Otworzyłam oczy. Aki spał przy mnie. Siedział na fotelu, ale głowę miał ułożoną na rękach na łóżku. Podniosłam drżącą rękę i położyłam ją na jego włosach. Były bardzo delikatne i gęste. Bawiłam się nimi.
Chłopak przebudził się. Złapał moją rekę i pocałował.
-Czyli postanowiłaś walczyć.-Adachi stał w drzwiach z szyderczym uśmiechem.
-Masz jakiś problem?-Aki wstał ze złością.
-Spokojnie stary. Powinna spróbować coś powiedzieć. Jak się czujesz?-zwrócił się do mnie. Jednak ja nie mogłam nic zrobić.-Rozumiem. No to może trzeba przypomnieć Ci czucie na ustach.-kierował swoją rękę ku mnie. Jednak Aki złapał ją i odrzucił.
-Może ja to zrobię?-pochylił się nade mną i pocałował. Czułam to i odwzajemniłam. Było to takie delikatne i namiętne. Aki otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Potem zamknął w geście pocałunku.-Przeszkadzam wam?-Adachi był wyraźnie zazdrosny.
-Jak Ci coś nie pasuje to wyjdź.Zaczęli się ze sobą kłócić. Nie podobało mi się to.
-P...prze...przestańcie.-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Katsumi-sama...-Adachi spojrzał na mnie. Po chwili się uśmiechnął.-Masz rację Akinori. Pójdę już.Aki usiadł ciężko na fotelu.
-Katsumi. Gdybyś była zdrowa. Znów panowałby tu porządek. Wszystko się wali. Cholera...
Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się. Był lekko zaskoczony, ale po chwili to odwzajemnił.Minął tydzień. Mogłam już ruszać rękoma i prawie normalnie mówić. Jednak nadal nie byłam w stanie chodzić. Nawet poruszyć palcami u stóp.
Był ranek. Aki przyniósł mi śniadanie. Uśmiechnął się i pomógł mi usiąść. Ręce nadal mi drżały mimo, że były pod moją kontrolą. Zjadłam i siedzieliśmy w ciszy.
-Pogodziliście się już?-zapytałam chłopaka.
-Cóż, można tak powiedzieć. Wioska jest duża, łatwo się mijać.
-Rozumiem. Zostawisz mnie samą?
-Tak, jasne.Był lekko zdezorientowany. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Dłużej bym nie wytrzymała. Rozpłakałam się. Trudno jest żyć ze świadomością, że było się na skraju śmierci, a teraz mogę już nigdy nie chodzić. To dla mnie za dużo. Do końca dnia nic nie jadłam. Obudziłam się rano.
Nie mogę tak żyć...Podparłam się na rękach. Nogi położyłam na podłodze. Próbowałam wstać. Jednak bezskutecznie. Upadłam i zamiast kogoś zawołać, rozpłakałam się.
Do pomieszczenia wszedł Aki z tacą ze śniadaniem. Postawił ją na szafce.
-Witaj słońce... Cholera! Katsumi!
Podbiegł do mnie. Podniósł moje bezsilne ciało i ułożył na łóżku.Po chwili otarł moje łzy.
-Wiem, że jest Ci trudno. Musisz być silna i cierpliwa.
Przytulił mnie. Wtuliłam się.
-Kocham Cię i nie zostawię Cię z tym samej, ale daj sobie pomóc.
-Aki-kun...- nadal płakałam.
-Nawet dowódcy mają chwile słabości. Damy sobie z tym radę. Razem. Dobrze?-
Pokiwałam głową i pocałowałam go. On zawsze potrafił wyciągnąć mnie z dołka. Jest moim światłem w ciemnym tunelu.Do pokoju wbiegł Adachi.
-Katsumi-sama. Przebadałem twoją krew. Prócz moich leków jest jeszcze coś. Substancja uniemożliwiająca działanie antidotum. Ten kto Ci ją podał, zrobił to nieumiejętnie. Moje leki pozbyły się większości trucizny i mimo, że podano Ci tą substancję jesteś w stanie przezwyciężyć kalectwo.Z jednej strony byłam szczęśliwa, jednak jakby nie spojrzeć czekała mnie nadal długa walka.
-Wypadałoby znaleźć tego kto do zrobił.-powiedział Aki z zamyśleniem.
-Często przebywałeś w otoczeniu Katsumi. Musiałeś coś zauważyć.
-Widziałem Eiko. Była tu raz gdy ty spałaś przez tydzień. Powiedziała tylko, że przyszła zobaczyć jak się czujesz.-widziałam smutek w jego oczach.
-Eiko... Nie zrobiłaby tego.
-Wtedy gdy ją spotkałem jak została rekrutem. Powiedziała, że musiała dołączyć do wioski. Teraz przechodzi się szkolenie z własnej woli.
CZYTASZ
Wojownicy cienia
AcciónPrzygarnęli nas. Wyszkolili. Teraz jesteśmy marionetkami w ich rękach. Nie znamy ich. Obserwują, słyszą wszystko. My mamy tylko ślepo podążać za rozkazami. Jednak nadali nam cel. Zabić ich.