6. Niespodzianka

313 28 5
                                    

Czasami w naszym życiu dzieją się takie sytuacje, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Spotykamy ludzi, o których nigdy nie pomyślelibyśmy, że możemy spotkać. Wypełniamy naszą listę marzeń w jak najlepszy sposób. Chwilami sami jesteśmy zaskoczeni tym, co nas spotyka. Jesteśmy zaskoczeni tym, jaki los może być dla nas łaskawy. Jak może nam pomóc spełnić pragnienia. Jesteśmy też niekiedy zaskoczeni tym, że spotkanie jednej, właściwej (czy też nie) osoby, może na zawsze odmienić nasze plany. Jak może ono oszukać nasz los. Jak może ono zmienić nasze priorytety, ale też namieszać nieźle w naszym życiu. Nie tylko tym właściwym, ale przede wszystkim uczuciowym.

Pewne osoby pojawiają się nagle w naszym życiu i zmieniają jego bieg nawet wtedy, kiedy my tego kompletnie nie dostrzegamy. A najgorsze jest to, że nigdy nie dowiemy się, co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie stanęły one na naszej drodze. Może jednak to przeznaczenie jest sprawcą niektórych sytuacji? Takich sytuacji, których zwyczajnie nie da się ominąć…

Wstawał kolejny, piękny dzień. Zaraz po przebudzeniu, Weronika zobaczyła piękny bukiet różowych kwiatów leżący na jej szafce.

-Czyli jednak chociaż trochę mu zależy – pomyślała dziewczyna, miejąc oczywiście na myśli Andreasa. Automatycznie wymazała z pamięci sytuację z wczorajszego wieczoru, kiedy to chłopak zachował się dość oschle w stosunku do niej.

Wąchając kwiaty, dostrzegła pomiędzy listkami mały liścik w kremowym kolorze.

,,Miło było Cię znów zobaczyć. Wpadnę też jutro, zostawię swój numer, na wypadek gdybyś (nie) potrzebowała pilota po mieście.”

-Na cholerę ma dawać mi swój numer, skoro mam go od jakiegoś roku? O co tu chodzi? A może… Nieee. To musi być Andi.. chyba żeby…ale….

-Widzę, że masz spore grono wielbicieli – zaczepiła ją Kasia, która dopiero co się przebudziła.

-Jakoś daję sobie z nimi radę. Nie musisz się martwić – odgryzła jej się Weronika. Od wczorajszej, niezbyt zrozumiałej sytuacji z udziałem skoczka, miała serdecznie dość dziewczyny.

-Nie byłabym tego taka pewna.

-O co ci chodzi? Może lepiej zacznij pilnować swojego tyłka i swoich wielbicieli, których jak zauważyłam masz ogromną rzeszę. Tylko chyba, zupełnie niechcący, zapomnieli o tobie.

-Absolutnie o nic mi nie chodzi. I owszem, mam wielu, tylko żadnemu z nich nie zawracam głowy moją złamaną nogą czy ręką.

-Mogłabyś się już uciszyć? Naprawdę, irytujesz mnie jak mało kto.

-Wedle życzenia – odpowiedziała Kaśka i w geście zakończenia rozmowy, przesunęła zasłonę, która jako jedyna dzieliła ich łóżka.

To, co działo się od wizyty Andreasa, było nie tyle dziwne, co wręcz irytujące. Weronika miała wrażenie, jakby brała udział w jakiejś niezrozumiałej dla niej grze czy przepychance. Dopiero teraz przekonała się, jak mało zna skoczka… W głowie zaczęła już układać dość dramatyczną wersję zdarzeń:

-Zakochał się w niej. To pewne. Są razem. Albo byli. Może oni…mają dziecko? Boże, zaraz tu zwariuję. Za jakie grzechy, do jasnej cholery, to wszystko spotyka właśnie mnie? Co ja takiego zrobiłam?

W pewnym momencie (dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy) do sali wszedł wysoki brunet. Piękne oczy, idealnie ułożone włosy. Szczupła sylwetka, markowe ubranie.

-Doprawdy nie wiedziałam, że mają tu takich przystojnych lekarzy – pomyślała Wer.

-Czy ktoś tu zamawiał miłe towarzystwo, na niemiłe godziny spędzone w szpitalu? – spytał chłopak i sprawnie przyszedł pod łóżko dziewczyny. Z bliska doskonale go poznawała. Ten sam, który rok temu odprowadził ją do wynajętego pokoju. Miała pewność, szczególnie, że zostawiona przez ,,kogoś” wiadomość idealnie pasowała do sytuacji.

-Prawda jest taka, że nikogo nie zamawiałam, ale ładnych chłopców zawsze przyjmuje. Szczególnie jeśli choć troszkę ich pamiętam.

-Cześć Werka! – przywitał się (jak należy) podając dłoń. Silną dłoń, której dotyk już poznała.

-N I E N A W I D Z Ę tego zdrobnienia. Już lepiej Wer jak musisz.

-Okej. Zapamiętam.

-Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem ty znasz moje imię, a ja twojego nie.

-Myślałem, że nie muszę się przedstawiać – uśmiechnął się szelmowsko.

I takim oto sposobem, od słowa do słowa, Weronika wreszcie poznała imię ,,nieznajomego”. Tak jak wcześniej spekulowała, był to Klemens Murańka. Już przy pierwszej styczność, wydał jej się bardzo miłym człowiekiem. Dzisiaj tylko potwierdziła to przypuszczenie.

-No więc wychodzi na to, że skoro nie pracujesz, nie masz gdzie mieszkać?

-Dokładnie tak. Niefajnie się złożyło i naprawdę nie wiem co mam ze sobą teraz zrobić: wrócić do domu, czy tutaj gdzieś przycupnąć? Co byś mi poradził?

-Poradziłbym, żebyś mnie teraz uważnie posłuchała i nie wyśmiała. Nie przerywaj, proszę.

-Robi się ciekawie. Więc mów szybko!

-Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdybyś zamieszkałą u mnie. Wiem, że się praktycznie nie znamy, ale po prostu tak już mam, że lubię pomagać ludziom. Mam całkiem spory domek w górach, na łące. Moglibyśmy się lepiej poznać, na co prawdę mówiąc, bardzo liczę. Aha, i wyprzedzając twoje pytanie nie jest to żadna niegodziwa propozycja. Dogadamy się, jestem tego pewny. No i pojeździmy na treningi, konkursy. Będziesz mi towarzyszyć. A jak już ci zdejmą to – wskazał ręką gips – znajdziesz sobie robotę, może cię gdzieś wkręcę.

-Hej! Nie rozpędzaj się tak. Wiem, że chcesz dobrze no i w sumie to odpowiedziałeś za jednym razem na wszystkie moje pytania. Moglibyśmy się zakumplować. Bardzo ci dziękuję. Wiedz, że gdybym miała możliwość, nie nadużywałabym twojej gościnności, ale wiesz, nie bardzo mam wyjście.

-Wow! Szybko mi poszło. Nie wiedziałem, że mam taką moc przekonywania. To kiedy wychodzisz?

-Andi mówił, że wypisują mnie dzisiaj – odpowiedziała już zupełnie spokojnie Weronika. Kamień spadł jej z serca.

-Spoko, to zadzwoń jak już będziesz dokładnie wiedzieć. Przyjadę po ciebie. Aha. Czy to ten Andreas, o którym myślę? – zapytał, gryzmoląc na karteczce swój numer.

-W rzeczy samej, ten sam. Cześć Klimek! – krzyknął zza łóżka Kaśki Andi.

Weronika nie miała pojęcia, ile z tego o czym rozmawiała ze skoczkiem usłyszał i co tak właściwie robił koło Kaśki? Rozmawiali? O dziecku? O swojej miłości? O niej? Miała dość. Czuła, jak w jednym momencie kumuluje się w niej całą złość na blondyna. Bała się go stracić. Nie wiedziała, co myśleć. Nie wiedziała, co czuć. Nie wiedziała, czy robi dobrze, czy źle.

Nie wiedziała nic.

-Miło było cię znowu zobaczyć – pożegnał się brunet i zamaszystym krokiem wyszedł z sali.

-Wreszcie jesteś – zagaiła Wer, próbując ukryć swoją złość.

-Tęskniłem za tobą – wreszcie wyznał, to na co czekała, pocałował ją już nie w policzek, a w usta. Mocno i namiętnie. – Weronika. Przepraszam… 

***
Hej wszystkim ;)
Wiem, trochę nieregularnie się pojawiam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Cieszę się, że tutaj ze mną jesteście. Każdy komentarz i gwiazdka mają dla mnie ogromne znaczenie. Dlatego o nie proszę. Bądźcie i pokazujcie mi, że mi jesteście.
Jeśli czytasz proszę o cokolwiek w komentarzu : kropka, zdanie. Cokolwiek.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na opinię na temat powyższego :**

Obrane cele // AWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz