niedowierzaniem.
-Tak, śpiewał- warknęła Hermiona.- Większość antyuroków do leczenia ran jest śpiewana. Uczyliśmy się tego w zeszłym semestrze na obronie, ale jak sądzę nie zwróciliście na to uwagi. Zapewne nie czujesz potrzeby żeby się uczyć czegoś nowego, teraz, kiedy masz tą cholerną książkę księcia.
-Hermiono, nie sądzisz, że mogłabyś dać spokój tej książce?
-Zamierzasz bronić tej książki kiedy Harry prawie zabił...
-Słuchaj, nie miałem takiego zamiaru, jasne? Wiesz, że nie użyłbym takiego zaklęcia nawet na Malfoyu, ale nie możesz winić księcia; nie napisał 'wypróbuj to, jest naprawdę dobre'... Po prostu robił notatki dla siebie, nie dla kogoś innego...
Hermiona ustąpiła.
-Wiem, że nie zrobiłbyś tego Harry, ale to jest poważne. Mogłeś zostać wyrzucony! Mogłeś zabić Malfoya! Masz szczęście, że profesor Snape tam był.
-Wiem- odpowiedział.- Ale Malfoy żyje. Snape pozbierał go... zaleczył rany, wiesz i zabrał go do skrzydła szpitalnego. Powiedział, że jeśli weźmie dyptam, prawdopodobnie nie zostanie nawet...
Nagle w głowie Hermiony dopasowały się kawałki układanki. Na obronie, tego dnia kiedy przeklął Harry'ego... Levicorpus... Książka do eliksirów... 'Mój ojciec był mugolem'... antyurok na Sectumsemprę... Snape był Księciem Półkrwi.
-... w każdym razie, teraz jest schowana. Ale wrócę po nią jak tylko to będzie bezpieczne.
Hermiona wyrwała się z rozmyślania.
-Co jest schowane?
Ron popatrzył na nią jakby właśnie zaproponowała, że spróbuje swoich sił w drużynie Quidditcha.
-Książka Księcia- powiedział powoli, jakby miała problemy ze słuchem.
-Czekaj... Wróć. Zamyśliłam się i najwyraźniej coś mi umknęło. Dlaczego schowałeś książkę?
-Bo Snape o nią pytał! Widział ją w moim umyśle... wiedział, że tam znalazłem zaklęcie!
-Profesor Snape użył na tobie legilimencji?- powiedziała. Prywatnie wątpiła w to, żeby tego potrzebował. Ta informacja tylko potwierdzała jej podejrzenia. Wiedziała skąd to pochodziło, bo sam je tam zapisał.
-Tak! A wiesz, że jestem beznadziejny w oklumencji. Natychmiast znalazł książkę w moim umyśle.
Albo wyczytał to z twojej twarzy winowajcy, pomyślała.
-Gdzie ją schowałeś?
-W Pokoju Życzeń. Powinnaś to zobaczyć... To było genialne, naprawdę. Masa rzeczy schowanych... książki, meble, eliksiry, martwe zwierzęta i takie różne... Musiałem zaznaczyć gdzie zostawiłem książkę, albo nigdy by, jej nie znalazł. Włożyłem perukę i tiarę na stary posąg...
Ron zaczął się śmiać z opisu Harry'ego, ale Hermiona znowu odpłynęła myślami. Książka Snape'a. To była książka Snape'a. Zawsze gardziła tą rzeczą, ale teraz była zirytowana. Mogła sie od niego tyle nauczyć. Pomysł prawdziwej nauki warzenia od Snape'a... nie od groteskowego nietoperza, który nauczał w lochach, ale od Snape'a... był odurzający. I coś, co powiedział Harry, uderzyło ją... Z tego co wiemy, robił notatki tego, co zostało użyte przeciwko niemu! Co, jeśli były jakieś przebłyski, pomiędzy liniami stron, młodego mężczyzny którym był?
Tam, również, mogła znaleźć coś czego potrzebowali, coś żeby przygotować ich na szukanie horkruksów. Harry w końcu zdobył wspomnienie Slughorna, zaraz po tym jak Ron wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Wziął łyk Felix Felicis i jakoś... Wszystko sprowadza się do tej książki przerwała sobie.Wszystko, absolutnie wszystko, sprowadza się do Snape'a. Bez książki Harry nigdy nie wygrałby Felixa... Slughorn przyznał, że rozmawiał z młodym Tomem Riddle o okropnym pomyśle. Hermiona wzdrygnęła się. Żeby podzielić duszę... Nawet myślenie o tym powodowało obrzydzenie. A jednak Dumbledore sądził, że Voldemort zrobił to sześć razy.
Siedem części duszy... To było prawie tak nieprawdopodobne jak pomysł, że ich trójka opuści szkołę żeby wytropić i zniszczyć przeklęte rzeczy. Harry najwyraźniej jeszcze nie dotarł do tego, że będą musieli uciec, ale nie miał lekcji ze Snapem, które naprowadziłyby go na trop. Hermiona uświadomiła sobie, że lepiej będzie jeśli zacznie planować za całą trójkę. Było tyle do zrobienia przed końcem roku szkolnego...
***
Hermiona siedziała na łóżku, osłonięta zasłonkami, rozkładając wokół siebie listy. Po pierwsze, rzeczy, których będą potrzebować: jej książki, oczywiście, i ubrania dla całej trójki. Lekarstwa. Składniki eliksirów. Jej rozszerzona torebka. Coś w czym będą mieszkać... pewnie namiot? Zastanawiała się, co się stało z tym, w którym mieszkali podczas mistrzostw świata w quidditchu i zapisała sobie, żeby dyskretnie popytać o niego w Norze, zakładając, że trafią do Nory przed odejściem. Garnki... Może uda jej się zwinąć jakieś od rodziców? Ewentualnie, jeśli to się nie uda, kuchenne...
Druga lista zawierała rzeczy, których musiała się dowiedzieć. Czym dokładnie są horkruksy? Jak je stworzyć? Wspomnienie Slughorna sugerowało zaklęcie. I jak je zniszczyć? Lista Horkruksów, którą stworzył Dumbledore zawierała: pamiętnik, pierścień, czarę Hufflepuff, medalion Slytherina, węża- Nagini i coś należącego do Gryffindora lub Ravenclaw. Pierścień i pamiętnik zostały zniszczone, ale wciąż pozostawało wiele do odnalezienia. Więc powinna sprawdzić jakie pamiątki, jeśli w ogóle, słynni założyciele pozostawili po sobie.
Po trzecie, ich rodziny. Rodzina Harry'ego, chociaż niechętnie ich tak nazywała, będzie potrzebowała ochrony, ale sądziła, że będzie można poprosić Zakon o przeniesienie mugolskiej rodziny do czegoś w rodzaju bezpiecznego domu. Dla Dumbledore'a spokój Harry'ego, nawet jeśli chodziło o Dursleyów, był zawsze priorytetem. Ale co z jej rodziną? Było jasne, że nie mogli rozmawiać z nikim o tym co robią. Jeśli Dumbledore nie powiedział nawet Zakonowi, że Snape nie zdradzał ich, ze strachu, że ktoś może zostać złapany i torturowany, wydawało się logiczne, że nikt nie może wiedzieć gdzie oni są lub co robią. Czy pomyślał o ochronieniu jej rodziców, pary mugoli, których nikt nigdy nie spotkał? Będzie musiała się zająć tym sama, tak na wszelki wypadek... zanotowała na pergaminie, żeby skonsultować to ze Snapem. No i oczywiście Weasleyowie, którzy już byli zagrożeni...wielu z nich należało do Zakonu... byli świetnym celem. Nie mogła znieść myśli, że będą narażeni na kolejne niebezpieczeństwa. Trzeba będzie zrobić coś także dla nich.
Siedząc tam, w otoczeniu książek i pergaminu, Hermiona po raz pierwszy była naprawdę sparaliżowana strachem. Och, bez wątpienia wiele razy wcześniej się bała. Z każdym rokiem, kiedy Voldemort stawał się potężniejszy a Dumbledore ujawniał coraz więcej z przeznaczenia Harry'ego, jej strach rósł. Ale zawsze mogła działać... rzucić zaklęcie, uwarzyć eliksir, założyć klub... Zawsze było coś... Cóż, coś namacalnego i... czy śmiała w ogóle tak myśleć?... odpowiedniego do wieku, do zrobienia. Nie było nic właściwego w poślubieniu profesora, w wysłaniu trójki nastolatków, żeby spróbowali pokonać szaleńca. Jej serce zabiło szybciej. Szaleńca, który był cholernie blisko nieśmiertelności. A czym ona dysponowała? Zaklęciami maskującymi i czarodziejską torebką? Poważnie, to nie mogło być realne.
Złożyła listy na kupkę i schowała pod łóżkiem. Nie mogła znieść patrzenia na nie, widzenia nagiej prawdy o nich, leżącej przed nią, ani chwili dłużej. Zaczynała czuć się oszołomiona paniką. Chciała użyć pierścienia, sprowadzić Snape'a, żeby ją uspokoił, co było niedorzeczne. Nie mogła ryzykować robienia czegoś takiego, a sama myśl była zagrożeniem dla mężczyzny, który każdego dnia ryzykował swoje życie. Kim była, żeby żądać komfortu, bo nagle odkryła, że to nie jest gra? A jednak chciała go, chociaż nie miało to sensu, czuła, że samo patrzenie na niego przez pokój mogło uspokoić jej bijące gwałtownie serce. To było uczucie, które w niej wzrastało, poczucie, że potrzebowała na niego popatrzeć.
Położyła się i zamknęła oczy. Musi zasnąć. Musi. Jeśli zaśnie, będzie ranek, a ranek oznaczał śniadanie w wielkiej sali, co oznaczało spotkanie Snape'a. Ale zamykając oczy widziała twarz matki, jej kochanej mamy, która nie protestowała, kiedy profesor Sprout pojawiła się przed ich drzwiami sześć lat temu, żeby wyjaśnić, że jej córka jest czarownicą. Jej matki, która przekonała jej ojca, żeby pozwolił jej pojechać do Hogwartu, która nigdy nie narzekała, że to wszystko jest ciężkie do ukrycia, nigdy nie sugerowała, żeby znalazła sobie mniej publicznie znanych przyjaciół; jej matka, która witała ją w domu z dumą, każdego lata, chociaż nie mogła zrozumieć osiągnięć córki. Chociaż próbowała je odepchnąć, w jej umyśle pojawiły się obrazy zamaskowanych przeciwników, klątw, krzyku jej matki i zmasakrowanego ciała ojca. Schowała twarz w dłoniach, jakby to mogło powstrzymać natłok myśli. Nawet nie wiedziałaby kiedy to się stało. Byłaby daleko, odcięta od świata, nie mogąc pomóc, ani nawet wysłać pomocy. Nie mogła zmusić się do płaczu, żeby rozładować napięcie; czuła, że wszystko było przegrane. Na pewno poniosą porażkę- jakim cudem mieliby wygrać? Zostaną zabici, wszyscy, Harry, Ron, jej rodzice, Snape, ona... Zostaną złapani, torturowani, głodzeni, złamani. Wszystkie sekrety zostanę odkryte...
Usiadła i ponownie wyciągnęła notatki. Nie będzie spała tej nocy, to było jasne, a jeśli nie mogła spać, mogła pracować. Praca odepchnie strach. Ale pergamin leżał przed nią, a jej myśli podążyły do książki Snape'a. Założyłem perukę i tiarę na stary posąg ? Głos Harry'ego rozbrzmiał w jej myślach. Zbeształa się- Snape ostrzegał ją przed węszeniem w zamku gdy rzuci na siebie zaklęcie kameleona, jednak zrobiła to. Zachowujesz się idiotycznie, pomyślała, wstając z łóżka i zakładając buty. Nie jesteś lepsza od chłopców, węsząc dookoła i łamiąc zasady. I po co? Otworzyła drzwi dormitorium, ledwie oddychając gdy prześlizgiwała się przez nie. Każdy stopień schodów, które pokonywała, wzmagał jej poczucie, że powinna zawrócić. Zachowujesz się jak dziecko. Snape byłby wściekły gdyby wiedział. To robisz z jego zaufaniem? Na pewno cię złapią. Wyrzucą najprawdopodobniej nalegał jej umysł, kiedy przechodziła przez dziurę za portretem.
-Kto tu jest?- zawołała gruba dama, a Hermiona pobiegła.
Ledwie dotykała podłogi stopami, nie chcąc być głośno. Z opóźnieniem rzuciła na siebie Muffliato. Co jest z tobą nie tak? Teraz nie potrafisz się nawet porządnie ukryć? Użyj mózgu! Wbiegła po schodach, pozwalając myślom się karcić, bo to przynajmniej trzymało z dala panikę i myśli o torturowaniu rodziców. Kiedy dotarła do gobelinu z Barnabaszem Bzikiem, zaczęła chodzić przy ścianie myśląc. Muszę znaleźć książkę profesora Snape'a. Nic się nie stało. Pomyślała o Harrym, próbującym wejść do pokoju którego używał Draco. Nie mógł tam wejść, bo nie wiedział czym był pokój, pomyślała gwałtownie.Muszę wejść tam, gdzie są schowane rzeczy.Odwróciła się i ponownie pomyślała Muszę wejść tam, gdzie są schowane rzeczy. Jeszcze raz. Muszę wejść tam, gdzie są schowane rzeczy. Drzwi pojawiły się, a ona szybko weszła do środka.
Chociaż Harry powiedział jej co znalazł w pokoju, była całkowicie nieprzygotowana na ilość rzeczy. Meble w różnym stopniu zużycia piętrzyły się niemal do sufitu. Częściowo stopione kociołki oblepione zastygłymi eliksirami pokrywały wszystkie powierzchnie; stosy pustych butelek; wyschnięte ciała zwierząt... Hermiona zastanawiała się jak, nawet z opisem Harry'ego, mogła odnaleźć książkę wśród tych śmieci. Zniszczone posągi; pocięte obrazy z mieszkańcami kulącymi się żałośnie w nienaruszonych rogach; połamane różdżki; zniszczona biżuteria... Przeszukanie tego zajęłoby lata. Rozejrzała się, mając nadzieję, że zobaczy posąg z peruką i...
Po jej lewej wydawała się być ścieżka, świeżo stworzona między śmieciami. Stosy książek i starych mioteł zostały przesunięte na bok, a warstwa kurzu chyba była cieńsza. Uważnie przyjrzała się zgromadzonym rzeczom, ale jedyne co widziała na końcu ścieżki to stara szafa, która wyglądała jakby została upuszczona z dużej wysokości. Żadnej figury dziwnie ubranego czarodzieja. Wróciła, zawiedziona, na środek pokoju, żeby kontynuować szukanie. Ciężko było powiedzieć, które rzeczy zostały przeniesione bo wszystko w pomieszczeniu wyglądało na zachwiane bądź, w jakiś sposób, zakłócone. Ale w końcu, kiedy miała już zrezygnować, zobaczyła posąg którego szukała. Wspięła się po ławce pokrytej magicznym graffiti- dziesiątki czarodziejskich przekleństw przesuwały się nieustannie po jej powierzchni, świecąc i zmieniając kolory- i sięgnęła do popiersia. Na jego podstawie leżała zużyta kopia Eliksirów dla Zaawansowanych.
Hermiona przejechała dłonią po okładce, niemal oczekując jakichś pozostałości istoty Snape'a, ale to była tylko książka. Otworzyła ją i przyjrzała się słowom napisanym pismem, które później ukształtowało się w kanciaste litery które kojarzyła z jej profesorem. Własność Księcia Półkrwi. Chciała wziąć książkę ze sobą do dormitorium, ale to nie był dobry pomysł. Harry na pewno wróci po nią i jakby wytłumaczyła jej brak? Odsunęła więc na bok zapleśniałe szaty i powyginane podręczniki i usiadła na podłodze. Oparła się o połamany stół i otworzyła książkę.
Przewracała strony powoli, zatrzymując się i przyglądając każdej modyfikacji i notatce na marginesie. Był utalentowany od dziecka, uświadomiła sobie czytając. Niektóre notatki, przy podstawowych eliksirach były zrobione ręką dziecka; jedna taka, obok eliksiru leczącego czyraki mówiła ?Podrzeć korzenie stokrotek przed siekaniem. Wydają się dawać więcej soku." Kiedy dorastał tworzył bardziej skrótowe komentarze. Obok eliksiru Wielosokowego napisał "dwa obroty c-clkw do clkw impr jasność". Fascynujące. Gdyby tylko miała jego porady przy pierwszym warzeniu tego eliksiru!
Zapomniała o horkruksach, planach i strategiach, czytając, spijając jego kompetencje aż dotarła do strony zawierającej Sectumsemprę. "Nwrbl. Na wrogów." Było napisane jego małą czcionką. Nic więcej. Na wrogów, kimkolwiek oni byli. Pomyślała o lekcji oklumencji Harry'ego. Na Syriusza? Na tatę Harry'ego? Czy użył tego zaklęcia przeciwko nim? Czy, na Boga, wymyślił je? Hermiona rzadko pozwalała sobie myśleć o tym, że Snape dołączył do śmierciożerców z własnej woli. Jednak, tutaj był dowód na mężczyznę, który mógł ranić czymś więcej niż językiem. Tej nocy... zaczerwieniła się na samą myśl... tej nocy kiedy dotknęła jego znaku, myślała tylko żeby zobaczyć jego koniec, żeby przejrzeć przez to i zobaczyć mężczyznę, którego znała pod tymi okropnymi, pięknymi szatami. Kim był tej nocy kiedy przyjął znak? Przesunęła dłonią po jego piśmie i zamknęła oczy, wyobrażając sobie chłopca którym stał się używając zaklęcia Dissimulo Juvenis. Ale kiedy patrzyła na twarz w swojej pamięci, widziała oczy Snape'a, patrzące na nią, te same, które wpatrywały się w nią, gdy błagał żeby powiedziała jego imię.
Nagle jej myśli przerwał zgrzytliwy dźwięk, który spowodował, że jej serce na chwilę się zatrzymało. Drzwi zostały otwarte,
Bezgłośnie ześliznęła się tak, żeby położyć się płasko na zimnej, kamiennej podłodze. Wciąż miała na sobie zaklęcie kameleona, ale uniosła niewidzialną rękę przed twarz, żeby upewnić się że jest ukryta. Pozostawała całkowicie nieruchomo, ledwie oddychając, czekając żeby zobaczyć kto wszedł do pokoju.
-...nie jest odpowiedzią na pytanie, czego szukasz w pokoju życzeń o drugiej nad ranem.
Zanim zdążyła rozpoznać znajome warczenie profesora Snape'a, jej nerwy zaczęły drżeć ze świadomości jego obecności. Kto był z nim? Czy on już wiedział, że ona tu jest?
Odpowiedź nadeszła razem z nadąsanym głosem, który natychmiast rozpoznała.
-Mógłbym zapytać o to samo pana, profesorze. Mam tutaj sprawę do załatwienia. To wszystko co musi pan wiedzieć. Pozwól mi na to.
-Draco, z pewnością zdajesz sobie sprawę, że Czarny Pan powiedział mi o twojej szafie?
-Dlaczego miałby...
-Bo wie, że jesteś najwyraźniej niezdolny do współdziałania. Potrzebujesz mojej pomocy.
-Nie potrzebuję! Już to załatwiłem... Mam kontakt...
-Madame Rosmerta jak sądzę?
W głosie Draco wyraźnie można było wyczuć frustrację.
-Tak! Więc nie potrzebuję pańskiej...
-A jeśli zamiast tego wybierze Świński Łeb?
-On nigdy... ohydne miejsce, nikt nie chce być tam widziany...
-Więc nie jesteś świadomy, że jego brat, Aberforth jest tam barmanem?
-Ja...- Draco zabrzmiał niepewnie. Hermiona wstała tak cicho jak mogła. Chciała zobaczyć czarodziejów, którzy kłócili się cicho, żeby móc odczytać ich twarze.
-Pomijając inne możliwości opuszczenia szkoły, bez odwiedzania pubu.
-Ale sam pan powiedział, że zawsze tak robi! Czarny Pan powiedział...
Snape stukał różdżką w dłoń.
-Czarny Pan, chce żebyś zawiódł, Draco. Chce ukarać twojego ojca za jego... niepowodzenie. Powiedział mi o twoim planie, bo zamierza...
Hermiona nie usłyszała reszty zdania Snape'a, bo jej pierścień zaczął wściekle płonąć. Zdjęła go. WYNOŚ SIĘ przeczytała. Więc wiedział. Ale jak mogła wyjść? Jeśli otworzy drzwi, Draco zorientuje się że ktoś tu jest.
Przez chwilę prawie podjęła decyzję, że po prostu przebiegnie obok. Draco Malfoy nigdy nie miał szans przeciwko niej. Ale wtedy popatrzyła na jego twarz i poczuła strach zamrażający jej krew w żyłach. Znała Draco Malfoya od kiedy miał jedenaście lat, ale nigdy nie widziała takiego spojrzenia w jego oczach. To było spojrzenie, którego szukała we wspomnieniu młodej twarzy Snape'a, bezwzględnego i desperackiego spojrzenia śmierciożercy. Dla Draco to nie był taniec; nie była to gra; żaden zawiły, dwulicowy plan. Ona i Snape spiskowali; Draco zamierzał zabić. Mogła zobaczyć to w jego oczach, kiedy tam stała i nagle nie mogła zmusić się do ruchu. Gdyby odkrył że tam jest, zabiłby ją; albo spróbowałby, a Snape musiałby zatrzymać go i jego kamuflaż by runął. Wpakowała ich życia w niebezpieczeństwo. Dlaczego szukanie tej książki wydawało się takie ważne?
Przesunęła się cicho bliżej nich. Na ułamek sekundy, w którym jej serce zatrzymało się, Draco zdawał się odwrócić i popatrzeć dokładnie na nią. Gwałtownie popatrzyła na Snape'a i pomyślała, że widzi strach w jego oczach, ale wtedy ponownie pociemniały z wściekłości. Podeszła cicho do ławki po której się wspinała. Nie miała szansy na wyjście bez przejścia przez nią. Wiedziała, że lepiej będzie, jeśli zrobi to, zanim stanie się zbyt przerażona żeby działać, więc wzięła głęboki, ale cichy oddech, złapała w jedną rękę szaty i stanęła na ławce. Głos Snape'a stał się głośniejszy, kiedy przechodziła na drugą stronę.
-...wysiłki, dotąd niezbyt zainspirowały moją wiarą w twoje możliwości! Naszyjnik, miód... kłótnia z Potterem dzisiaj... Mogłeś dać się zabić!
-Nie obchodzi mnie co myślisz! Czarny Pan wierzy w moje możliwości! Powierzył to mi, a kiedy zabiję...
-Wystarczy!- zagrzmiał Snape idąc w stronę drzwi, gdzie stała, drżąca, niepewna jak wymknąć się bez zwrócenia na siebie uwagi. Pchnął drzwi.- Niech to będzie w twojej głowie, Draco. Wiesz, jakie konsekwencje ma porażka.
Hermiona przebiegła przez drzwi i schowała się za zbroją. Jej serce waliło nierówno; nie mogła wziąć pełnego oddechu. Snape zatrzasnął drzwi za sobą i wyrwał ją zza zbroi jednym płynnym ruchem.
-Głupie dziecko- syknął, a w jego głosie nie było śladu uczuć po za złością.- Naprawdę, dałem ci zbyt dużo zaufania. Jak twoi aroganccy, bezczelni towarzysze... Nie potrafisz trzymać się z daleka od spraw innych ludzi. Powiedziałem ci, żebyś zostawiła mi Draco.
-Ale, profesorze, nie miałam pojęcia że Draco tam będzie... Nie chciałam...
-Nie? Po prostu wyszłaś na spacerek?
Popatrzyła w dół na książkę, którą wciąż trzymała w ręce. Jego książkę. Próbowała wcisnąć ją do kieszeni szaty. Byłby wściekły za naruszenie prywatności.
-Co pani ukrywa, panno Granger?
Skąd wiedział? Jego ręka wyrwała książkę z jej uchwytu. Kiedy opuściła jej dłoń, stała się widzialna, tak jak Snape. Popatrzył na nią z niedowierzaniem i pogardą.
-Potter prosił cię, żebyś to odzyskała?
-Nie! Proszę, profesorze... Ja po prostu chciałam...
-No?
-Zobaczyć pana.
-Wracaj do pokoju- powiedział lodowato.- Z dużą przyjemnością odjąłbym resztę gryfońskich, cennych punktów, ale nie chcę pozostawić śladu po tym, że którekolwiek z nas było tu tej nocy. Wystarczającą karą będzie świadomość, że twoja głupota niemal zniszczyła plan dyrektora, narażając nie tylko twoje życie, ale życie wszystkich których znasz, na niebezpieczeństwo.
CZYTASZ
Drugie życie
FanfictionSEVMIONE Hermiona staje przed trudną decyzją, z którą nie chciała musieć sobie radzić zaledwie w wieku 17 lat. Jednak jej siła i moralność nakazują jej zgodzić się na prośbę dyrektora Hogwartu i zostaje żoną profesora Snape'a, aby po wojnie móc świa...