OPOWIEŚCI Rozdział I

21 2 1
                                    


     Grzmot błyskawic i wycie wiatru zmusiły zaciekawionego Herisa, boskiego kowala do opuszczenia swej kuźni skrytej w głębinach świata. Gdy staną na  szczycie Jowolacha, ujrzał burzę sprowadzoną na świat przez Aldiara pana nieba. W Deszczu i piorunach bombardujących ziemię ujrzał wizję. Patrzył na gniew Pana Bogów karzący grzesznych ludzi którzy w swej głupocie sprzymierzyli się z mrokiem. Rzeki wystąpiły z brzegów, morza oszalały a miasta trawiły pożary wywołany przez błyskawicę. W końcu piorun miotnięty przez samego Aldiara zniszczył Moronee matkę gór. Snop światła uderzył w sam szczyt Matki Świata krusząc skałę i rozrywając ją w pół. Po dziś dzień w kanionach oplatających szczątki Moroneei hulający wiatr niesie krzyk rozpaczy któremu towarzyszy ryk burzy. W tym krótkim błysku światła. W tym akcie największej zagłady. Heris dostrzegł zarys ostrza, ostrza z czystej światłości niesplamionego wiecznym mrokiem. Poprosił więc Aldiara o podarowanie mu jednego ze swych piorunów. Boski władca zgodził się, oddał mu najpotężniejszą z błyskawic bliźniaczkę tej która zabiła Matkę Gór. Od razu zabrał się do pracy. Kuł piorun a grzmot uderzeń odbijał się echem na ziemi i niebie. Ognie jego pieców zapłonęły na szczytach gór pasma Gerri. Dzień i noc bił światło swym młotem a każdemu uderzeniu towarzyszył huk gromu. Po kilku dniach odwiedzał go Aldiara aby przypatrywał się skutą jego pracy, wraz z nim poza zasięgiem płomieni przypatrywał się Mrok kryjąc się w cieniach.

„Powieści Niebios"

Pióra Barda Jewa



       Tego dnia tawerna była pełna. Goście zasiadali przy trzech skleconych z desek stołach bądź stali obok nich. Niektórzy dość pijani spali pod nimi na sianie wykładającym klepisko które stanowiło podłogę. Jednemu udało się wspiąć na jedną z belek dość niskiego stropu. Siedział oparty o pochyły dach popijając z kufla. Kilku chłopów zaglądało do środka przez dwa okna w frontowej ścianie. Raz po raz wybuchały toasty bądź bójki. Przy jednym z toastów Mosic, jeden z farmerów zachwiał się i wyrżnął twarzą w ścianę z przegniłych belek co wywołało ogólną falę śmiechu. Trzech jego kumpli postanowiło go wynieść gdy okazało się że stracił przytomność. Wynieśli go trzaskając drzwiami zawieszonymi na prowizorycznym zawiasie. Slavoi odprowadził ich wzrokiem a potem wrócił do nalewania piwa. Był dzień targowy, wszyscy zadowoleni wracali z miasta mając pełne sakiewki które oczywiście z chęcią opróżniali u niego. Trzasnęły drzwi. Już myślał że to wrócili z Mosicem. Uniósł głowę by zobaczyć jak poszło budzenie go. Zamarł. To nie byli oni. W drzwiach stał wysoki jegomość okryty od stup po czubek głowy złachmanionym płaszczem. Niegdyś czarny materiał starł się i pokrył grubą warstwą kurzu. Twarz przybysza zakrywała tak samo złachmaniona chusta. Oczy ukrywał bardzo obszerny kaptur. Znad prawego ramienia przybysza sterczała długa rękojeść miecza owinięta białą skórą, brudną i poszarpaną z starości. Srebrna głownia odbijała światło dnia. Na jej końcu wisiał kawałek czerwonego materiału, lekko podarte końce łopotały na słabym wietrze.Przybysz rozejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymał wzrok na barze. Ruszył w jego stronę. Miał dziwnie sztywne ruchy. Lewa ręka luźno wisiała wzdłuż tułowia, prawa za to trzymała pas na którym miał zawieszony miecz. Wszyscy umilkli wpatrzeni w przybysza. Gdy upewnili się że nie wygląda na Strażnika wrócili do swych zajęć. Ot kolejny najemnik przyszedł się napić. Podszedł do baru. Spojrzał na Slavoia oczami ukrytymi w cieniu kaptura.

- Czego trzeba? - Zapytał ochrypłym głosem oberżysta łypiąc podejrzanie na przybysza. Ten chwile milczał rozglądając się w około. Potem powolnym ruchem wolną ręką wyjął jakiś zwitek zza płaszcza. Położył na blacie, rozprostował.

SiewcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz