2

322 31 1
                                    

Minęło skoro czasu od wyjazdu Luka. Zdążyłam z Hanem chociaż lekko zarysować naszą przyszłość. Choć przede wszystkim chcieliśmy być razem, szczęśliwi, czekało nas jeszcze wiele zadań, chociażby dobicie resztek Imperium, odszukanie bliskich Hana i... chcę odnaleźć kogoś z Alderaanu. Na pewno wielu obywateli było wtedy poza planetą. Chewie zadeklarował się, że nam pomoże, a wiem, że taki niepozorny wookiee przetrząśnie galaktykę dla bliskich.

Siedziałam na krześle za Hanem, lecieliśmy bez większego celu i czekaliśmy na jakieś znaki od Rebelii, w razie gdyby coś znalazła. Żołnierze w prawdzie sami się z tym rozprawią, ale poprosiłam ich o poinformowanie o różnych sytuacjach.

- Leia, czym się tak przejmujesz? - spytał mnie Solo, chyba zauważył że od dłuższego czasu panuje cisza.

- Ja? Nie, niczym. Może określmy jakiś cel podróży, bo tylko paliwo marnujemy. - odpowiedziałam.

- To jak myślisz, gdzie byliby teraz jacyś alderlańczycy? - Han powiedział to z troską. Miło.

- Wszędzie, ale najsensowniej chyba brzmi Coruscant. Chyba... - odparłam, naprawdę nie wiedziałam, gdzie poleciałabym, gdyby mój dom zniszczono.

- Ok, Chewbacca, kurs Coruscant. Włączaj hipernapęd! - powiedział kapitan bardzo oficjalnie, po czym puścił to mnie oczko.

Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam, ale obudzono mnie w momencie lądowania.

- Wstawaj, księżniczko. Wyruszamy na poszukiwania. - zaśmiał się Han.

Oprzytomniałam natychmiast, gdy uświadomiłam sobie gdzie jesteśmy. Szybko zaparkowaliśmy statek i wyszyliśmy na zewnątrz. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie wiem od czego zacząć.

- Chodźmy najpierw do urzędu, na pewno prowadzą jakiś spis ludności, który uwzględnia pochodzenie. - stwierdził Han.

- A od kiedy ty taki mądry, panie Solo? - spytałam go sarkastycznie.

- Odkąd muszę myśleć za dwóch. - ta, on zawsze musi być tym "najinteligentniejszym".

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Miasto było ogromne, toteż mieliśmy lekkie problemy z dojechaniem komunikacją miejską, jednak po dłuższej chwili miotania się po statkach przewożących, udało się. Urząd mieścił się w największym budynku, przynajmniej w tej okolicy. Oczywiście nie dało się do niego dostać bez przeszukania, gdyż tu znajdowały się największe władze.

- Nie lubię jak mnie obmacuje ktoś inny, niż ty. - szepnęłam do Hana. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się.

Po chwili sprawdzenia, czy nie zagrażamy nikomu, wpuszczono nas. Plątanina korytarzy wydawała się nie mieć końca, powinni dawać mapki przy wejściu, serio.

- Przepraszam, nie wie pani gdzie są spisy ludności? Szukamy kogoś... - spytał Han przechodzącej obok kobiety.

- Sala 261, na trzecim piętrze. - powiedziała niczym robot, bez żadnego akcentu. Ble.

No, to teraz szukamy windy albo schodów, co trudne na szczęście nie było, bo były rozstawione co kilka korytarzy. Wsiedliśmy do pierwszej lepszej windy i udaliśmy się na 3. piętro. Nie lubię wind, zawsze zatykają mi się uszy i robi się niedobrze, co chyba zauważył Chewie. Biedak, aż zawył do mnie.

- Chew, nic mi nie jest, to od jazdy windą. - uspokoiłam go.

- A co się dzieje? - spytał od razu Han.

- Nie lubię wind, ah. - odparłam, chcąc zakończyć temat.

W końcu wysiedliśmy na szukanym, trzecim piętrze. O dziwo, w porównaniu do pierwszego, było tu jasno. Pastelowe kolory dodawały uroku, było naprawdę ładnie.

Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz