Rozdział 7

10K 754 57
                                    

Przez całą drogę musiałam znosić smród alkoholu od Roberto. Naprawdę cuchnęło. Dziwiłam się, że nadal był przytomny. Co jakiś czas coś bełkotał i zmieniał pozycje. Chociaż... Nie wiem czy wygodnie jest siedzieć na podłodze z nogami na fotelu. Sama się dziwiłam. Dość śmiesznie to wyglądało. Nie krępowałam się śmiać. Byłam pewna jednego, mężczyzna i tak by nic później nie pamiętał. Przez chwilę rozważałam nawet to, żeby pstryknąć mu parę "gorących" foteczek, żeby zachować na pamiątkę i mieć co pokazywać w przyszłości dla swoich dzieci. Nie codziennie ma się szanse jechać z milionerem, pijanym milionerem. Kto by pomyślał, że Włosi to tacy imprezowicze...

Limuzyna podjechała pod wieżowiec. Spodziewałam się jakiejś willi za miastem. Nigdy bym nie pomyślała, że mieszka w apartamencie. Chociaż muszę przyznać, że budynek wyglądał na drogi. W sumie to tak jak większość zabudować w Nowym Jorku.

Pomimo później pory dookoła świeciły światła, a przed samym wejściem stały wysokie lampy.

Nagle drzwi od strony Roberto się otworzyły. Szofer wyciągnął mężczyznę z auta i pomachał mi dłonią, żebym poszła za nim.

Wyszłam na zewnątrz, mocno zaciskając dłoń na pasku torebki. Właśnie miałam wejść do jaskini lwa, przystojnego lwa i bogatego.

Ruszyłam w stronę podwójnych drzwi, przy których stał szofer i wpisywał kod na małym panelu. Po chwili rozległo się ciche kliknięcie i zamek ustąpił. Podbiegłam do przodu i pociągnęłam za rączkę, aby ułatwić wejście dla mężczyzny. Sądziłam, że raczej ciężko jest ciągnąć ważącego tonę makaroniarza i jednocześnie otwierać szklaną powłokę.

Stałam na klatce schodowej. Jednakże ona nie wyglądała typowo. Aż kipiała bogactwem. Jakieś marmurowe podłogi, kinkiety, żyrandole, wazony warte pewnie fortunę. Tamto miejsce idealnie pasowało dla bogacza.

Zbytnio nie wiedziałam gdzie dokładnie mieści się mieszkanie Roberto. Raczej wątpiłam, że cały budynek należał do niego. Kto by chciał biegać z góry na dół? Przecież to męczące.

Jak na swój wiek, szofer dawał radę podtrzymywać Włocha, jednak szło mu to dość opornie. Postanowiłam jakoś pomóc, nie miałam serca, aby pozwalać przemęczać się starszej osobie.

Chwyciłam z drugiej strony za ramię makaroniarza. Stanie koło niego było istną torturą. Zapach nadal był nieciekawy.

- Dziękuję. - powiedział mężczyzna.

- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się.

Następnie ruszyliśmy w stronę windy. Nacisnęłam guzik, a po chwili metalowe pudło przyjechało. Tak jak wcześniej wspominałam... Nienawidzę go.

W środku wyglądała zwyczajnie. Liczne przyciski, mała barierka i oczywiście lustro, aby buce mogły podziwiać swoją "zajebistość", którą ociekali.

Plecami oparłam się o ścianę i wzięłam kilka głębszych wdechów. Miałam ochotę się położyć, byłam zmęczona. Jednak nie mogłam. Świadomość, że mam spać w apartamencie Roberto, niezbyt napawała mnie optymizmem. Nigdy nie można odpoczywać na terenie wroga.

Szofer wybrał odpowiednie piętro i ciężko westchnął, a następnie otarł kropelki potu z czoła. Nie dziwiłam mu się... Roberto od jedzenia makaronu nie ważył mało. Pewnie w wolnych chwilach jadł jakieś pizze, spaghetti i inne dania ze swojego kraju. Niezbyt gustowałam we włoskiej kuchni. Nie moje klimaty. Do szczęścia wystarczał mi hamburger i ewentualnie kawa. Taka czarna bez cukru. Idealna na ciężkie poranki.

Gdy dojechaliśmy na ostatnie piętro, ponownie chwyciłam faceta za ramię. Mało brakowało, a by się przewrócił i przygniótł biednego staruszka.

Podeszliśmy pod białe drzwi. Szofer wyjął klucze i włożył je do zamka. Następnie chwycił za klamkę i uchylił powłokę.

Wolnym krokiem wstąpiliśmy do środka i po omacku znalazłam włącznik światła. Widok zwalił mnie z nóg. Dookoła dominowała szarość, która wprowadzała dość futurystyczny klimat. Meble wykonane z ciemnego drewna zostały wypolerowane na wysoki połysk. W centrum salonu stała duża, czarna kanapa, przed nią niski stolik na kawę, a na przeciwko wisiał telewizor, a pod nim znajdowała się komoda na której stały jakieś figurki. Pod dużym oknem mieścił się ciemny fortepian, a pod nim dywan. Od tego wszystkiego, kuchnię oddzielała szklana ściana. Niestety przy wejściu dokładnie jej nie widziałam. Jednak zdziwił mnie jeden widok... Ogromna biblioteczka z całą masą książek. Nigdy bym się nie spodziewała, że Roberto może czytać. Chociaż... Bogaci mają różne zachcianki, była szansa, że te wszystkie dzieła stały tylko na pokaz, aby pokazać jak to "mądry" jest właściciel apartamentu.

- Poradzę sobie z resztą. - Zwróciłam się do szofera. - Dziękuję, że przyjechałeś.

Miałam zamiar wcielić swój plan w życie. Niestety to wymagało zostania w wieżowcu aż do rana.

- Jesteś pewna, że dasz radę? - zapytał niepewnie.

- Tak. - odpowiedziałam. - I nie bój się... Nie zabiję go. - Zachichotałam.

- Rób z nim co chcesz. - Machnął wolną dłonią. - Z niego to niezły sukinsyn. - Skrzywił się.

Takimi słowami mnie zaskoczył. Kto by się spodziewał, że pracownik może się tak wysławiać o swoim szefie. W sumie to i tak się nie dziwiłam. Roberto na pierwszy rzut oka wygląda na kogoś komu zależy jedynie na pieniądzach.

- Jeszcze raz dziękuję. - rzekłam.

- Było miło panią poznać. - Teatralnie się ukłonił i wyszedł.

Zostałam sama z Włochem, który siedział na podłodze z głową spoczywającą na niskiej szafce. Naprawdę chciałam zrobić mu zdjęcie, a później najlepiej wysłać do gazety. Artykuł z pewnością zszargałby reputację mężczyźnie. Jednak z drugiej strony nie chciałam być taka chamska i go aż tak bardzo upokarzać. Należało mu się... Ale nie miałam serca, aby go tak traktować. W głębi duszy jestem miłą, sympatyczną i czasem wredną osobą.

Kucnęłam przed makaroniarzem i lekko potrząsnęłam go za ramię. Zareagował bełkotaniem i nagłą czkawką.

- Wstawaj, amigo, czy jak to tam u was się mówi po włosku. - prychnęłam i pociągnęłam go za ramię.

Jednak ten dalej się nie ruszył. Ponownie traciłam nerwy do tego faceta. Musiałam podjąć rygorystyczne środki.

Popchnęłam go tak, aby leżał na podłodze i chwyciłam za jego kostki u nóg, aby następnie zacząć ciągnąć idiotę w stronę salonu. To było trudniejsze niż myślałam, wolałam nie wiedzieć ile on tak na prawdę waży. Dodatkowo co chwilę pojękiwał, ale o dziwo nie sprzeciwiał się temu, że sprzątał podłogę.

Z wielkim trudem dałam radę ciągnąć jego cielsko. W połowie drogi się po prostu poddałam. Leżał idealnie koło kanapy, na którą nie dałam rady go wciągnąć. Nie miałam w sobie tyle siły.

Wyprostowałam się i zasapana opadłam na fotel. Spojrzałam na pijanego mężczyznę i dopiero wtedy miałam szansę dokładnie przyjrzeć się jego twarzy, która była cała czerwona.

Dokładnie zlustrowałam Włocha. Ciut zbyt wysokie kości policzkowe, lekko kwadratowa szczęka, kilkudniowy zarost, który nie odejmował mu uroku. Następnie przyjrzałam się oczom, które miały przepiękny kolor czekolady, niestety czerwone żyłki psuły cały efekt.

Jego brązowe włosy były w niezłym nieładzie, a pojedyncze kosmyki włosów opadały mu na czoło, na którym widniały lekkie zmarszczki.

Mogłam śmiało przyznać, że wyglądał przystojnie. Gdyby był w moim typie, z pewnością starałabym się go poderwać. Z drugiej strony on przecież był bogaty, a tacy nie zwracają uwagi na biedniejszych od siebie...

Przeciągnęłam się, a potem ziewnęłam. Powieki same mi opadały. Przez głowę przeszła mi myśl, że przecież nie jestem w swoim mieszkaniu, ale tak bardzo chciałam spać. Walnęłam dłonią w swoje czoło i potrząsnęłam głową. Miałam gdzieś to, że spędzę noc w apartamencie milionera. Stwierdziłam, że te wszystkie głupie pomysły są przez alkohol, który wypiłam. Cały plan nie miał szans się udać. Ostatecznie się poddałam.

Uznałam, że raczej facet się nie obudzi wcześniej ode mnie, więc ułożyłam się w miarę wygodnej pozycji, a za poduszkę posłużyła mi torebka.

Mąż jedynie na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz