Ashton.
Kelly przyjechała do mnie punktualnie o czwartej. Weszła do mojego pokoju ze spuszczoną głową. Od razu wyczułem, że coś jest nie tak.
-Kelly?-zapytałem niepewnie. Dziewczyna spojrzała na mnie niebieskimi oczami, pełnymi łez. Jej policzki były całe czerwone. Podszedłem i wziąłem ją za rękę- Co się stało?
Rzuciła mi się na szyję i zapłakała żałośnie.
Calum wpadł do mojego pokoju i stanął przy drzwiach z miną jakby zobaczył ducha. Nic dziwnego. Kelly siedziała mi na kolanach i przytulała mnie, ciągle szlochając. Brunet zgromił mnie spojrzeniem i trzasnął drzwiami. Chciałem za nim pobiec, ale nie mogłem tak po prostu zostawić Kelly. Bardzo cierpiała.
Jakoś udało mi się ją uspokoić i przekonać, żeby wróciła do domu. Kiedy tylko wyszła poszedłem do garażu. Luke i Michael siedzieli na kanapie i grali.
-Gdzie jest Calum?-zapytałem.
-Myśleliśmy, że poszedł do ciebie-Luke spojrzał na mnie.
-Kurwa-złapałem się za włosy i pociągnąłem je-Po prostu zajebiście.
-Co jest?-Mike wstał-Pokłóciliście się?
-Zobaczył mnie z Kelly.
-Co robiłeś?-jęknął Luke- Miałeś z nią zerwać.
Uderzyłem pięściami w ścianę i powiedziałem im co się stało. Za radą obu pojechałem do Caluma. Drzwi otworzyła mi jego mama, ale powiedziała,że Calum jeszcze nie wrócił. Zacząłem do niego wydzwaniać, ale odrzucał każde połączenie. W końcu wyłączył telefon. Teraz będzie zgrywał obrażoną księżniczkę i nawet nie będzie chciał ze mną pogadać. Nie pozwoli mi się wytłumaczyć. Po. Prostu. Kurwa. Świetnie.
Calum.
Jeździłem bez celu po mieście, ocierając łzy, które kapały mi na koszulkę. Jak Ashton mógł mi to zrobić? Znowu? Byłem taki głupi, taki naiwny. Sądziłem,że teraz będzie już dobrze, że nareszcie będziemy naprawdę razem. Tymczasem byłem dla niego tylko zabawką. Naiwnym dzieciakiem do zaliczenia. Rozkochał mnie w sobie i obiecywał cuda na kiju. Wspólny wyjazd w góry? Pierdolenie, w które ja, idiota uwierzyłem. Muszę wyrzucić go z głowy i choć wiem, że to pewnie sprawi, że będę jeszcze bardziej cierpiał, znajdę sposób, żeby to zrobić. Tym razem będę silny i mu nie ulegnę. Za nic.
Zatrzymałem się na stacji, żeby zatankować ten stary złom, którym jeździłem. Chwyciłem kilka batoników i energetyka. Zapłaciłem i wsiadłem do auta. Otworzyłem puszkę, którą wypiłem prawie na raz. Gaz odbił się w moich ustach, głośnym beknięciem. Spojrzałem na zegarek, który był oczywiście popsuty. Jak wszystko w tym grzmocie. Musiałem włączyć telefon. Na ekranie zobaczyłem powiadomienie o dwunastu nieodebranych połączeniach. Wszystkie od Ashtona. Ze złością ścisnąłem telefon, który znów zawibrował. Odebrałem nie patrząc na wyświetlacz.
-Odwal się ode mnie!-krzyknąłem- Raz na zawsze!
-Hej Calum! Spokojnie-rozpoznałem głos Michaela- To tylko ja!
-Sorry, myślałem, że to Ashton.
-Gdzie jesteś?-zapytał.
-Na jakiejś stacji...
-Właśnie wracam do siebie. Może chcesz się pogadać?
Spojrzałem przed siebie i odpaliłem silnik.
-Będę za pięć minut.
Pokój Michaela był pomalowany na czerwono. Nic szczególnego. Łóżko, szafa, biurko. Trochę książek na regale, plakaty i gitara z małym wzmacniaczem w rogu. Usiadłem na podłodze i podciągnąłem kolana pod brodę. Michael podał mi Pepsi.
-Dzięki-otworzyłem puszkę.
-Co się dzieje?-zapytał Mikey siadając obok mnie.
-Mam już dosyć-odchyliłem głowę do tyłu- Kończę z Ashtonem.
-Nie przesadzaj Calum. Nie wiesz co się stało, nie zrobił tego specjalnie.
-Jak możesz go bronić? Bawił się mną od samego początku-przygryzłem policzek od środka, żeby się znów nie rozpłakać.
-Calum. Daj mu się chociaż wytłumaczyć. Czy ty nie chciałbyś, żeby on wysłuchał ciebie?
Zacisnąłem usta i spojrzałem w zielone oczy Michaela. Miał rację. Niestety miał rację.Pewnie gdybym nie kochał Ashtona olałbym go od razu. Ale go kochałem.
-On mnie rani Michael-schowałem twarz w dłoniach- Nie powinienem cały czas bać się, tego co może się zdarzyć. Powinienem być pewien, że Ashton będzie przy mnie.
Mikey westchnął głęboko i objął mnie ramieniem.
-Masz rację. Jeśli ktoś cię kocha, powinien ci to udowadniać. Ale tym razem mogę zrozumieć Asha. Ojciec Kelly leży w szpitalu. Dziś po południu miał wypadek. Chyba rozumiesz, że w tej sytuacji nie mógł z nią zerwać. Nie chciał dokładać jej nerwów.
Przed oczami stanął mi obraz, który widziałem w pokoju Ashtona. Kelly siedziała mu na kolanach, z twarzą schowaną w jego szyi. Byłem tak wściekły, że nawet nie zauważyłem, że musiała wtedy płakać. Poczułem się jak totalny głupek.
Oparłem brodę na kolanach i spojrzałem w zgaszony telewizor, który wisiał na ścianie. Michael przez chwilę ściskał moje ramię. Jednak poczułem, że jego dłoń przesuwa się na moje plecy. Chłopak przejechał palcami po moim karku i zaczął bawić się moimi włosami.
-Mikey? Co ty robisz?-spojrzałem na niego. Wyglądał jakby się ocknął i zabrał rękę.
-Sorry-zaśmiał się- Nie chciałem, żebyś tak to odebrał.
-No...tak to odebrałem-odsunąłem się- Lubię cię Mikey...
-Calum!-znów się zaśmiał- Wybacz, ale nie jesteś w moim typie.
Odetchnąłem z ulgą, ale też się zaciekawiłem. Przecież Michael z nikim się nie spotykał.
-A kto jest?-zapytałem. Michael przygryzł wargę i spojrzał na regał, na którym stało oprawione w ramkę zdjęcie. Kilku chłopaków z drużyny. Michael obejmował Luke'a ramieniem i zamiast patrzeć na obiektyw aparatu, zerkał na blondyna.
-Luke?! Podoba ci się Luke?
-Co w tym dziwnego? Jest...zajebisty-zarumienił się i upił łyk ze swojej puszki.
-Powiedziałeś mu o tym?
-Nie.
-Dlaczego? Jesteście kumplami. Bylibyście fajną parą.
-Luke ma faceta-Michael wstał i podszedł do regału, biorąc zdjęcie. Obejrzał je i odstawił na miejsce. Spojrzał na mnie dodając- A jak nie wpieprzam się w związki. Nie tak jak niektórzy. Za dużo dramatów.
Puścił do mnie oczko i uśmiechnął się.
CZYTASZ
If You Don't Know Let Me Go|| Cashton
FanficPokaż mi co czujesz...bo w słowa już nie wierzę... Zawiera treści dla dorosłych i przekleństwa.