Rozdział 12

129 9 0
                                    

POV NATHAN

Kiedy Jasmine wyszła z pokoju, ubrałem się i wyszedłem pobiegać. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza, w głowie miałem cholerny bałagan a nie miałem pojęcia jak się go pozbyć. Kiedy całowałem się z Jas miałem wrażenie momentami że widzę nie ją tylko Sophie. Co się dzieje? Wychodząc z pomieszczenia natknąłem się znów na dziewczynę.

- Gdzie wychodzisz skarbie? - spytała swoim niziutkim głosem.

- Idę pobiegać, chyba nie masz nic przeciwko?

- Nie, oczywiście że nie. Tylko wracaj szybko. - Pocałowała mnie w usta, żeby nie czuła że nie oddałem pocałunku szybko się odsunąłem i ruszyłem w stronę wyjścia.

Rześkie powietrze wtargnęło do moich płuc, pogoda była wręcz idealna żeby pobiegać. Podczas biegu kilka razy pomyliłem kierunki, za dużo myśle o niej. Muszę się skupić na czymś innym, tylko na czym skoro tylko ona od jakiegoś czasu jest wszystkim dla mnie. Zaczynam żywić wobec niej uczucia których nie czuję przy żadnej innej dziewczynie. Chce widzieć ja gdy zasypia i się budzi, gdy krzyczy ze złości i płacze ze smutku. Chce ją całować, na każdym skrawku jej ciała, plątać miedzy palcami jej włosy. Dotykać jej, ale także czuć jej dotyk na mojej skórze. Gdy zamykam oczy widzę ją przed sobą, jak uśmiecha się i droczy się ze mną. W głowie mam fantazję z nią w roli głównej. Nigdy nie wyobrażałem sobie każdego momentu z jakąś dziewczyną, dopiero gdy poznałem ją, wyobrażam sobie rzeczy i chwilę które chciałbym by się spełniły.

Wbiegłem do lasu, gdzie zwolniłem bieg. Las wydawał się być miejscem do którego zawsze można przyjśc wyciszyć się i pomyśleć. Tylko nad czym tu myśleć. Do cholery, czuję coś czego nigdy jeszcze nie czułem przy żadnej innej dziewczynie. Podparłem się ręką o drzewo które stało najbliżej mnie, głębokie wdechy i wydechy zawsze pomagały mi kiedy miałem problemy z oddychaniem. Nie mogę przeginać bo skończy się to atakiem. Stanąłem plecami do drzewa i kucnąłem po czym usiadłem na wilgnej ziemi. Chciało mi się krzyczeć, wrzeszczeć na całe gardło aż straciłbym głos. Najchętniej rozwaliłbym coś, poczuł ból byle tylko nie myślej o tym wszystkim, byle by nie myśleć o niej. Muszę się pozbyć jej z głowy. Muszę zapomnieć o tym wszystkim, wymazać z pamięci wszystko co jest z nią związane. Człowieku, ogarnij się! Za nie długo żenisz się z jakąś laską która może załatwić Ci klucz do kariery. Ale czy chce tego wszystkiego. Czy warto poświęcić szczęście dla czegoś co może się nie udać? Ohh, do diabła! Wstałem i z całej siły uderzyłem w korę drzewa. Poczułem piekący ból w dłoni.

- Aaaaa!!!! - Wydarłem się na cały głos.

Wszedłem do kuchni z zakrwawioną dłonią. Chyba z siedem razy przywaliłem ręką w to drzewo. Lauren stała tyłem do mnie mieszając coś w garnku który stał na kuchence. Nie wiedziałem gdzie jest apteczka, odchrząknąłem i dopiero wtedy jej wzrok wlepił się we mnie a raczej na rękę którą trzymałem przypartą do torsu.

- Boże, co się panu stało? - Zostawiła wielką drewnianą łyżkę i ruszyła w moją stronę. Dotknęła mojej ręki i mnie przeszył okropny ból. - Oj przeprasza, trzeba to natychmiast oczyścić, za chwilę może wdać się zakażenie. Proszę, niech pan pójdzie za mną.

Bez jakiegokolwiek sprzeciwu ruszyłem za nią. Doprowadziła mnie do łazienki na parterze. Usiadłem na oparciu od wanny i czekałem aż pomoże mi to opatrzeć.

- Jeśli mogę spytać, to co się stało? - Wyciągnęła pudełko z napisem 'apteczka' i zbliżyła się do mnie.

- Uderzyłem w drzewo. - krótka i szybka odpowiedz. Bo co niby miałbym powiedzieć, rozmyślałem o tych wszystkich popieprzonych uczuciach i nie wytrzymałem?

- A czym drzewo panu zawiniło. - Woda utleniona zaczęła szczypać od razu gdy pierwsza kropelka zetknęła się z moimi ranami na dłoni .

- To raczej chyba ja a nie ono. Ss... - Ból przeszył całą moją rękę, od ramienia po same palce.

- To chyba musiał pan coś strasznego zrobić skoro wyżywał się na drzewie. - Suchą gazą zaczęła delikatnie wycierać brud który mieścił się w ranie.

- Tsaa.. Strasznego. Jeżeli uczucia można nazwać czymś strasznym.

- Problemy sercowe? - Spojrzała na mnie spod małej grzywki.

- Coś w tym rodzaju. - Zacisnąłem pięść. Strasznie mnie piekło. Zasłużyłem sobie na to.

Po tym nie odzywała się już wcale. A mnie korciło by zadać jej pytanie, na które odpowiedź pragnę znać. Spojrzałem na nią i nie byłem pewien czy odważyć się czy lepiej zamknąć się i nie ośmieszać samego siebie.

- Czy wie pani gdzie może jest Sophie? - Moja nie wyparzona gęba odezwała się za mnie. Co mnie zdziwiło? To to że Lauren, jak zadałem to pytanie, zrobiła się jakaś dziwna. Przestała na chwilę opatrywać mi dłoń, po czym oderwała wzrok z rany i przyjrzała się mnie. Szybko jednak spuściła głowę i kończyła opatrywanie.

- Niestety nie. - Tylko tyle usłyszałem z jej ust.

Szybko dokończyła zakładanie opatrunku, sprzątnęła wszystko i wyszła z łazienki nie mówiąc ani słowa. Zdałem sobie sprawę że ona musi coś wiedzieć, o tym gdzie podziewa się Sophie. Przecież nie mogła tak po prostu zniknąć. Również wyszedłem z łazienki i ruszyłem w kierunku swojego pokoju. Przed schodami coś natknęło mnie na to by zatrzymać się przy drzwiach od piwnicy. Tak jakbym słyszał jakiś głos. Stanąłem bliżej drzwi i nasłuchiwałem. Nic. Może się przesłyszałem.... Ohh.. Mam dość. Niech to wszystko się skończy.


I'II Remember You III N.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz