II

24 2 5
                                    

Czekałam i czekałam. Danny długo nie wracał. Pomyślałam, że mogłabym zdrzemnąć się chwilę. Weszłam na najwyżej znajdującą się gałąź drzewa, gdzie jest najwięcej liści, żeby nikt mnie nie zauważył. Ułożyłam się wygodnie i próbowałam zasnąć.

Myślałam o tym czego nie dokończył. Mam dwa pytania, które nie dają mi spokoju. Pierwsze to kto jest tym dziedzicem, a drugie czego ten ktoś jest dziedzicem.

Moje oczy same się zamykały. Po jakiś pięciu minutach zasnęłam w mroku nocy.

Gdy otworzyłam oczy było już jasno. Zdziwiłam się, że nie spadłam z tej gałęzi. Jestem taką niezdarą i pechowcem, że kiedy jest sucho, idę poboczem i przejeżdża samochód to oblewa mnie wodą.
Ziewnęłam przeciągając się i zeszłam z drzewa. Nie miałam nic do jedzenia, a byłam strasznie głodna. Rozejżałam się dookoła, lecz nic co znajdowało się tam nie wyglądało na jadalne. Poszłam przed siebie w poszukiwaniu jedzenia. Patrzyłam pod nogi, na runo leśne, bo byłam prawie pewna, że nie rosną tam żadne drzewa owocowe.

Myliłam się. Na ziemi leżało piękne, czerwone, duże jabłko i nawet nie było zbite. Sądząc po tym, że spadło z drzewa zapewne jest dojrzałe i soczyste. Wzięłam je do ręki i ugryzłam. Delektowałam się tym smakiem z zamkniętymi oczami, aby pobudzić resztę moich zmysłów. Otworzyłam oczy dopiero po zjedzeniu całego owocu. Kolejne zdziwienie. W okolicy nie ma żadnego drzewa ani krzewu. Byłoby to conajmniej dziwne, ponieważ jestem w pomieszczeniu bez okna. Były tam tylko drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Na moje nieszczęście bardzo skrzypiały i obudziłyby umarlaka. W takich miejscach zawsze trzeba uważać.

Moim oczom ukazał się wielki dziedziniec. Najprawdopodobniej przeteleportowałam się do zamku. Mam wielką nadzieję, że nie do tego, o którym mówił Danny. Teraz najmniej jest mi potrzebne spotkanie z wampirem.

Ale zaraz, jak się przeteleportowałam? To chyba te jabłko... A w Śnieżce była mowa o tym, żeby nie jeść jabłek. Głupia ja. Nie posłuchałam i mam za swoje.

Plac niby jest pusty, ale skąd mogę wiedzieć, że nie ma kogoś na murze?
Co by tu zrobić... Nic nie wiem!

Może nie zajrzą tu, nie wyczują mojej krwii (jeżeli to są wampiry). Ale co jeśli tak? Poszukam czegoś w tym pomieszczeniu, a nóż coś znajdę.

Jakiś kufer, w którym jest wszystko, co potrzebuję. Nie wiem czemu, ale wcześniej nie zauważyłam tego kufra. Na 90% nie było go tutaj. Ale cóż, ze mną zawsze tak jest. Zobaczę to, zapomnę o tym i będę się wypierać tego, że to widziałam. O popatrz! Tu jest ubranie odpowiednie do tej epoki. Chyba nic się nie stanie jeśli założę tę suknię. Jest taka piękna. Nawet rozmiarem pasuje. Szkoda tylko, że nie ma tu lustra, w którym mogłabym się przejrzeć. Obracam się dookoła. Chociaż raz chciałam się poczuć jak księżniczka na balu.

-Cholera- wyszeptałam. Nie było lustra, a teraz jest. Chyba jestem magiem. Korzystam z lustra i przeglądam się w nim. Nawet nieźle leży. Prosty krój, kwiecisty wzór i materiał chyba z jedwabiu-gdybym żyła w tych czasach mogłabym nosić to codziennie. Ale przecież żyję w 4213 roku. Roku kiedy wynaleziono 'idealny ustrój polityczny'. Kiedy nie ma żadnych używek, układów pomiędzy 'ważniejszymi'. Tak to wygląda, nie zwraca się uwagi w mediach na takie 'wypadki'. Są zamiatane pod dywan, tak jakby ich nie było. Wcześniej nazywano to 'terrorem', ale teraz to 'Współpraca Narodów Zjedniczonych'.

Ale my nie o tym. W kufrze znalazłam jeszcze kilka innych przydatnych rzeczy. Założyłam na siebie prostrszą, zwyczajniejszą sukienkę i ciemny, sięgający do samej ziemi płaszcz z kapturem. Za pas włożyłam nóż i zbliżyłam się do drzwi. Kiedy miałam już wychodzić, niespodziewanie...

Zamczysko Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz