*pov Justine*
Uśmiechnełam się do Remusa i pobiegłam na starożytne runy. Mój ulubiony przedmiot zaraz po obronie przed czarną magią. Wbiegłam do sali od run siadając obok jakieś puchonki. Większość gryfonów wybrała wróżbiarstwo a nie starożytne runy. Ja uważam, że to bardzo ciekawy przedmiot. Oczywiście może nie być tak ciekawy jak wróżbiarstwo ale na swój sposób jest.
Dzisiaj skupienie na runach nie szło mi dobrze... Byłam rozkojarzona i co chwila odliczałam czas dzielący mnie do przerwy. Dlaczego nie byłam skupiona? Rozmyślałam nad dziejszym zachowaniem Lunatyka. Martwiło mnie to a dodatkowo dowiedziałam się, że Rose chce wrócić do Remusa. Uważa, że Lupinowi podałam amortencje i tylko dlatego ze sobą jesteśmy. W ich związku nie układało się już od dawna. Ale co zrobić? Nie przemówisz do rozumu takiej głupiej kozie.Tak w końcu dzwonek. Spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z sali od run. Teraz miałam wolną godzine, więc postanowiłam spędzić ją w bibliotece odrabiając prace domową. Niestety na moje nieszczęście nie dane było mi tam dojść przez Malfoya który zagrodził mi droge. Obok niego byli Zabini i Goyle.
-Gdzie szlama się wybiera?-Usłyszałam z przodu zaciskając pięście.
-Nie twój interes Malfoy.
-Chyba jednak mój.
-No chyba nie. A teraz przepraszam bo się śpieszę...
Przepchnełam się przez Malfoya i jego goryli. Tylko w ich otoczeniu jest taki odważny. Prychnełam gdy chcieli coś jeszcze dodać ale nagle zauważyli huncwotów. Uśmiechnełam się sama do siebie i podbiegłam do Remusa zarzucając mu ręce za szyje.
-Już tak się stęskniłaś?-spytał mnie zakładając dłonie na moich biodrach.
-Aż żygnem tenczą-Syriusz jak zawsze musiał nam dogryzać.
-Jasne idź żygać-Lunatyk powiedział rozbawiony nadal obejmując mnie za biodra.-Możesz tego nie wytrzymać za bardzo...
James ryknął śmiechem. Biedak tak zaczął się śmiać aż upadł na podłoge śmiejąc się dalej. Uczniowie którzy obok nas przechodzili omijali nas szerokim łukiem. Syriusz patrzył się na Rogacza jak na idiote by po chwili zacząć śmiać się z niego. Nie chcąc by chłopak zaraził się idiotyzmem od chłopaków. Po chwili znaleźliśmy się na pustym korytarzu.
-Nie pobłądziliśmy czasem? Bo jeszcze tutaj nie byłem-powiedział zaciskając moją dłoń w swojej.
-Nie wiem...-przyznałam szczerze.-Możliwe, że to jakiś korytarz którym byliśmy ale rozmieszczenie schodów się zmieniło.
Brunet pokiwał głową. Szliśmy wolnym krokiem starając się nie pogubić w tej plątaninie. Po jakiś 20 minutach znaleźliśmy się na korytarzu na którym było mnóstwo pierwszorocznych. Lupin pociągnął mnie w przeciwną strone w którą szły te maluchy. Ciekawio mnie gdzie mnie tak prowadzi.
-Gdzie idziemy?-Spytałam wilkołaka.
-Zobaczysz. Niespodzianka.
-Ale za chwile masz zajęcia... Nie możesz zaniedbywać lekcji z mojego powodu.
-Justine... Wiem, że mam zaraz zajęcia ale jak raz nie pójde to nic się nie stanie. Prawda?
-Prawda...-przyznałam racje chłopakowi.-Ty stajesz się coraz bardziej bad.
-Chyba ci to nie przeszkadza?-Spytał stając przed jakimiś drzwiami uśmiechając się łobuzersko.
-Nie ale... To takie troche dziwne.
Nagle usłyszeliśmy za sobą skrzekliwy głos który należał do Rose. No i czar prysł. No super... Normalnie nie miał kto nam popsuć tej pięknej chwili tylko Rose.
-Heeeej Remus!!-podbiegła do niego nawet nie patrząc, że tam jestem. No co za suka.
-Hej Rose...-powiedział niezbyt optymistycznie.
Cóż nasza rozmowa nie zapowidała się dość miło...
CZYTASZ
Innymi oczami Justine Death: Huncwoci-rok piąty [zakończone] [korekta]
FanfictionNazywam się Justine Death i jestem czarownicą mugolskiego pochodzenia.Mam 15 lat i należe do Gryffindoru. Z huncwotami mam niewiele wspólnego.No może poza Remusem.Huncwoci to:James Potter,Syriusz Black,Remus Lupin i Peter Pettigrew.Nie będe wam o ni...