To był naprawdę kiepski pomysł. Powinna pozostać tam, gdzie od zawsze było jej miejsce, czyli w klubie cienia. Niewidzialna dla większości, szara, bez wyrazu i ciekawej osobowości. Bez licznej grupy przyjaciół, w swoim cichym świecie marzeń. Jednak kolejna szkoła wydała jej się znakiem do tego, by jednocześnie rozpocząć w życiu coś nowego. No i teraz ma – swój „nowy" start.
Szła niepewnie tym koszmarnie brzydkim i odrapanym korytarzem, gdzie co druga z jarzeniówek nieprzyjemnie migała. Co chwilę mijała też kogoś podpierającego ścianę. Czuła na sobie czyjś wzrok i właśnie teraz wolałaby być niewidoczna. W końcu ujrzała przejście do sali klubu i podążyła szybciej w jego stronę. Uderzyła w nią fala gorącego powietrza oraz jazgot głośnej muzyki. Słabe oświetlenie nie ułatwiało jej odnalezienia koleżanek.
W trójkę wymknęły się z internatu tuż po dziesiątej. Miesiąc temu, jako trzecia, dołączyła do ich pokoju i gdy zaproponowały jej wspólną wyprawę, zgodziła się. Zgodziła się! Po raz pierwszy w życiu wyłamała się ze swoich ram i złamała jakieś prawo. A dokładniej prawo w szkole. Gdyby jej rodzice się o tym dowiedzieli, wpadliby w szał. Zawsze ją to dziwiło. Praktycznie w ogóle się nią nie interesowali, nie pytali o zdanie przy częstych przeprowadzkach, a jak już coś się stało, to przeżywali to, jakby wszystkie dziesięć plag spadło na ich dom.
To już była jej piąta szkoła, odkąd zaczęła się uczyć – oczywiście z internatem, by przypadkiem nie mieszkała z nimi pod jednym dachem, jak to bywało w normalnych rodzinach. Przecież znajdowali się w tym samym mieście, a ona czuła się tak, jakby dzieliły ich kontynenty. Raz w miesiącu zapraszana była na niedzielny obiad i zaraz po nim też odprawiona. Ojciec z matką odwiedzali ją tylko po wywiadówce w szkole. Wtedy też wyrażali swoje rozczarowanie odnośnie jej ocen, zachowania, stroju czy też sposobu zaścielenia łóżka. Nie ważne co, byleby skrytykować. Może dlatego dla większości koleżanek była jak duch – istniała, lecz nikt jej nie dostrzegał. Żyła jedynie dla samej siebie i na złość rodzicom. Jeśli liczyli na to, że załamana swoją egzystencją, popełni samobójstwo, to niedoczekanie. Skoro tak bardzo nie chcieli dzieci, to trzeba było samemu się jej pozbyć, gdy był jeszcze na to czas. O nie, ona na pewno ich w tym nie wyręczy. Będzie żyła na przekór im. Zawsze to jakiś powód i cel.
W końcu ujrzała swoje współlokatorki, które nadal rozmawiały z tymi samymi ludźmi, co przed jej wyjściem. Było to dwóch rosłych mężczyzn, możliwe że nawet o dekadę starszych od nich. Ale zarówno im, jak i jej koleżankom najwyraźniej to nie przeszkadzało. Bez dwóch zdań czuła się zbędna w tym towarzystwie. Dziewczyny prowadziły z nimi dziwną rozmowę, której ona nie mogła zrozumieć ni w ząb, nie mówiąc już o włączeniu do niej. Dlatego wyszła do ubikacji.
Pytanie tylko co teraz?
Musiały wrócić razem, gdyż nie stać jej było na samotną podróż taksówką, a w nowym mieście nie znała drogi do swojej szkoły. Przecisnęła się przez tłum w kierunku długiego baru, ale nie było przy nim wolnego miejsca. Po przekątnej sali znajdował się drugi, mniejszy i bardziej kameralny. Obsługiwany był przez tylko jednego barmana i nie kłębiły się koło niego dzikie tłumy. Zauważyła nawet wolne miejsce. Od razu też przyspieszyła kroku i już po chwili wdrapała się na wysoki stołek, siedząc tyłem do lady, a przodem do sali. Wzrokiem odszukała koleżanki i bacznie je obserwowała. W pewnym momencie odwróciła się za siebie, napotykając niezadowolony wzrok barmana. No tak, zajmowała miejsce, więc wypadałoby coś zamówić.
CZYTASZ
Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)
RomansaNie jest łatwo zapomnieć o krzywdach, które spotkały nas w życiu. Nie da się ich wymazać z pamięci. Ciężko odnaleźć w nich głębszy sens. Nie jest rzeczą łatwą, ruszyć do przodu, gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A i właściwy kierunek wydaje...