***
***
Shailene
Kilka dni później przylatujemy do Los Angeles. Zatrzymujemy się w starym mieszkaniu Theo, nie chcąc się narzucać moim rodzicom. Miło wrócić do Ameryki, bo choć uwielbiam Anglię, to wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej... Jednak tutaj żyłabym w ciągłym stresie, że znajdzie nas Liam i zrobi coś naszej córce. Nadal nie wiadomo, gdzie jest, więc mam ogromną nadzieję, że po prostu wrócił do Nowej Zelandii i już raz na zawsze zniknął z mojego życia. Zaczynam nowy etap z Theo, jesteśmy zaręczeni, chcemy wziąć ślub i nic ani nikt nie jest nam teraz w stanie przeszkodzić.
***
Dzień przed Wigilią, budzi mnie cudowny zapach, więc otwieram oczy i widzę Theo, który kładzie przede mną tacę ze śniadaniem - jajecznica, kilka kromek chleba, szklanka soku pomarańczowego i kubek z kawą. Jest też bukiet kwiatów.
- Ojej, cóż to za okazja? - Pytam, uśmiechając się.
- Po prostu twój przyszły mąż bardzo cię kocha i chce ci to okazać, kochanie - Theo odwzajemnia uśmiech.
- I te kwiaty... - spoglądam na niego podejrzliwie, a on natychmiast robi minę niewiniątka. - Masz coś na sumieniu, Theodore?
- Ja? Przecież mnie znasz, zawsze jestem grzeczny - oświadcza.
- Polemizowałabym, ale jestem strasznie głodna, więc może później - odpowiadam i zaczynam jeść.
Z pokoju obok rozlega się płacz Joyce, więc Theo idzie po nią i po chwili wraca.
- Cześć, mamusiu - mówi, machając do mnie malutką rączką Joy.
- Cześć, skarbie - odpowiadam i odkładam tacę na stolik nocny, a Theo podaje mi Joy. - Tata zmienił ci pampersa?
- No oczywiście, że tak, mamo - Theo przewraca oczami.
Kładę Joy na łóżku przed sobą i zaczynam się z nią bawić. Mała śmieje się do mnie, a dla mnie jest to najpiękniejszy widok, jaki można sobie tylko wymarzyć.
- Moje kochane dziewczyny - mówi Theo i przytula mnie, po czym sam patrzy na radosną Joy. - Chyba jednak daliśmy jej dobre imię, bo z pewnością odziedziczy po tobie tą twoją radość życia i pozytywne podejście do życia. Będziesz takim radosnym promyczkiem jak twoja mamusia, moje słoneczko?
- Och, Theo, jesteś taki słodki - całuję go w policzek i przytulam się do niego. Uwielbiam być w jego ramionach, mogłabym godzinami siedzieć i po prostu przytulać się do niego, czuć się bezpiecznie i kochana.
- Okej, musimy jeszcze podjechać do centrum po prezent dla rodziny twojego brata - stwierdza Theo i wstaje.
- Tak bardzo mi się nie chce - jęczę, przeciągając się.
- Ubieraj się kochanie. Idę zrobić małej kaszkę - odpowiada Theo i wychodzi z pokoju.
- Ależ ten twój tata władczy, co nie? - Uśmiecham się do Joy.
***
Nie mamy pomysłu, co kupić mojemu bratu i jego rodzinie na Święta. Wszystko już mają, a nie chcę im dać po prostu pieniędzy.
Kiedy przechodzimy obok biura podróży, Theo nagle się zatrzymuje.
- Co jest? - Pytam, stając obok niego. Joy grzecznie śpi w wózku.
- Może wykupmy im jakąś wycieczkę? Sama mówiłaś, że twój brat taki zapracowany, mógłby sobie tam odpocząć z żoną i córką.
- To dobry pomysł - odpowiadam entuzjastycznie. Joy zaczyna płakać. - Oj, chyba muszę iść z nią do łazienki zmienić jej pampersa. Poradzisz sobie sam?
- Tygodniowy wyjazd, w dowolnym terminie, żeby sami wybrali? - Upewnia się Theo. - Powiedz mi jeszcze gdzie.
- Hawaje - uśmiecham się. - Mój brat kocha to miejsce tak samo jak ja.
- Okej, to w razie czego zadzwonię.
***
Wychodzę z przebieralni dla dzieci i idę długim korytarzem, który do niej prowadzi. Nagle zauważam, że w moją stronę zmierza wysoki blondyn, uśmiechając się szyderczo. Kiedy znajduje się dostatecznie blisko, rozpoznaję go i serce podchodzi mi do gardła. Jesteśmy tu same, bez Theo... Z Liamem...
CDN.
Właśnie dzisiaj widziałam na TVNie reklamę z filmami na wiosnę i co zobaczyłam? 👇🏿
❤❤❤
CZYTASZ
WHEN YOU ARE HERE (SHEO STORY) [3]
FanfictionTrzecia część opowiadania „Wish you were here".