Sobotnia moc wspomnień

261 18 7
                                    

Spojrzałam na siebie. Leżałam na dużym, drewnianym łóżku z bardzo wygodnym materacem, przykryta brązowo-beżową kołdrą. Zdjęłam ją z siebie. Dalej miałam na sobie wczorajszy strój, pokryty gdzieniegdzie zaschniętymi plamami krwi.

Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Duże, w kolorze indygo, bardzo przestronne, z wielkim oknem, naprzeciwko mnie, wychodzącym na Pola Elizejskie. Po prawej rozciągała się rampa, od podłogi aż do sufitu oraz wisiał 60 - calowy telewizor. Niżej stało wielkie drewniane biurko, na którym leżał laptop i mały stos szkolnych podręczników. Po lewej znajdowały się dwie pary ogromnych drzwi. Pierwsze, bliżej okna, w kolorze ścian, kierowały najprawdopodobniej do garderoby, bo rozglądając się po pokoju, nie widziałam żadnej szafy. Te drugie zaś, szklane, prowadziły do łazienki, z której aktualnie dobiegał odgłos spływającej wody. W głowie zaświeciła mi się czerwona lampeczka. Nie byłam sama.

Zdjęłam kołdrę z siebie. Po cichu wstałam z łóżka. Powoli szłam w stronę okna. Byłam w połowie drogi, gdy nagle wszystko ucichło. Od razu zorientowałam się, że ktoś zakręcił wodę i za chwilę tu przyjdzie. Musiałam się streszczać. Miałam jeszcze zajrzeć do Nathaniela, skontaktować się z Alyą i zrobić masę innych spraw. Stałam przy oknie. Otworzyłam je. Wskoczyłam na parapet. Spojrzałam w dół. Pokój znajdował się na wysokości drugiego piętra. Nic by mi się nie stało, gdybym skoczyła, strój zamortyzowałby upadek. Odwróciłam się w stronę pokoju. Przy łóżku stał nastolatek, w ręczniku, boso. Widziałam jego nieskazitelne i umięśnione plecy. Spojrzałam trochę wyżej i nagle poślizgnęłam się. Przez tą sekundę mignęły mi tylko mokre, blond włosy. Zaraz, czy to nie był...

- ADRIEN?!

Upadek z parapetu nie trwał długo. Nim uderzyłam plecami o beton, spodziewałam się wielkiego bólu lecz zamiast tego, wylądowałam na czymś miękkim. Od razu wiedziałam, że był to mój kombinezon. Szybko podniosłam się z chodnika i pobiegłam w stronę najbliższego zaułka.

- "To niemożliwe! To nie może być on." - powtarzałam sobie jak mantrę przez całą drogę.

Znalazłszy się w ciemnej uliczce pomiędzy dwiema kamienicami, nacisnęłam biedronkę. Aktualnie miałam na sobie czarny top, czarne dresy i białe airmaxy. Wsunęłam rękę do kieszeni spodni. Wyjęłam swój telefon. Wyszłam na ulicę. Na czarnym ekranie odbijała się moja twarz. Niestety nic na tą chwilę nie mogło zatuszować moich czerwonych od łez oczu. Odsunęłam urządzenie na długość ramienia i zauważyłam, że włosy mam luźno rozpuszczone. Przeszukałam pozostałe kieszenie. Znalazłam klucze do mieszkania, okulary przeciwsłoneczne, portmonetkę z pięćdziesięcioma euro oraz bezprzewodowe słuchawki, które wyjęłam. Za pomocą bluetootha połączyłam smarthphone'a ze słuchawkami, które wsadziłam do uszu. Po paru minutach do moich uszu dobiegały pierwsze nuty piosenki  Que Veux - tu? piosenkarki Yelle.


- "Wiem już do kogo pobiegnę. Czas zrobić niespodziankę temu rudemu śpiochowi." - pomyślałam.

Wiejący wiatr przyjemnie chłodził moją twarz. Słońce wychylało się zza budynków, świecąc przechodniom w oczy. Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 9:00. Na ulicach niewielki ruch, prawie nikogo nie ma. Miasto zaczyna się dopiero budzić. Sobota, wiadomo. Byłam coraz bliżej budynku szkoły. Spojrzałam na zegarek.

- "Dzwonić, czy nie?" - pomyślałam. - "Może jednak warto go poinformować? A co tam, zrobię mu niespodziankę" - stwierdziłam.

Podbiegłam po schodach do drzwi. Co dziwne otworzyły się bez żadnego oporu. Rozejrzałam się jeszcze, czy nikogo za mną nie ma i weszłam do budynku. Pierwsza rzecz, która wzbudziła moje podejrzenia to włączone światła w budynku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wyzwolicielka ParyżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz