Ranek nastał zdecydowanie zbyt szybko.
- Malfoy! Gdzie ty byłeś całą noc?! - Zamajaczyła nade mną burza ciemnorudych włosów.
- Krigge, przyjacielu. Daj spać, pókim dobry. - Olałem go, kompletnie nie mając teraz ochotę na rozmowy, a tym bardziej na kłótnie.
- Chcesz dzisiaj cały dzień leżeć? Masz zamiar nie przyjść na Eliksiry? - Usłyszałem gdzieś nieopodal głos Regulusa. - Jak chcesz się utrzymać w Klubie Ślimaka, to lepiej zacznij się przykładać od samego początku. - stwierdził jak gdyby nigdy nic. Ale ja bardzo dobrze ich znałem i wiedziałem, że to tylko dobra mina do złej gry.
- Nie martw się, Black. Wiem, że Slughorn to twoja ukryta miłość. Ja nie mam zamiaru cię w ogóle za to sabotować, nie musisz się ukrywać. - odpowiedziałem ostro, a impulsywnemu koledze puściły nerwy.
- Aguamenti! - krzyknął i już moje łóżko wraz z zawartością - mną - niemal stało w wodzie. - To MY powinniśmy cię sabotować za TWOJĄ ukrytą miłość, Lucjusz. Na początku nie uwierzyłem plotkom, ale gdy Syriusz wpadł do sali, to już wiedziałem, że to prawda. On jest za głupi, żeby kłamać. - Stwierdził i założył ręce na piersi. - Ty i Lupin. Co z tobą nie tak, Malfoy? To wilkołak, brudas... - Zaczął wymieniać, a ja nawet nie wiedziałem gdzie moja różdżka, więc po prostu błyskawicznie wstałem, i ocierając wodą podszedłem go i uderzyłem z pięści w pysk.
- Uważaj na słowa, Regulus. - Warknąłem i znalazłem swoją różdżkę. W kilkanaście sekund odnalazłem różdżkę i wysuszyłem wszystko, co ucierpiało z powodu wody. Siebie przede wszystkim. - Morda, Krigge. To, co miało być powiedziane, powiedziane już zostało. Nie potrzebuję twoich inwektyw. Mam z wami do pogadania PÓŹNIEJ. - powiedziałem i postanowiłem ubrać nowe szaty, bo od wczoraj się nie przebrałem.
- Jesteś pedałem? - Krigge wypalił ni stąd, ni zowąd, całkowicie zbity z tropu.
- A co, jesteś zainteresowany? - prychnąłem złośliwie. - Nie twoja sprawa, Weasley.
- A czyja?! Od kiedy to się ciągnie? - zirytował się.
- Od półtora roku.
- O cholera... jesteś z Lupinem od półtora roku? - spytał niedowierzając.
- Krigge, przestań zadawać głupie pytania albo zacznę myśleć, że piętno głupoty twojej rodziny zaczyna ciążyć ci na mózg. - dopadłem jakieś nowiusieńkie szaty i poszedłem do toalety, zostawiajac zdziwionych kolegów w dormitorium.-----
- Chyba nie muszę przypominać, że Klub Ślimaka zaczyna funkcjonować jak co roku. Pierwsze spotkanie jest w czwartek, zapraszam pana Malfoy'a, pana Blacka... Regulusa Blacka, oczywiście, pan Syriusz musiałby nieco się podciągnąć. Pana Weasley'a, Pana Severusa Snape'a, pannę Dianę Lukkari i pannę Tytanię Parkinson. Ze Slytherinu to tyle... Gryffindor, zapraszam pannę Prewett, pana Longbottoma... - Slughorn rozglądał się niemrawo po klasie, szukając wzrokiem osób, które uczęszczały we wcześniejszych latach do jego klubu. W ten sposób zawsze uciekała nam pierwsza lekcja eliksirów na początku roku. Lekcje mieliśmy wspólnie z Gryffindorem, co nie napawało entuzjazmem żadnej ze stron. Takim sposobem usiedliśmy posegregowani: Slytherin po lewej, Gryffindor po prawej. Między domami były dwie ławki odległości, które rozdzielały je na te dwie strony. Dopiero teraz zauważyłem... pewne zmiany w układzie siedzenia uczniów z lwem na piersi.
Syriusz, James i Peter siedzieli u samej góry (schodkowy układ ławek - Ślimak nie musiał przełazić miedzy ławkami tylko widział wszystkich od razu), trochę niżej siedział Fanclub a raczej Fangirl Huncwotów - dziewczyny zajmowały cały rząd poniżej ich. Pod nimi siedziała reszta chłopców i na samym dole, zazwyczaj w rzędzie, który był wolny siedział Remus. Spojrzałem na niego z żalem, a on podchwycił spojrzenie na ułamek sekundy, a potem spuścił wzrok. Idąc spojrzeniem do góry, ujrzałem kpiące uśmieszki Syriusza i James'a. Cały ich autorytet i majestat zakłócał ich kolega Pettigrew, który aktualnie spał i chrapał. W sumie co mu się dziwić - Na wstęp do Klubu Ślimaka nie miał szans, więc czemu miałby wysilać resztki swoich szarych komórek na jakąkolwiek uwagę na lekcji. Chyba nie ma bardziej bezużytecznego człowieka niż Huncwocki szczuras...
- Jeśli ktoś nowy chciałby dołączyć do Klubu, oczywiście ma taką szansę, ale musi się odpowiednio postarać. Jeśli ktoś poczuje się gotowy, niech przyjdzie do mnie w któryś dzień po obiedzie, dostanie do ugotowania eliksir. Zapraszam serdecznie, wszystkie nowe twarze mile widziane... - Po godzinie ciągłej gadaniny Slughorn wydawał się kończyć, a ja już odliczałem do końca lekcji. - Dobrze, może zdążymy zrovic cokolw... Och. Już koniec. Szybko ten czas leci... Dobrze więc, od przyszłej lekcji zaczynamy prawdziwą naukę! Powtórzcie materiał z tamtego roku, z pewnością się wam to przyda! - Uff. Nareszcie.
- Idźcie już, ja was dogonię. - powiedziałem do Weasley'a i Regulusa, a oni dalej stali jak kretyni. - IDŻCIE, DOGONIĘ WAS. - podniosłem głos i dosadnie przekazałem im, żeby ruszyli dupska i wyszli z klasy. Regulus spojrzał to na mnie, to na spłoszonego Remusa, który aktualnie stał przy stole nauczyciela i kontemplował z nim o czymś. Zainteresowałem się tym, więc chciałem do niego podbić. W SAMOTNOŚCI. Chłopcy chyba zrozumieli aluzję i pokornie odeszli, Krigge pociągnął za sobą Snape'a. Gdzieś po drodze do stolika natknąłem się na wyczekujące wytłumaczeń spojrzenie Diany, ale to nie był czas na tłumaczenie dociekliwej babie o co cho. Na to jeszcze nadejdzie pora.
Podszedłem do nieszczęsnego Remusa, i ucieszonego Slughorna.
- Och, pan Malfoy! Mamy radosną nowinę! Pan Lupin będzie się starał o dołączenie do Klubu Ślimaka. Czyż nie uważa pan, że to wspaniała wiadomość?! - klasnął w dłonie z radości, a ja zastanowiłem się nad poczytalnością tego człowieka.
- Tak właśnie uważam, panie profesorze. - pochyliłem się z gracją przed nauczycielem. Jak podlizywać się belfrom, to od początku do końca.
- Dobrze, panie Lupin. Więc w przyszłym tygodniu we wtorek o szesnastej. Niech się pan przygotuje, eliksir nie będzie należał do najłatwiejszych do uwarzenia. - dodał wesoło Mistrz Eliksirów, wstał ociężale i zostawił nas w otwartej klasie. Obejrzałem się, byliśmy całkiem sami. Co prawda spodziewałem się Pottera i Blacka wraz z przydupasem Peterem, ale o dziwo chyba sobie odpuścili.
Remus niemal wyczytał moje myśli z mojej twarzy.
- Dali mi spokój. Taki spokój-spokój. Nie odzywają się, nawet nie podchodzą. Jak do jakiegoś wyrzutku społeczeństwa. - Powiedział i spojrzał mi w oczy.
- To chyba dobrze, prawda, Rem?
- Chyba. Tak myślę. - odpowiedział zrezygnowanym głosem. Podszedłem bliżej do niego i chwyciłem go za dłoń.
- Będziemy sobie jakoś z tym radzić. Na razie żadnych wieści o... - tutaj przyciszyłem głos - ...pożarze nie ma. Pewnie tylko straszyli tym szukaniem sprawców. - Stwierdziłem, chcąc brzmieć przekonująco. Chociaż wcale nie byłem tego taki pewien, ale nie chciałem, żeby Remus zamartwiał się tym. - Co to za zmiana? W tamtym roku nie mogłem cię namówić na wstąpienie do elitarnego Klubu Grubasa. Co zmieniło twoje nastawienie? - zmieniłem temat i uśmiechnąłem się do niego.
- Pomyślałem... że muszę się jakoś odizolować od tych ludzi. Poza tym, myślałem nad... twoją propozycją i to będzie dobra okazja, żeby przekonać do siebie twoich kumpli. I koleżankę. - powiedział nieśmiało. - Tylko jest mały problem. Ja nie mam pojęcia o żadnych eliksirach. To znaczy, mam jako-tako, ale na elitę to nie wystarczy... - Zmartwił się.
- Damy radę. Pomogę ci, przecież wiesz. - zbliżyłem się do niego. Jedną ręką wciąż trzymałem go za dłoń, a drugą położyłem na policzku. Pochyliłem się lekko, zbliżyłem swoją twarz do jego twarzy i chwilę później już tonęliśmy w głębokim pocałunku. Na oczach zgromadzonej szkolnej trupy, która stała w podwojach sali z rozdziawionymi mordami.
CZYTASZ
Opozycja
FanfictionUczucia są bezwzględne. Niechęć zamienia się w ciekawość, a nienawiść... we współczucie. Czy Remus znajdzie w Lucjuszu kogoś, na kim może polegać? Lucjusz Malfoy x Remus Lupin Czasy Huncwotów. //wiek postaci dostosowałam do fanfica, jestem świadoma...