"Oby to było już tu" – pomyślał, słysząc chrzest przekręcanego zamka w drzwiach.
- Cześć - powiedział, od razu czując sporą ulgę. - Nie przeszkadzam?
Widział, jak nie może wyjść ze zdziwienia.
- Nie - odezwała się w końcu i wychyliła nieznacznie do przodu. - Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam?
- Nie wiedziałem. Po prostu udało mi się wejść do klatki, a potem pukałem kolejno do drzwi. Na całe szczęście mieszkasz na pierwszym piętrze, więc odwiedziłem tylko piątkę twoich sąsiadów. To dla ciebie, skromny prezent na nowe - stare mieszkanie - powiedział, wyciągając przed siebie siatkę pełną pomarańczy. - Będziesz miała zapas do herbaty.
- Dziękuję - powiedziała, nadal będąc w szoku. - Wejdź dalej.
Odsunęła się, robiąc mu przejście. Śmiało wszedł do środka, zdejmując od razu buty i kurtkę.
- Wejdź dalej - dodała już nieco pewniej.
Z niedużego przedpokoju wchodziło się od razu do sporego salonu, połączonego z kuchnią. Boczny korytarz prowadził prawdopodobnie do łazienki i innego pokoju.
- Usiądź, proszę - wskazała mu kanapę, przed którą stał nieduży i niski, drewniany stolik. - Napijesz się czegoś?
- Bardzo chętnie - rozsiadł się wygodnie. - Może być herbata.
- Jasne - uśmiechnęła się i odeszła.
Wróciła po chwili, niosąc niedużą tacę. Położyła na stole dwa spodki z porcelanowymi filiżankami oraz cukiernice. Ponownie odeszła, wracając z dzbankiem herbaty, pomarańczą pokrojoną w kostkę oraz talerzykiem z ciastkami, które to od razu rozpoznał. Te same, które ich mama od lat lubiła i kupowała. Te, które dała im w dniu tamtego wypadku.
- Czy coś się stało? - zapytała, najwyraźniej widząc, jak się im przypatruje.
- Nie - uśmiechnął się, spoglądając ponownie na nią.
Pomyślał, że to musi być jakiś znak. I że tym razem nie zamknie oczu, by problem sam minął, pozostając bez odpowiedzi.
- Przykro mi, ale masz pecha - zaczął. - Bo ja nie odpuszczę i nadal chcę z tobą porozmawiać na wiadomy ci temat sprzed tygodnia.
- Rozumiem - odparła spokojnie, nalewając ostrożnie herbaty do filiżanek. - W takim razie słucham - i spojrzała mu w twarz z lekkim uśmiechem na ustach. - Miejmy to już z głowy.
- Wiem, że twoje zdanie na mój temat - niezniechęcony ostatnią uwagą, zaczął mówić - zostało wyrobienie, zanim tak naprawdę zdążyliśmy się poznać i patrzysz na mnie przez pryzmat cudzych opinii. Oczywiście nie twierdzę, że wszystkie z nich mijają się z prawdą i że w pewnym sensie sam sobie na nie zapracowałem. Ale to nie zmienia faktu, że nie należy mi się szansa na to, by coś w swoim życiu zmienić. Nie zawsze też moje życie tak wyglądało.
- Tak, słyszałam - powiedziała cicho, unosząc wzrok znad filiżanki. - Ale to chyba dotyczy nas wszystkich. Wszyscy z czasem się zmieniamy.
- Cieszę się, że tak uważasz, bo ja też chcę się zmienić. Nie, źle się wyraziłem. Chcę wrócić do tego, co kiedyś było ważne w moim życiu. Ponownie wierzyć w to, w co wierzyłem kiedyś. A ty jesteś osobą, która powoduje, iż zaczynam ufać, iż jest to możliwe.
- Wybacz, ale ja nie jestem w stanie w niczym ci pomóc. Myślisz się co do mnie i tyle.
- Dlaczego tak uważasz?
CZYTASZ
Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)
RomanceNie jest łatwo zapomnieć o krzywdach, które spotkały nas w życiu. Nie da się ich wymazać z pamięci. Ciężko odnaleźć w nich głębszy sens. Nie jest rzeczą łatwą, ruszyć do przodu, gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A i właściwy kierunek wydaje...