Obudził mnie huk. Ledwo przytomna, prawie że nie zauważyłam, jak Han poderwał się i podbiegł do okna.
- Co się dzieje? - spytałam zaspana.
- Wypadek jakiś, statki się zderzyły. Mam nadzieję, że...
- On nie miał przy sobie pieniędzy. - przerwałam mu.
- Ah, no tak. Przepraszam, śpij dalej, kochanie. - odparł wracając do mnie.
Jednak ja nie miałam zamiaru spać dalej, mieliśmy dużo do zrobienia, przede wszystkim priorytetem było odnalezienie Chewiego. Jednak myślę, że szukanie jego, jak i mieszkańców Alderaanu da się połączyć.
- Nie, wstawajmy już. Mamy trochę roboty. - powiedziałam.
Han dał mi rękę, by pomóc mi wstać, a ja zarzuciłam mu dłonie na szyję i pocałowałam. Tak dawno nie czułam jego ust na swoich, gdy tylko unormujemy sytuację zamierzam to zmienić.
Gdy w końcu zabrało nam tchu, oderwaliśmy się od siebie i bez słów wyszliśmy z pokoju, kierując się do wyjścia. Zapłaciliśmy za nocleg i wyszliśmy. Na zewnątrz było głośno, a jednak panował swojaki spokój, wszystko jechało idealnie swoją trasą, a po wypadku który nas obudził nie było już śladu. Odetchnęłam, wciągnęłam jak najwiecej powietrza w płuca, poczułam się wolna. Ale obowiązki wzywają.
- Rozdzielamy się, czy szukamy razem? - spytałam Hana.
- Nie ma mowy, że cię puszczę samą. - zadecydował.
Pierwszą osobą którą postanowiliśmy szukać, oprócz Chewiego, oczywiście, była Aria Leen, która według mapy nie mieszkała daleko. Postanowiliśmy pójść pieszo, zahaczając o pobliskie bary, może widzieli tam jakiegoś wookieego. Han cały czas był spięty, a droga się dłużyła.
Zapukałam do drzwi. Solo stał tuż obok mnie, trzymaliśmy się za rękę. Byliśmy w średnio zamożnej dzielnicy, bardzo zadbana i ładna okolica. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a przed nami stanęła czarnowłosa kobieta. Wytrzeszczyła oczy, mierząc mnie od stóp do głów, po czym... trzasnęła drzwiami.
- Hej, przepraszam! Chcę porozmawiać! - krzyknęłam za nią.
Jednak nie dała odpowiedzi, Han uderzył lekko w drzwi, ale ów mieszkanka raczej nie zamierzała otworzyć. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.
- Co jej? - Han popatrzył mi w oczy.
- Ja... nie wiem. Była wystraszona. - odparłam, rozdarta w środku.
O co mogło jej chodzić? Dobra, nie ważne, zdarza się. Postanowiłam zignorować to zdarzenie. Następna osoba na liście to niejaki Herd Fuda, 3 przecznice dalej. Jednak, szczerze mówiąc, straciłam ochotę na szukanie. Ta kobieta... w jej wzroku było takie coś, złość, strach? Nie, nie to. Nie wiem jak to opisać.
- Han, poszukajmy teraz Chewbaccki. - powiedziałam, spuszczając wzrok.
Han chyba zauważył, że się martwię.
- Księżniczko, nie martw się tak. Będzie dobrze. - pocieszył mnie.
Człowiek, któremu bezgranicznie ufasz to skarb. Han zawsze wiedział, kiedy coś mi dolega, rozumieliśmy się bez słów, w sumie jak większość zakochanych. Jednak mowić, a doświadczyć to co innego, wcześniej nie docierało do mnie jak to jest mieć kogoś, tak naprawdę.
- Chodź, zapomnieliśmy o śniadaniu, pewnie umierasz z głodu. Jak ja... - dodał cicho.
Zaśmiałam się pod nosem i uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem głodna. Ten człowiek zna mnie aż za dobrze.
Niedaleko nas, jak to przy bogatszych blokach bywa, była restauracja wyglądająca porządnie. Popatrzyliśmy się z Hanem na siebie i udaliśmy się tam.
W środku było bardzo przestronnie, stonowane kolory dodawały klimatu. Usiedliśmy przy stoliku gdzieś w głębi, a po chwili przyszła do nas kelnerka. Szybki wybór, nic wykwintnego.
- Ja poproszę zupę dnia. Leia? - spytał.
- Ja to samo. - odparłam szybko, bo zauważyłam coś w oknie. A raczej kogoś. Ktoś stał i patrzył się w naszą stronę, a gdy tylko go zobaczyłam, oddalił się. Dziwne...
- Yh, sekunda, muszę do toalety. - powiedziałam, wstając.
Han przytaknął, a gdy tylko nie patrzył, wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam go od razu, stał po drugiej stronie ulicy. Zakapturzona postać, rodem z horrorów, czekała na mnie. Bałam się iść, a jednocześnie wiedziałam, że muszę. Tak mi podpowiadała Moc - przynajmniej Luke by tak powiedział. Odwróciłam się w stronę Hana, jednak szyby były przyciemnione, nie widziałam więc go. Teraz albo nigdy, przeszłam przez ulicę, by stanąć twarzą w twarz z nim. Jednak zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, dostałam czymś twardym w brzuch. Od razu poleciałam w tył, przygotowana na twarde lądowanie, jednak tak się nie stało.
- Naprawdę myślisz, że nic nie widziałem? - zadrwił.
Nic nie odpowiedziałam, ból narastał w siłę.
- Leia, wszystko w porządku? - to były ostatnie słowa, które usłyszałam, zanim straciłam przytomność.
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Zakapturzona postać, ból. Jestem w szpitalu, świetnie, tego tylko do szczęścia brakowało. Postanowiłam wstać i poszukać Hana, albo chociaż jakiejś pielęgniarki. Jednak robiąc pierwszy krok, poczułam szarpnięcie za przedramię. Kroplówka! Jeszcze lepiej! Nie miałam zamiaru się z nią ciągać, więc pozbyłam się jej, a na ręce został tylko mały, lekko krwawiący ślad. Przeżyje, trudno. Wyszłam z pokoju, wprost na długi korytarz pogrążony w półmroku. Kompletnie nie wiedziałam w którą stronę iść, ale że nagle z lewej coś zaczęło szurać, postanowiłam pójść w prawo. Korytarz był ciagle taki sam, różnił się jedynie numerkami nad drzwiami. W końcu doszłam do większego źródła światła, które wydobywało się z jakiegoś pokoju, pewnie dyżurka. Jednak obok była też toaleta... miewam czasami ludzkie odruchy, nie mogłam przegapić takiej okazji. Po skończonej czynności i umyciu rąk, poszłam do pokoju, a zobaczyłam w nim to czego się spodziewałam. Trójka pielęgniarek, jedna z nich spała, pozostałe rozmawiały.
- Dobry wieczór... - szepnęłam.
- Oh, pani... Solo? Dlaczego pani nie śpi? - spytała kobieta.
Jak widać wiele rzeczy wydarzyło się gdy spałam, jednak ślub z Hanem nieco mnie zaskoczył, jednak po nim mogłam się spodziewać wszystkiego.
- Chcę się dowiedzieć, co tu właściwie robię. - popatrzyłam się na nie błagalnym wzrokiem.
- Miała pani wypadek! Ale wszystko jest w porządku, a gdzie pani kroplówka?! - oburzyła się jedna z kobiet.
Wypadek miałam? Ciekawe.
- Prawdopodobnie urwała się gdy spałam. - Leia Organa, znaczy - Solo, mistrz kłamstw.
- Wróć, kochana, do pokoju. Powinnaś spać, Gers pójdzie z tobą i przypnie wenflon z kroplówką. - oznajmiła.
- Tak, a może wiecie, gdzie mój... mąż? Han Solo? - w sumie miło mowić o kimś, że jest się z nim w związku małżeńskim.
- Han! Miły człowiek, wyszedł godzinę temu, był bardzo zmęczony. - powiedziała.
Tak więc, poszłam z jedną z pielęgniarek do swojego pokoju, gdyby nie ona, nigdy bym się tu nie odnalazła.
Wbiła mi igłę w ramię, wkładając wenflon i podłączając mnie do kroplówki.
- A teraz proszę spać. Dobranoc. - pożegnała się oschle.
Wiedząc, że nie mogę nic więcej teraz zrobić, skuliłam się i próbowałam zasnąć, było to jednak trudne ze świadomością, że jestem tu kompletnie sama. Ciekawe, czy Han czuł teraz to samo.
CZYTASZ
Only Hope
Fanfiction❝Okazało się, że jest gorzej niż ktokolwiek przypuszczał. Oni są naszą jedyną nadzieją.❝